Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Polska protestuje w pandemii. Czy władza za to odpowie?

Protesty po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej ws. aborcji Protesty po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej ws. aborcji Aleksandra Żelazińska / Polityka
Ta władza powinna odpowiadać karnie za sprowadzenie niebezpieczeństwa powszechnego dla zdrowia i życia. I kiedyś być może odpowie. A Jarosław Kaczyński z nią, bo nie jest już „szeregowym posłem”, ale wicepremierem.

Czy werdykt w sprawie aborcji ma moc prawną? Jakie będą jego skutki? Odpowiedzi na te i inne pytania w tekście Ewy Siedleckiej „Trybunał aborcyjny” dziś wieczorem na Polityka.pl i od środy w tygodniku „Polityka” w kioskach.

To, że orzeczenie Trybunału (niegdyś) Konstytucyjnego w sprawie aborcji wywoła protesty, było oczywiste. Kilka lat temu sama zapowiedź parlamentarnych prac nad takim zakazem uruchomiła ogólnopolski, międzypokoleniowy „Czarny Protest”. Władza ma organy zajmujące się oceną zagrożeń, także związanych ze społecznym sprzeciwem. Ma obowiązek protesty przewidywać i zapobiegać im. A na pewno nie przyczyniać się do ich wybuchu.

Czytaj też: Polska po cichu podpisała deklarację przeciwko aborcji

Za co odpowiada Kaczyński

W tej chwili w rządzie za bezpieczeństwo odpowiada wicepremier Jarosław Kaczyński, który stoi na czele Komitetu Rady Ministrów ds. Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych. Ma on m.in. zapewniać koordynację przygotowań, różne działania oraz sprawne podejmowanie decyzji w sprawach bezpieczeństwa i obrony państwa, a także powinien rekomendować rozwiązania rządowi lub premierowi.

Kaczyński ponosi więc konstytucyjną i karną odpowiedzialność za działania i zaniechania rządu w zakresie bezpieczeństwa publicznego. Czy ktoś ma wątpliwości, że ustalił z Julią Przyłębską (może w formie pogawędki podczas „towarzyskich” spotkań kulinarnych), aby w środku pandemii, nad którą rząd nie panuje, kierowany przez nią Trybunał zakazał aborcji z powodu wad płodu? A być może niedługo okaże się, że wywołane z tego powodu zamieszki będą pretekstem do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, którego wiosną władza PiS nie widziała potrzeby ogłaszać.

Na tym nie koniec. Dużo wcześniej rząd nie zadbał o uchwalenie ustawowej podstawy nakładanych na społeczeństwo ograniczeń. To spowodowało, że część osób do zasad się nie stosuje, a państwo nie ma narzędzi, by posłuszeństwo egzekwować. To kolejna rzecz, która daje podstawy do wniosku, że władza przyczyniła się do szerzenia pandemii, sprowadzała „powszechne niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia” (art. 165 KK). Efekt? Na przykład w sobotę policja w Warszawie użyła przeciw demonstrantom gazu łzawiącego, a zastosowanie go w czasie pandemii oznacza zwielokrotnienie groźby przenoszenia wirusów.

Zagraniczne media: polski Trybunał wydał wyrok na kobiety

Koronawirus w Polsce. Ograniczenia bez ustawy

Dalej wygląda na to, że rządzący nie dopełnili obowiązków i przez pół roku nie przygotowali kraju na drugi atak pandemii, przez co szerzy się ona w ogromnym tempie, a często się zdarza, że chorzy nie dostają pomocy i opieki nawet na podstawowym poziomie. Dopiero teraz podejmowane są decyzje o otwieraniu szpitali polowych, w których jednak może nie mieć kto pracować, bo nie zadbano o odpowiednie zabezpieczenie personelu, też już masowo chorującego. Jak reaguje władza? Rzuceniem do walki z covidem Obrony Terytorialnej, czyli osób nieprzygotowanych do niesienia pomocy medycznej (tacy ochotnicy byliby świetni do pomocy w razie powodzi, ale nie przy leczeniu chorych). Skutek może być taki, że zakażą swoje rodziny, a więc przyczynią się do rozszerzenia zarazy.

Kolejna sprawa to niezapewnienie odpowiedniej liczby szczepionek na grypę i kompletna zapaść sanepidu, który nie nadąża z podstawowymi w pandemii rzeczami: śledzeniem kręgów zakażeń, izolacją zakażonych oraz potencjalnie zakażonych. Dzisiaj ludzie dowiadują się pokątnie, że mogli mieć kontakt z osobą zakażoną i idą na dobrowolną samoizolację, której nikt nie pilnuje. Możemy być im jedynie wdzięczni, że decydują się na taką formę zamknięcia, bo przecież nie musieli.

PiS mógłby odpowiedzieć karnie

W tej sytuacji są podstawy do postawienia członków Rady Ministrów nawet nie przed Trybunałem Stanu, ale przed sądem karnym. Nie zrobi tego – raczej – prokuratura Zbigniewa Ziobry, ale mogą to zrobić pokrzywdzeni obywatele. Na przykład gdy ktoś zachoruje i nie otrzyma odpowiedniej pomocy. Jeżeli prokuratura odmówi wszczęcia postępowania, można wnieść do sądu tzw. subsydiarny akt oskarżenia (jeśli wcześniej sąd uznał, że prokuratura powinna prowadzić postępowanie).

W innych krajach w Europie i na świecie też jest trudno. Ale w żadnym – oprócz Białorusi – władza nie podejmuje decyzji, które w oczywisty sposób zwiększają zagrożenie epidemiczne, takie jak sprowokowanie masowych ulicznych protestów.

Czytaj też: Polski Trybunał antyaborcyjny

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną