Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Macierewicz i nowa dawka smoleńskiej dezinformacji

Antoni Macierewicz Antoni Macierewicz Ministerstwo Obrony Narodowej
To kolejna odsłona wojny informacyjnej, którą PiS i jego wiceprezes prowadzą konsekwentnie od dziesięciu lat, skłócając społeczeństwo i osłabiając państwo.

Daruję sobie omawianie tego, co w czwartek przedstawili Antoni Macierewicz i jego współpracownicy z podkomisji smoleńskiej posłom z sejmowej komisji obrony. Nie warto przykładać w żaden sposób ręki do rozpowszechniania kłamstw i manipulacji seryjnie produkowanych pod skrzydłami partyjnego zastępcy Jarosława Kaczyńskiego. I tak wiele z nich krąży od lat w przestrzeni publicznej. Wystarczy, że napiszę: Macierewicz znów próbuje wcisnąć nam teorię o dwóch wybuchach na pokładzie tupolewa (w skrzydle i w kadłubie). Oczywiście nie pokazując żadnych dowodów.

Były oficer kontrwywiadu: Potraktowano mnie jak zbrodniarza

Macierewicz może tak bez końca

Macierewicz po czterech i pół roku pracy swojej podkomisji znalazł się w nieciekawym położeniu. Raportu końcowego jak nie było, tak nie ma, choć miał być w kwietniu tego roku. Wiceprezes PiS od czasu do czasu podrzuca kolejne terminy, w które mało kto wierzy. Skorzystał więc z okazji, by w dogodnej dla siebie chwili przejść do ataku. Warto przypomnieć bowiem, że wniosek o informację na temat działań podkomisji Koalicja Obywatelska złożyła pół roku temu. Jej przewodniczący poseł PiS Michał Jach zwołał je dopiero na czwartek.

W czasie trwającego kilka godzin posiedzenia Macierewicz nie powiedział nic o pracy komisji, jej składzie ani wydatkach. W swoim stylu obrażał Macieja Laska, który w imieniu KO prezentował wniosek, i w charakterystyczny sposób próbował zakrzyczeć i werbalnie zastraszyć tych, którzy wytykali mu nadużycia.

Głównym punktem była prezentacja trwającego prawie półtorej godziny filmu, który miał dowodzić, że w tupolewie doszło do wybuchów z użyciem heksogenu. Ale dowodów – jak zwykle – Macierewicz nie pokazał. Film epatował drastycznymi szczegółami obrażeń i stanu zwłok ofiar, ale o wynikach sekcji ekshumowanych ciał, które miały przynieść dowody na działanie materiałów wybuchowych, nie wspomniał nawet słowem. W ten sposób Macierewicz znów kupił sobie kilka miesięcy spokojnego działania, by zbierać i sączyć zmanipulowane dane mające świadczyć o zamachu. Jak wiadomo, może tak bez końca.

Czytaj też: Katastrofa smoleńska zdewastowała polską politykę

Wojna informacyjna w stylu wschodnim

W działaniu PiS i jego wiceszefa nie chodzi o to, by znaleźć dowody, których przecież nie ma. Chodzi o to, by utrzymać, a jeśli się uda, dodatkowo zaognić konflikt i podział w społeczeństwie, który za sprawą smoleńskich manipulacji tak poróżnił Polaków. Podział ten, niszczący dla państwa, mobilizujący tych, którzy wierzą w smoleńskie brednie, służy PiS. Ci, którzy wierzą w zamach, to niemal w stu procentach elektorat partii z Nowogrodzkiej.

Wykonując w pocie czoła swoją robotę, Macierewicz sięga – jak słusznie zauważyła Joanna Kluzik-Rostkowska z KO – po narzędzia charakterystyczne dla wojny informacyjnej prowadzonej w stylu wschodnim, żeby nie powiedzieć: rosyjskim. Analizując działania Macierewicza pod kątem technik rosyjskiej dezinformacji opisanych przez Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPA), można dojść do wniosku, że co najmniej 17 z 22 pasuje do metod przez niego stosowanych.

Czytaj też: Macierewicz i Smoleńsk. Alfabet rosyjskiej dezinformacji

Weźmy kilka przykładów. Uzurpując sobie prawo wyrażania „woli narodu”, który rzekomo „domagał się prawdy”, Macierewicz sięgnął po technikę zwaną w wolnym tłumaczeniu „podłączeniem się do większości” („joining the bandwagon”). Chodzi o zadeklarowanie, że jest się częścią, a zarazem emanacją ludu, która najlepiej reprezentuje jego oczekiwania. Mniej istotne jest istnienie takiej realnej większości, bardziej – wywołanie wrażenia, że realizuje się potrzeby większości społeczeństwa lub znaczącej jego części („Polacy chcą prawdy o katastrofie smoleńskiej”).

Destrukcyjna siła Macierewicz

Tak zwana prawda o Smoleńsku, czyli twierdzenie, że Tu-154M uległ katastrofie w konsekwencji zamachu, to klasyczny przypadek teorii spiskowej („conspiracy theory”), która karmi się mitami, pogłoskami i wymysłami. Rosyjska propaganda chętnie po nie sięga, by zasiać niepewność i zamęt, pogłębić podziały i nieufność (np. wobec instytucji innego państwa). Macierewicz, lansując teorię zamachową, nie tylko skłócił polskie społeczeństwo, ale uruchomił proces narastającej nieufności wobec instytucji państwa oraz jego najważniejszych funkcjonariuszy. Zaś z odrzucania faktów („denying facts”) i przedstawiania opinii jako faktów („presenting opinion as facts”) uczynił swój znak firmowy.

Tak działalność Macierewicza – wyjątkowa w swojej destrukcyjnej sile – nie tylko osłabiła państwo, ale wręcz zepchnęła je na Wschód. To chyba największa strata, jaką poniosła Polska, i największa korzyść, jaką odnieśli ci, którzy Polsce źle życzą.

Czytaj też: Jak sądy pozwalają wodzić się za nos Macierewiczowi

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną