W ostatnich dniach zakażenia dotknęły w Krakowie kapucynów i dominikanów. Ci drudzy właśnie ogłosili, że zawieszają do odwołania wszystkie msze publiczne, nabożeństwa, spowiedzi w konfesjonałach, działalność duszpasterską. Można to uznać za wzorcowe zachowanie w Kościele rzymskokatolickim w czasie pandemii.
Jest ona ślepa także na hierarchiczny charakter tego Kościoła. Zakażeniu uległ metropolita katowicki abp Wiktor Skworc. Znalazł się w izolacji domowej, a jego biskup pomocniczy w czytanym w świątyniach komunikacie nie owija w bawełnę: „Sytuacja epidemiologiczna w naszym kraju wydaje się coraz bardziej niepokojąca. Z dnia na dzień zwiększa się liczba nowych zakażeń. Dlatego proszę duszpasterzy o przypominanie wiernym przed każdą Mszą św. i nabożeństwem o konieczności przestrzegania podstawowych przepisów i zaleceń sanitarnych, w tym o obowiązku zakrywania nosa i ust w kościołach i w przestrzeni publicznej (przed kościołem). Ponadto w świątyniach zachowujemy dystans społeczny i dezynfekujemy ręce. Celebransom zaleca się dezynfekowanie rąk przed rozdawaniem Komunii św. i bezpośrednio po nim”.
Reżim sanitarny w kościołach?
Komunikat porusza też kontrowersyjną wśród katolików kwestię sposobu przyjmowania komunii na dłonie zamiast – jak to jest w Polsce powszechne – do ust. Bp Marek Szkudło stwierdza, że komunię można przyjmować na rękę i przywołuje wytyczną Konferencji Episkopatu Polski odrzucającą zarzuty ultrakatolików, iż przyjmowanie jej na rękę jest brakiem szacunku dla tego sakramentu, a więc grzechem.
Pięknie, ale nie do końca. Są bowiem znaki zapytania. Pierwszy dotyczy wykonywania słusznych zaleceń sanitarnych w Kościele. Nie wszędzie przebija się odgórny przekaz biskupów w tej sprawie. W jednych parafiach działa, w innych nie bardzo. Ma to związek z szerzącym się oddolnie, w mediach społecznościowych oraz pocztą pantoflową, wirusowym negacjonizmem, że pandemia to „ściema”. Już co piąty Polak uległ tej niebezpiecznej społecznie teorii, więc wolno przypuszczać, że wśród sceptyków są też niektórzy duchowni i wierni.
Czytaj też: Niewierzący w koronawirusa
Duchowni bez maseczek
Nic dziwnego, że źle przyjęto zbiorową fotografię episkopatu wykonaną podczas niedawnych obrad w Łodzi: wszyscy biskupi są bez maseczek ochronnych i siedzą jeden przy drugim bez odstępów. Biuro prasowe KEP uspokajało, że wprawdzie ekscelencje pozowały do zdjęcia bez maseczek, ale tylko chwilę i w otwartej przestrzeni. Ale w sieci są dostępne zdjęcia z obrad, na których widać, że nie wszyscy uczestnicy mają założone maseczki. To samo dotyczy niedzielnej gali, gdy wręczano nagrodę Totus Tuus: wszyscy laureaci są na podium stłoczeni i bez masek.
Druga wątpliwość jest systemowa. Od soboty rząd ogłosił całą Polskę „żółtą strefą”, płyną sygnały, że może być wprowadzony stan wyjątkowy (wcześniej, jak dobrze pamiętamy, władza odrzucała apele opozycji w tej sprawie z powodów politycznych). Zaostrzenie reżimu obejmuje słuszny nakaz ograniczenia liczby uczestników wszelkich zdarzeń masowych. Nie jest jednak jasne, czy władze mają na myśli także zdarzenia o charakterze religijnym i czy są gotowe egzekwować swoje wytyczne w odniesieniu do mszy czy ulicznych manifestacji religijnych. Wprawdzie obserwujemy mniejszą frekwencję podczas nabożeństw, ale mogą być one źródłem infekcji zarówno księży, jak i świeckich wiernych. Zrozumieli to wspomniani dominikanie krakowscy, którzy zawiesili całkowicie liturgie, ale pozostawili swój kościół otwarty dla pragnących się pomodlić w pojedynkę.
Owszem, mamy w Polsce wolność religijną, lecz mamy teraz także ofensywę zabójczego wirusa. W interesie publicznym leży jej zahamowanie i nie powinno tu być żadnych wyjątków, żadnego mrugania rządzących do władzy kościelnej, że jej więcej wolno. Pandemia jest ślepa na znaki religijne i barwy polityczne. Tak samo ślepa powinna być na nie władza świecka.
Czytaj też: Epidemia się rozpędza. Czy służba zdrowia wytrzyma?