Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jedni bez maseczek, inni w areszcie. Paradoksy pandemii w Polsce

Pięć miesięcy w areszcie za niesubordynację covidową? Bez sensu. Pięć miesięcy w areszcie za niesubordynację covidową? Bez sensu. AndreyPopov / PantherMedia
Pięć miesięcy aresztu za niesubordynację covidową? Bez sensu. I z naruszeniem zasady ochrony wolności osobistej, bo sytuacja nie wymaga tak surowych środków, a areszt nie może zastąpić kwarantanny.

Pandemia traktowana śmiertelnie poważnie przez organy ścigania, mandaty, wnioski o areszt. I pandemia lekceważona. Z jednej strony coraz większy bunt przeciw obowiązkowi noszenia maseczek w sklepach. Z drugiej – pięć miesięcy aresztu dla mieszkanki Torunia, której prokuratura postawiła zarzut, bo złamała kwarantannę (grozi jej do ośmiu lat więzienia). I kara dla ekspedientki w Suwałkach, która nie obsłużyła klientki bez maseczki (w drugiej instancji karę anulowano). Pandemiczne paradoksy?

Czytaj też: Czy w Polsce wzrosła śmiertelność z powodu Covid-19?

Prokuratura wnioskuje – sąd przyklepuje

W maju pandemię traktowaliśmy poważnie, baliśmy się. Do tego stopnia, że zdarzały się przypadki sąsiedzkich prześladowań osób na kwarantannie i podejrzewanych o zakażenie. W internecie krążył filmik, na którym nastolatkowie wyzywają Azjatkę, bo „przywlekła do Polski wirusa”. Policja nakładała na łamiących przepisy – chodzących po ulicach bez maseczek lub przebywających na terenach zielonych – mandaty administracyjne w wysokości 3 tys. zł.

Właśnie w tym czasie 38-letnia mieszkanka Torunia dwukrotnie złamała kwarantannę i wyszła po zakupy. Prokuratura postawiła jej zarzut z art. 165 par. 1, pkt 1 kk: „Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej lub roślinnej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”. I zawnioskowała do sądu o areszt, bo – jak argumentowano – podejrzana na wolności mogłaby dalej popełniać przestępstwo (to jedna z przesłanek tymczasowego aresztowania).

Czytaj też: Jak śmiertelny jest koronawirus? Zbliżamy się do odpowiedzi

Sąd kobietę aresztował. Wobec powagi przestępstwa i tego, że w maju pandemia dopiero się rozkręcała, budziła strach, a podporządkowanie się ograniczeniom zależało w dużej mierze od dobrej woli osób poddanych kwarantannie, decyzja sądu nie wydaje się bezzasadna. Także ze względu na tzw. prewencję ogólną – efekt odstraszania potencjalnych naśladowców.

Z tym że nie wiedzieć czemu aresztowano ją na trzy miesiące, chociaż już po miesiącu można było zbadać, czy zakaża, czy wolno ją bezpiecznie wypuścić. Zadziałała inercja sądów przy tymczasowym aresztowaniu: prokuratura wnioskuje – sąd przyklepuje.

Po trzech miesiącach, zamiast zamienić areszt na dozór (w końcu kobieta mogła się ukrywać, bo wisiała nad nią surowa odpowiedzialność), sąd zmienił areszt na poręczenie (4 tys. zł), ale nikt go nie chciał wpłacić, więc aresztowana dalej siedzi – już pięć miesięcy. Dopiero w czwartek 24 września, gdy sprawa stała się głośna, sąd zamienił areszt na dozór.

Czytaj też: Groźne skutki bezobjawowej infekcji SARS-CoV-2

Covid-19. Więzienie domowe

Pięć miesięcy w areszcie za niesubordynację covidową? Bez sensu. I – jak ocenia dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka – z naruszeniem zasady ochrony wolności osobistej, bo sytuacja nie wymagała tak surowych środków, a areszt nie może być stosowany zamiast kwarantanny.

Teraz pytanie: czy zarzut sprowadzenia masowego niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia jest proporcjonalny? Według tego, co wiedzieliśmy w maju i teraz o Covid-19, zachowanie kobiety rzeczywiście zagrażało zdrowiu i życiu ludzi. Tyle że od maja zmienił się nasz stosunek do zagrożenia. Uznajemy, że istnieje, ale przestaliśmy się go bać. A przynajmniej coraz częściej nie traktujemy go śmiertelnie poważnie. Do tego stopnia, że urósł wielotysięczny ruch antypandemiczny, który albo zaprzecza istnieniu, albo powadze zagrożenia. I kontestuje maseczki.

Czy w takiej sytuacji 38-latka z Torunia powinna być potraktowana z całą surowością prawa? W końcu antypandemiści też powodują zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi, zniechęcając do stosowania środków ostrożności i nie stosując ich. Powinni zasiąść na ławie oskarżonych? A jeśli tak, to czy razem z nimi powinni zasiąść antyszczepionkowcy, dzięki którym odżyły zwalczone niegdyś zarazy, np. odra?

Czytaj też: Ilu przypadków zakażeń nie udało się wykryć?

A władza? Mimo kolejnych rekordów zakażeń też nie wprowadza ograniczeń – takich jak np. w Wielkiej Brytanii czy Francji. Może razem z 38-letnią torunianką na ławie oskarżonych powinni zasiąść jej przedstawiciele?

Prawo czasów zarazy

Są osoby dłużej pozbawione wolności z powodu Covid-19 niż torunianka. Rekordzistka była więziona przez sześć miesięcy. Tyle że mniej spektakularnie, bo we własnym domu. I nie decyzją sądu, za to z powodu indolencji służb sanitarnych, które nie potrafiły sprawnie jej przetestować. Podobnych aresztów domowych w całym kraju było i nadal jest wiele. Gdyby te osoby przerwały kwarantannę, bezsensowną z epidemicznego punktu widzenia, naraziłyby się na to, że prokuratura – jak mieszkance Torunia – postawi im zarzut sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia innych osób. Ci ludzie siedzą miesiącami aresztowani w domach z powodu nieudolności państwa. Powinni dostać odszkodowanie, ale władza już dba o to, żeby nie ponosić za to odpowiedzialności: z pomocą projektu „bezkarność plus”.

Prawo czasów zarazy w jednym jest konsekwentne: właśnie w owej nieodpowiedzialności władzy.

Czytaj też: Jak się choruje po epidemii

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną