Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Na co Sąd Najwyższy nie może zamykać oczu

Sąd Najwyższy Sąd Najwyższy Mariochom / Wikipedia
Nie wymagam, by sędziowie Sądu Najwyższego unieważniali wybory, ale by przynajmniej zostawili ślad rozumowania na przyszłość.

Dziś Sąd Najwyższy intronizował Andrzeja Dudę na stanowisko prezydenta Polski. I choć nie jest to dla mnie radosne święto, to w obecnej sytuacji chciałbym przypomnieć zagraniczne wzorce. Zarówno Richard Nixon przegrywający o włos z Johnem Kennedym w 1960 r., jak i Al Gore przegrywający o jeszcze cieńszy włos z George’em W. Bushem w 2000 r. mieli podstawy, by wynik kwestionować. Ale uznali, iż nie można się kopać z koniem, i nie chcieli dodatkowo pogłębiać podziałów kraju.

Czytaj też: Jacek Kurski, cichy zwycięzca wyborów

Sąd Najwyższy i metoda „z kopyta”

Na podobnej zasadzie nie zamierzam postulować unieważnienia wyboru Andrzeja Dudy. Jednak nie można bez zdecydowanego sprzeciwu pozostawić metody „z kopyta”, jaką Sąd Najwyższy potraktował 4086 protestów wyborczych w sprawie NSW 84/20, skupionych na kłamstwach i manipulacjach telewizji tzw. publicznej, a które dotyczyły sposobu traktowania przez nią kontrkandydata Dudy. Był to sposób haniebny: telewizja bezkarnie poniewierała Rafała Trzaskowskiego, przypisując mu wrogie Polakom czyny i zamiary. Trzeba wyjątkowo złej woli, by temu zaprzeczać.

Co zrobili sędziowie Sądu Najwyższego? Nie zaprzeczyli, tylko zamknęli oczy. Protesty w tej sprawie – jak to ślicznie mówią prawnicy – pozostawili bez biegu. Dlaczego to tak oburza? Z trzech powodów. Po pierwsze, ze względu na przyjęte przez nich uzasadnienie. Według komunikatu sędziowie uznali, że protesty nie spełniają wymogów formalnych. Protest musi wskazać naruszenia przepisów Kodeksu wyborczego bądź Kodeksu karnego. A nigdzie przecież w nich nie jest napisane, że wybory mają być uczciwe i sprawiedliwe. Dziękujemy, do widzenia.

Sędzia nie może żyć wyłącznie w sferze normatywnej, ignorując świat rzeczywisty. Pewna uczona osoba Anna Karnicka potępiła tę postawę na Facebooku, nazywając ją „wąskim, nastawionym na formalistycznie-ścieśniająco ujęte kryteria pojmowania wzorca zgodności z prawem”. Trafnie też przywołała historyczny precedens – sąd Piłata. „Co to jest prawda ?” – pytał Piłat i ostatecznie umył ręce.

Ale zaraz… Czy konstytucja nie stanowi, że wybory mają być „równe”? Co to właściwie oznacza „równe”? Czy tylko tyle, co napisano w Kodeksie wyborczym? Zasada równego i sprawiedliwego traktowania kandydatów przez władze publiczne – a telewizja publiczna jest władzą publiczną – jest bez wątpienia częścią prawnych i aksjologicznych ram państwa prawnego.

Zasada równości w wyborach to nie tylko zachowanie komisji wyborczych w dniu głosowania. Trudno się nie zgodzić z takim fragmentem wzoru protestu opublikowanego przez inicjatywę Wolne Sądy: to równe traktowanie wszystkich kandydatów oraz równość szans w wyborach, co trzeba odnosić do wszystkich etapów procesu, w tym do prowadzenia i finansowania kampanii, dostępu do mediów publicznych oraz bezstronności organów konstytucyjnych.

Prof. Krystyna Skarżyńska o tym, co wybory powiedziały o Polakach

Masowa manipulacja społeczeństwa

O ile jeszcze niechętnie uznam, że szeregowy sędzia może powiedzieć: ach, równość to koncepcja epokowa, nie jestem filozofem ani nawet filozofem prawa, trzeba mi norm prostszych, np. w wyborach komisje mają liczyć co najmniej trzy osoby, krzyżyk ma być w kratce, o tyle inaczej jest z Sądem Najwyższym. Sędzia SN nie po to jest wyniesiony do tej godności, by się uchylać od sedna sprawy. Nie może tylko gromadzić argumentów o formalnych wymogach cząstkowych reguł technicznych. Może się oczywiście mylić, ale powinien podać i uzasadnić swoje stanowisko w odniesieniu do świata realiów, a nie tylko świata formalnego.

Sędziowie tłumaczą, że wyborcy mają w Polsce wolność wyboru i w ramach ich wolności mieści się m.in. wybór dotyczący źródeł, z których czerpią informacje o rzeczywistości społecznej i politycznej. No przepraszam, ale czy rzeczywiście wszyscy mają wybór? Bo powszechnie wiadomo, że są cały ogromne obszary, w których jedynym źródłem jest nachalna propaganda telewizji tzw. publicznej.

Dalej cytuję komunikat SN: „Nie jest dopuszczalne sugerowanie masowej manipulacji społeczeństwa bez wskazania dowodów uwiarygadniających naruszenie unormowań Kodeksu wyborczego lub Kodeksu karnego, na co od wielu lat zwracał uwagę SN w utrwalonym orzecznictwie”. Ale zaraz. Jakim „utrwalonym orzecznictwie”? Czy kiedykolwiek były skargi na masową manipulację? Kiedy wcześniej mieliśmy do czynienia z masową manipulacją społeczeństwa? I czy rzeczywiście kiedykolwiek Sąd Najwyższy zajmował się rozważaniami nad taką manipulacją?

Co myśli Sąd Najwyższy

Właśnie ze względu na to, że zjawisko masowej manipulacji nasila się nie tylko w Polsce, ale i na świecie – afera z Cambridge Analytica, jawne i niejawne wpływanie na postawy wyborców przez tzw. mikrotargetowanie, wpływ rosyjskich trolli na wybory w kilku krajach, zalew fake newsów, pogarda dla ekspertów, pochwała głupoty – sędziowie powinni przed tym przynajmniej ostrzec. Powinni powiedzieć: uwaga, te zjawiska są groźne dla demokracji i naszej przyszłości.

Nie wymagam, by unieważniali wybory, ale by przynajmniej zostawili ślad rozumowania na przyszłość. By powiedzieli, co myślą o braku równości i manipulacjach. Bo pozostawienie tej sprawy bez biegu oznacza również przyzwolenie na kłamliwą propagandę w przyszłych wyborach. Żeby się nie okazało, iż „pozostawienie protestu bez biegu” jest już „utrwalonym orzecznictwem”.

Wybory prezydenckie: Porachunki wśród zwycięzców

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną