Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nowa umowa koalicyjna. Wszyscy przegrali

Nowa umowa koalicyjna podpisana. Wszyscy przegrali

Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro podczas uroczystego podpisania nowej umowy koalicyjnej Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro podczas uroczystego podpisania nowej umowy koalicyjnej Mateusz Włodarczyk / Forum
Na pytanie, kto wyszedł przegrany z koalicyjnego kryzysu, odpowiadam następująco: Gowin, Ziobro, Morawiecki i Kaczyński. I to niezależnie od tego, co znalazło się w podpisanej na Nowogrodzkiej umowie.

Zacznijmy od koalicjantów mniejszych. Gowin wraca wprawdzie do rządu, ale traci jedno ministerstwo i jedną posłankę – Jadwiga Emilewicz wystąpiła z Porozumienia i pewnym krokiem zmierza w stronę PiS. Wygląda też na to, że byłemu wicepremierowi nie udało się wynegocjować włączenia jego dawnego ministerstwa – nauki – do rozwoju. Zamiast tego przejmie dział „praca” z ministerstwa rodziny, co w warunkach recesji będzie raczej obciążeniem niż korzyścią.

Czytaj też: Wicepremier Kaczyński. Wzmocni rząd, osłabi premiera

Ziobro pod nadzorem, Morawiecki nieobecny

Ziobro utrzymał władzę nad resortem sprawiedliwości i zachował kontrolę nad swoją partią, ale będzie pod bacznym nadzorem Kaczyńskiego, który – jak słychać – jest surowym recenzentem pracy ministerstwa. Skończyły się też czasy, gdy Ziobro i jego akolici hasali po mediach i sprzedawali swoją opowieść o technokratycznym PiS i wiernej ideom Solidarnej Polsce.

Morawiecki przegrał, bo nie udało mu się doprowadzić do dymisji Ziobry, a kluczowe negocjacje obywały się bez niego. Ewentualne wejście Kaczyńskiego do rządu osłabi premiera. Ministrowie, nawet jeśli będą mówili „panie premierze”, to zerkać będą na prezesa. Kaczyński chroni oczywiście premiera przed Ziobrą, tyle że silni politycy takich parasoli nie potrzebują.

Czytaj też: Kaczyński uderzy. Albo rybka, albo akwarium

Bunt w PiS, porażka Kaczyńskiego

Najciekawsza jest jednak przegrana Kaczyńskiego. Oczywiście udało mu się przestraszyć Ziobrę i Gowina, zmusił ich do ustępstw itp., ale kryzys w koalicji pokazał ograniczenia władzy prezesa. Kaczyński się zawahał, nie poszedł na zwarcie, nie rozbił Solidarnej Polski, a wcześniej – nie przekonał PSL do stworzenia alternatywnej większości.

I sprawa najważniejsza, najboleśniejsza pewnie dla szefa PiS: w jego własnej partii ujawniła się grupa kilkunastu posłów, którzy zignorowali prośby i groźby kierownictwa i zagłosowali przeciw ustawie prozwierzęcej. Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w radiu Wnet stwierdził, że PiS kieruje się zasadami marksistowskimi, łomżyński poseł Lech Kołakowski powiedział ponoć na spotkaniu z rolnikami, że opuszcza partię.

Nawet jeśli nieprawdziwe są pogłoski o nowym bycie politycznym, który mógłby się z tego buntu narodzić (nasuwa się nazwa PiS Piast), to i tak Kaczyński ma ciężki ból głowy przed listopadowym kongresem partii. Bunt wsi – którego twarzą są wspomniani posłowie – byłby dla PiS katastrofalny.

Czytaj też: Wojna czy pokój? W co grają ziobryści

To jeszcze nie koniec

Koalicjanci podpisali jakieś papiery, wystrzały ucichły (tuż przed ich wspólnym występem dostałem od jednego z ziobrystów donos na Morawieckiego, że dał zielone światło kredytowi udzielonemu przez jego były bank Agorze wydającej „Gazetę Wyborczą”), ale nikt przytomny w obozie władzy nie uważa, że to trwały pokój. Kaczyński wie, że musi w którymś momencie wykończyć Ziobrę, a Ziobro wie, że Kaczyński to wie. Przed Morawieckim natomiast ciężkie czasy – recesja i kolejne rekordy przypadków koronawirusa siłą rzeczy będą zjadały jego polityczny kapitał.

Trawestując wielkiego poetę, można więc napisać: „To, co ich podzieliło – to się już nie sklei”.

Czytaj też: Czy można jeszcze kontrolować Ziobrę?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną