Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Rekonstrukcyjny serial będzie miał swoje koszty

Premier Mateusz Morawiecki Premier Mateusz Morawiecki Luka Dakskobler / Zuma Press / Forum
W cyklu politycznym każdej ekipy przychodzi czas, że zaczyna się zajmować przede wszystkim sama sobą. Zwykle zwiastuje to problemy.

Po wyborach wygranych przez sztab PiS dla Andrzeja Dudy dość powszechnie oczekiwano, że obóz rządzący szybko skonsoliduje władzę, zewrze szeregi i przejdzie do ofensywy. Utrzymanie swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim ma pozwolić prawicy na przebudowę państwa, społeczeństwa i gospodarki na wzór węgierski, żeby ewentualne zwycięstwo opozycji w przyszłości było praktycznie niemożliwe. Lista kolejnych instytucji i dziedzin życia do przejęcia była dość oczywista: media, niezależne organizacje, dokończenie sądów oraz przede wszystkim samorządy.

Czytaj też: Budżet na papierze, czyli kreatywna księgowość PiS

Przedłużające się porządki

Najpierw jednak należało uporządkować sytuację we własnych szeregach. Wydawało się, że nic prostszego, ale od wyborów zaraz miną dwa miesiące, a sytuacja wciąż jest bardzo niejasna.

Problemów PiS w ostatnim czasie przysparzały przede wszystkim „skrzydełka” czy też „przystawki”: najpierw Jarosław Gowin, który zablokował wybory prezydenckie w pierwotnym terminie, potem Zbigniew Ziobro, który już po wyborach zaczął się rozpychać na wszystkie strony. Minister sprawiedliwości nie może się pogodzić, że to Mateusz Morawiecki został wyraźnie wskazany przez Jarosława Kaczyńskiego na namiestnika – zaczął pod nim już zupełnie otwarcie kopać dołki i budować samodzielną pozycję, wypowiadając wojnę kulturową z genderem i LGBT.

Ukoronowaniem nowego układu w obozie władzy miała być rekonstrukcja, która najpierw została zapowiedziana na sierpień, potem przesunięta na wrzesień, teraz mówi się o październiku. Okazuje się, że porządki we własnym domu zrobić trudniej, niż się wydawało. Główny problem jest strukturalny: Kaczyńskiemu nie udało się ani odebrać Gowinowi jego partii, ani skusić PSL koalicją, co postawiłoby „przystawki” pod ścianą. W tej sytuacji większość parlamentarna zależy od partnerów PiS, co na pewno zmniejsza prezesowi pole manewru (a bardzo tego nie lubi).

Równolegle do frakcyjnych walk przystąpili ludzie już bezpośrednio związani z PiS, a otoczenie Morawieckiego zaczęło się odgryzać Ziobrze. Minister ma zresztą swoich zwolenników i sojuszników w partii, z Beatą Szydło na czele. Układanka mocno się skomplikowała.

Czytaj też: Były czeki i wozy strażackie. Będą maszty dla gmin

Jak skurczyć rząd

Wygląda na to, że układanie tych puzzli jeszcze potrwa. Centrala PiS jest zdeterminowana, by zmniejszyć gabinet Morawieckiego. To pragmatyczna decyzja: żeby zadowolić wszystkie frakcje i frakcyjki w obozie (który wcale nie jest takim monolitem, jak się wielu wydaje), wcześniej poszatkowano kompetencje między dwudziestu kilku ministrów, co praktycznie uniemożliwia prowadzenie i koordynację jakiejkolwiek polityki, szczególnie gospodarczej.

Stąd pomysł, żeby rząd odchudzić do kilkunastu resortów (tu także plany cięć robią się coraz mniej ambitne – była mowa o 12–13 resortach, teraz przebąkuje się już o 15). Ziobro i Gowin mają jednak w ręku po dwa ministerstwa i nie wygląda na to, że oddadzą po jednym bez walki. Pewnie w końcu odpuszczą, ale w zamian za konkretne ustępstwa.

Jeszcze przed planowaną rekonstrukcją doszło w rządzie do poważnych zmian, odeszli Łukasz Szumowski i Jacek Czaputowicz, ale czekają nas inne spektakularne dymisje. Stanowiska mają stracić m.in. wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz, minister klimatu Michał Kurtyka czy – być może – minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Do rządu ma za to wrócić Gowin.

Czytaj też: Po co prezesowi Morawiecki?

PiS traci, Polska traci

Konsekwencje komplikacji w przebudowie i skurczeniu rządu są dwojakie. Po pierwsze, PiS i jego sojusznicy jeszcze przez jakiś czas będą się zajmować sobą, a to utrudnia odzyskanie politycznej inicjatywy. Dopóki nie skończą się wewnętrzne porządki w obozie władzy, dopóty przejście do wspomnianej ofensywy nie będzie możliwe. Nie mówiąc o tym, że wyborcy nie przepadają za ugrupowaniami, które odrywają się od rzeczywistości.

To przecież nie przypadek, że przy okazji partyjnych przepychanek w PiS na jaw wychodzą dowody politycznego nepotyzmu, posadki dla żony wiceministra czy stryja prezydenta. Polityczne układanki polegają właśnie na przejmowaniu różnych stołków, a w przypadku sporów częściej znajdzie się jakiś życzliwy, który pobiegnie z tym do prasy. Przedłużająca się rekonstrukcja na pewno PiS nie pomoże.

Po drugie, polityki nie prowadzi się w oderwaniu od realnego świata: wyzwań gospodarczych, międzynarodowych czy społecznych. Pandemia, kryzys na Białorusi, spowolnienie nie zatrzymają się dlatego, że polski rząd potrzebuje czasu na rekonstrukcję.

Na ważne katowickie Europejskie Forum Gospodarcze przyjechało w tym roku wielu ministrów i wiceministrów. Przedstawiciele biznesu słuchali ich jednym uchem, bo duża część z tych rządowych gości za kilka tygodni (miesięcy?) już nie będzie w gabinecie i przedstawiane przez nich plany staną się nieaktualne. A przed Polską cała masa wyzwań i decyzji, które trzeba szybko podjąć (związanych chociażby z nowym budżetem Unii, kwestiami energetyki, klimatu czy transportu). Czas ucieka, a rekonstrukcyjny serial trwa.

Czytaj też: Mamy najgłębszą recesję od 1990 r., ale się podniesiemy?

Nowa umowa w poniedziałek czy pat?

Wszystkie te problemy zaczęto już zauważać w centrali PiS, stąd próba przyspieszenia i czwartkowe spotkanie liderów koalicyjnych partii na Nowogrodzkiej. Politycy PiS mówili, że są „pełni optymizmu”, a „wyborcy nie wybaczyliby” im porażki. Z informacji przekazywanych po spotkaniu wynika, że Jarosław Kaczyński postanowił pójść na ustępstwa, bo tak zapewne należy czytać obietnicę zawarcia nowej umowy koalicyjnej.

Według nieoficjalnych informacji rekompensatą dla Ziobry i Gowina za stracone resorty mają być stanowiska dla ich stronników w spółkach skarbu państwa i być może załatwienie w końcu kwestii subwencji budżetowej, której „przystawki” nie dostają. Pytanie, czy ustępstwa zostaną uznane za wystarczające. Kolejne rozmowy są zaplanowane na poniedziałek. Ewentualne porozumienie z koalicjantami też nie załatwia jeszcze sprawy. Znaczące przycięcie rządu oznacza przecież naruszenie interesów wielu polityków wewnątrz partii. Rekonstrukcyjny serial będzie więc miał kolejne odcinki.

Czytaj też: Rekonstrukcja przed rekonstrukcją

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną