Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kaczyński straszy i mrozi. Sądowy walec PiS się toczy

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie. 24 lipca 2020 r. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prezes PiS Jarosław Kaczyński w Sejmie. 24 lipca 2020 r. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
To, że po postanowieniu sądu pojawia się komentarz szefa partii rządzącej, grożący sędziom postępowaniami dyscyplinarnymi za „niewłaściwe” orzekanie, to oczywisty nacisk na sąd.

Jarosław Kaczyński stanął w obronie „Gazety Polskiej” przeciwko sędziemu. Kilka dni później pojawia się informacja o dalszym „reformowaniu” wymiaru sprawiedliwości, co może doprowadzić do usunięcia niektórych sędziów. Przypadek?

Czytaj też: Pracowity rzecznik Radzik. Sędziom nie odpuszcza

Groźny komentarz Kaczyńskiego

„Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie do tego, by te naruszające prawo wyroki były szybko uchylane, a wydający je sędziowie pociągani do odpowiedzialności dyscyplinarnej, a w konsekwencji usuwani z zawodu. I tylko taka zdecydowana postawa wobec tej niszczącej państwo patologii może przynieść efekty, w perspektywie kilku lat wyeliminować to, co krzywdzi tak wielu obywateli” – powiedział Jarosław Kaczyński portalowi Niezależna.pl.

Prezesa oburzyło nałożenie tymczasowego zakazu publikacji na dziennikarza „Gazety Polskiej” Piotra Nisztora i jego pracodawcę. Chodziło o materiały dotyczące przeszłości szefa PZPN Zbigniewa Bońka, m.in. łączące go ze służbami komunistycznymi, agentami śledzącymi Jana Pawła II oraz krytykujące rzekomą niegospodarność i nietransparentną politykę finansową PZPN. Sędzia Rafał Wagner nałożył też na Nisztora obowiązek zablokowania tego typu treści umieszczonych w internecie.

Postanowienie sąd wydał w procesie cywilnym o ochronę dóbr osobistych na wniosek pełnomocnika Zbigniewa Bońka. A „Gazeta Polska” i tak opublikowała okładkowy artykuł na ten temat.

Adam Bodnar o naszych prawach i o tym, co im zagraża

Publikacja do aresztu

Zakaz publikacji jest szczególnie niebezpieczną formą ograniczania wolności słowa, ponieważ czyni zadość interesom osoby, która jest negatywnym bohaterem materiału, nie rozstrzygając, czy zawiera nieprawdę. Procesy o ochronę dobrego imienia, w których zastosowano „aresztowanie publikacji”, potrafią trwać kilkanaście lat. Jednak także instytucje kierowane przez osoby związane ze środowiskiem Kaczyńskiego nie tak dawno żądały takiego zakazu: np. pod koniec 2018 r. „Gazeta Wyborcza” napisała, że NBP domaga się nałożenia przez sąd na jej dziennikarkę zakazu publikowania przez rok tekstów o prezesie Adamie Glapińskim, które mogłyby insynuować jego związek z aferą w Komisji Nadzoru Finansowego. Zakaz miał obejmować także media społecznościowe.

W przypadku Nisztora sąd się przychylił, a szef partii rządzącej wyraził publicznie oburzenie „niekonstytucyjnym” wyrokiem, napiętnował sędziego i zasugerował, że był w tej sprawie stronniczy, bo Boniek został potraktowany jako „osoba korzystająca z jakichś niebywałych przywilejów, jakby był obywatelem, któremu należą się specjalne prawa i specjalne traktowanie”.

To, że po postanowieniu sądu pojawia się taki komentarz, grożący sędziom postępowaniami dyscyplinarnymi za „niewłaściwe” orzekanie, to oczywisty nacisk na sąd. Prokuratura mogłaby go potraktować jako przestępstwo z art. 232 kk: wywieranie przemocą lub groźbą bezprawną wpływu na czynności urzędowe sądu. Ale jest już po kompleksowej reformie, więc pod tym kątem wypowiedzi szefa partii nie zbada.

Czytaj też: Iustitia publikuje listę prześladowanych sędziów i prokuratorów

Manewr na obejście wyroku TSUE

Za działanie mające na celu wywołanie „efektu mrożącego” można też uznać ożywienie prac nad „reformą” wymiaru sprawiedliwości w duchu wypowiedzi prezesa. „Rzeczpospolita” informuje, że PiS nie zamierza porzucić planu wymiany sędziów, a potwierdza to przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości Mark Ast, choć dodaje, że nie powstał jeszcze projekt. „Rz” pisze, że PiS wraca do pomysłu „spłaszczenia” (likwidacja sądów rejonowych) struktury sądownictwa, co da okazję do weryfikacji sędziów. Konstytucja pozwala bowiem przenieść sędziego w stan spoczynku z powodu „zmiany ustroju sądów”.

Według dziennika ten pretekst ma być też wykorzystany do pozbycia się „starych” sędziów z Sądu Najwyższego. Jak? Poprzez połączenie izb SN, co również potraktowano by jako „zmianę ustroju”. I tak stworzona przez PiS Izba Dyscyplinarna ma być połączona z Izbą Karną. W ten sposób władza mogłaby obejść obowiązujący w wyniku tymczasowego postanowienia zabezpieczającego Trybunału Sprawiedliwości UE zakaz orzekania dla tej pierwszej Izby. Zaczęłaby to robić pełną parą, bo na razie powstrzymuje się – z nielicznymi wyjątkami – od orzekania w sprawach sędziów (sądzi adwokatów, prokuratorów czy radców).

„Zmiana ustroju” SN i związana z tym zmiana sposobu działania Izby Dyscyplinarnej może być też ucieczką przed spodziewanym wyrokiem TSUE w sprawie zgodności jej powołania z unijnym prawem. PiS pozbyłby się „starych” sędziów z Izby Karnej i powołał w ich miejsce sędziów z Izby Dyscyplinarnej. A potem stwierdziłby, że europejski Trybunał powinien sprawę umorzyć, skoro zniknął powód zaskarżenia. W dotychczasowym kształcie Izba przestałaby istnieć.

Cokolwiek PiS zamierza w sprawie tzw. reformy sądownictwa, faktem jest, że używa tego hasła m.in. do zastraszania sędziów.

Czytaj też: Chcą wyrwać zęby wyrokowi Trybunału Sprawiedliwości UE

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną