Od razu zaznaczę – nie odnoszę się do przyczyn zatrzymania, bo niewiele na ten temat tak naprawdę wiadomo, co zresztą jest znamienne. Jednak okoliczności, w jakich do nich doszło, są absolutnie niedopuszczalne w demokratycznym państwie prawa, a przez to nieakceptowalne, godne potępienia i – jak cała ta sprawa w przyszłości – sumiennego rozliczenia. Wobec tych, którzy ją zaplanowali i wykonali. Wobec ludzi, którzy w naszym kraju sięgają po metody putinowskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Zatrzymany bez poinformowania o zarzutach
Popatrzmy. Roman Giertych to niesłychanie groźny przeciwnik Jarosława Kaczyńskiego. Dawny sojusznik, który przeszedł na drugą stronę, stając się nieprzejednanym krytykiem. Tym bardziej niebezpiecznym, że znającym metody prezesa PiS, i tym mocniej znienawidzonym, że zdrajca.
Dawny lider Ligi Polskich Rodzin został zatrzymany w sądzie przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego po wyjściu z sali rozpraw. Z tego, co słyszymy, bez poinformowania o zarzutach. Następnego dnia miał tam wrócić jako obrońca miliardera Leszka Czarneckiego, którego ziobrystowska prokuratura chce aresztować. Znamienne, że śledczy nie mogli dopaść biznesmena, który przebywa za granicą, ale za to – być może tego samego dnia – mogli wystąpić o areszt dla jego obrońcy. Tylko ze względu na zasłabnięcie Giertycha nic pewnie z tego nie wyjdzie.
Kolejny skandal to przeszukanie jego kancelarii i domu bez zawiadomienia rady adwokackiej, a potem także po przewiezieniu go do szpitala. Jeśli to prawda, a na razie nikt temu nie zaprzeczył, to wypada zgodzić się z tymi, którzy twierdzą, że była to