Widać, że politycznych wakacji w tym roku nie będzie, a jeśli, to bardzo krótkie. Przesunięte wybory prezydenckie przepchnęły na sierpień cały związany z nimi kalendarz: rozpatrzenie protestów, zaprzysiężenie prezydenta, formowanie nowej kancelarii; ruszyły też targi i spekulacje dotyczące szykowanej na wrzesień rekonstrukcji rządu, a ściślej – powyborczej rekonstrukcji obozu władzy. Chwilowo jednak obserwujemy korowód chaotycznych decyzji i deklaracji, sprawiających wrażenie pospiesznego załatwiania doraźnych politycznych interesów. Taki charakter ma akcja ministra Ziobry w sprawie konwencji antyprzemocowej (patrz obok) czy ustawowa wrzutka zdejmująca z Jacka Sasina odpowiedzialność za miliony złotych bezprawnie wydane na tzw. niewybory.
W ogóle owe wrzutki – czyli doczepianie do projektów ustaw przepisów z zupełnie innego obszaru – są świeżym odkryciem legislacyjnym PiS, z którego partia radośnie korzysta. To się pojawiło już przy ustawach covidowych – do jednej z nich minister sprawiedliwości dopisał np. podwyższenie wyroków za stalking; w podobnym trybie nałożono drakońskie kary na lekarzy za błędy medyczne (POLITYKA 30), a w niewinnej ustawie o pracownikach delegowanych postanowiono właśnie zmienić dyscyplinującą finanse publiczne tzw. regułę wydatkową w taki sposób, aby zamaskować tegoroczny, zapewne ćwierćbilionowy, deficyt. Inne pośpiesznie zgłaszane, niedopracowane i niekonsultowane projekty wyglądają z kolei na pilotaż przed poważnymi zmianami ustrojowymi planowanymi już może na jesień. Tak jest z wrzutką, która praktycznie odbiera autonomię NFZ i daje ministrowi zdrowia dużą swobodę w dysponowaniu pieniędzmi na leczenie.