Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Uczniowie nie chcą chować czerwonych błyskawic

Tęczowy piątek. Zdjęcie z liceum w Lublinie z 2019 r. Tęczowy piątek. Zdjęcie z liceum w Lublinie z 2019 r. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Moglibyśmy z języka wyrzucić całą rodzinę wyrazów wywodzącą się od „tęczy”, a i tak język nasz pozostałby giętki i powiedział wszystko, co pomyśli wolna od pisowskiej indoktrynacji głowa.

Kilkanaście dni przed Piątkiem Sami-Wiecie-Jakim dyrektorzy zaczęli przypominać nauczycielom, że treści lekcyjne muszą zgadzać się z podstawą programową przedmiotu oraz planem wychowawczym szkoły. Jeśli czegoś tam nie ma, nie wolno omawiać. Bo niby z jakiej racji? Przecież szkoła to nie prywatny folwark nauczyciela.

Czytaj też: Kartkówkoza i sprawdzianoza opanowały polską szkołę

Do kogo ta mowa? Dyrekcja robi się nerwowa

Zakładam, że dyrekcja chce dobrze. Zresztą nie mam powodów, aby myśleć inaczej. Niektórzy nauczyciele jednak zareagowali pytaniem: „Do kogo ta mowa?”. Może do osobnika, który na swoich lekcjach piętnował homoseksualizm, obśmiewał lesbijki, wyszydzał gejów? Może dyrekcja, prosząc pracowników o przestrzeganie prawa, miała na myśli tego nauczyciela? Czy w planie wychowawczym jest mieszanie z błotem osób LGBT? A może jest to w podstawie programowej z przedmiotu kolegi? Jasne, że nie ma! Więc do kogo ta mowa, aby trzymać się programów? No przecież nie do nas!

Piątek Sami-Wiecie-Jaki nieubłaganie się zbliżał, co można było poznać po zachowaniu dyrekcji. Znowu coś sobie przypomniała. Otóż jeśli chcemy zaprosić na lekcję, nie ma znaczenia, że zdalną, kogoś spoza szkoły, musi być to zaplanowane w programie przedmiotowym (akceptuje dyrekcja) bądź wychowawczym (akceptują rodzice). Jeśli nie mamy tej osoby w planie, musimy wysłać przez e-dziennik prośbę o zgodę do rodziców wszystkich uczniów, którzy będą słuchać naszego gościa. Bez zgody na piśmie nikogo nie możemy wprowadzić. Nawet na pięć minut. Zapomnijcie o spontanicznych inicjatywach. To niezgodne z prawem.

Nie wiem, jak takie przypominanie, aby czegoś nie robić, działa na koleżanki i kolegów, ale na mnie działa zachęcająco. Normalnie do głowy by mi nie przyszło wychylać się poza podstawę programową albo plan wychowawczy szkoły, nie mam bowiem na to czasu, już i tak jestem przez pandemię opóźniony w realizacji programu. Ale skoro dyrekcja naciska, żeby w żadnym razie nie oddalać się od zatwierdzonych programów, kusi mnie, aby nie posłuchać. Taką mam naturę, że nie lubię, jak władza za bardzo dokręca śrubę i robi się nadto podejrzliwa. Trochę wolności i swobody, drodzy dyrektorzy. Nie patrzcie tak bardzo nauczycielom na ręce, nie obawiajcie się, że będziemy manifestowali poparcie dla Piątku Sami-Wiecie-Jakiego. A jeśli nawet, to co? Czy to też jest niezgodne z konstytucją? Trybunał się tym zajmie?

Czytaj też: Nauczyciel na kwarantannie: Sanepid nie daje rady, jest bajzel

Zbliża się Nieszary Piątek. Dyrektorzy się boją

Może to przypadek, ale ja nie wierzę w przypadki. Dla mnie to działanie celowe. Otóż kilka dni przed Piątkiem Sami-Wiecie-Jakim dyrektorzy zaczęli porządkować dokumentację nadzoru. Wszystko jasne. Jeśli jakiś nauczyciel nie posłucha wcześniejszych przypomnień i na swoich lekcjach wprowadzi treści Sami-Wiecie-Jakie, w szkole zjawi się kontrola z kuratorium. Kuratorzy czyhają bowiem na nauczycieli, którzy by – mimo gróźb i ostrzeżeń – demonstrowali swoje poparcie dla Piątku Którego-Kolorów-Nie-Wolno-Wymawiać. Gdyby jakiś nauczyciel nie posłuchał, natychmiast w jego szkole zjawiłaby się wataha pisowskich urzędników i wzięła w obroty dyrektora. Czy wie, jakiego potwora zatrudnia? Czy sprawuje nad nim kontrolę? Czy wystarczająco często hospituje jego lekcje? Czy zgromadził dokumentację potwierdzającą winę przestępcy? A może dyrektor złapał go na gorącym uczynku, jak szerzył wśród młodzieży treści Sami-Wiecie-Jakie? Czy już ukarał?

Dzień przed Nieszarym Piątkiem niespodziewanie do mojej lekcji dołączył dyrektor. Szef przeprosił, że się spóźnił, choć trudno mówić o spóźnieniu w przypadku kogoś, kto w ogóle nie miał się pojawić. Wcale mnie to jednak nie zdziwiło, gdyż na miejscu dyrektora też zjawiałbym się niespodziewanie na lekcjach takiego nauczyciela jak ja. Szef i tak robi mi te niespodzianki bardzo rzadko. Dobrze wiem, jaką przełożony ma mękę z mojego powodu, musi przecież na zawołanie zawłaszczonego przez PiS kuratorium udowadniać, że na moich lekcjach nie dzieje się nic, co mogłoby być niezgodne z programem rządzącej partii. Dzieje się albo nie dzieje, najważniejsze, że dyrektor ma papiery, iż w sprawach światopoglądowych trzyma każdego pracownika krótko za pysk. A najbardziej w sprawie Owego Piątku.

Nie będę zdradzał technik operacyjnych pracy z uczniami w czasach pisowskiego nadzoru i terroru, przypomnę jedynie, że szkoła ma długą tradycję posługiwania się językiem ezopowym. Jak się używa odpowiedniej mowy, pełnej aluzji i niedopowiedzeń, to każdy słyszy, co chce i co jest w stanie zrozumieć. Mogę z ręką na sercu zapewnić, że na lekcji, na którą nagle wtargnął dyrektor, ani razu nie padło słowo „tęczowy”. W ogóle nie pamiętam żadnej lekcji, kiedy użyłem tego słowa. Mam nawet wrażenie, że jest mi ono niepotrzebne, a moi uczniowie też nauczyli się mówić bez używania tego słowa. W ogóle moglibyśmy z języka wyrzucić całą rodzinę wyrazów wywodzącą się od „tęczy”, a i tak język nasz pozostałby giętki i powiedział wszystko, co pomyśli wolna od pisowskiej indoktrynacji głowa. Dyrekcja przekonała się zatem, iż lekcję prowadzę, jak kurator przykazał. Tęczy ci u nas nie widać, panuje typowa polska szarówka.

Czytaj też: Ilu nauczycieli musi odejść, żeby MEN dostrzegł problem?

Od Katynia do błyskawicy

Kiedy sam byłem uczniem, jakieś 40 lat temu, wymagałem od nauczycieli, aby potrafili oszukać komunę i przemycali na lekcję zakazane treści, np. o Katyniu. Cała klasa stawiała takie wymagania swoim pedagogom. Bez Katynia ani rusz. Sama nazwa tej miejscowości nie musiała paść, wystarczyły skojarzenia. No więc dzisiaj młodzież jest taka sama, żąda od nauczycieli prawdy o świecie. Kiedy dyrekcja dołączała na moją lekcje, na ekranie bardzo błyskało. Waliły pioruny jak na Giewoncie podczas burzy. Nagle jednak się rozpogodziło. Pogoda niczym kobieta zmienna jest.

Pogodnie zrobiło się jednak tylko na chwilę, na następnej lekcji znowu ekran miałem czerwony od błyskawic. Akurat omawialiśmy „Odyseję” Homera. Opatrzność tak chciała, gdyż jak wiemy, przypadki nie istnieją, że interpretowaliśmy taki oto fragment eposu: „Z świetlanego Olimpu piorun naraz grzmotnie/ Wypuszczony z obłoku. Odys rad był wielce/ Z tego znaku”. Muszę przyznać, że coraz więcej nauczycieli okazuje podobną radość na widok błyskawic, niekoniecznie tych z nieba.

Nie ma się czemu dziwić, to prastary zwyczaj cieszyć się z powodu błyskawic i traktować je jak dobry znak. Homer tak o tym pisze: „Ojcze Zeusie, władnący ludźmi i bogami!/ Tęgo zagrzmiałeś z nieba, choć nigdzie nad nami/ Nie ma chmury; zapewne znak dajesz dla kogo./ Wysłuchajże mej prośby i pociesz niebogą!/ Oby nigdy już więcej ten gaszy tłum nie siadł.../ Niechby się raz ostatni najedli do syta!”. Gdyby Homer żył dzisiaj, napisałby to bardziej dosadnie, czyli kazałby owym „gachom”, co dręczyli Itakę, po prostu „wypier...lać”, prawda? W każdym razie błyskawica to dobry znak – znak gniewu Odyseusza, który postanawia zrobić porządek w swoim państwie. „Odys, usłyszawszy grzmot, jest pewien, że skręci im karki”. I co pan na to, panie profesorze?

Czytaj też: Czarnek szefem MEN. Koszmar w oświacie dopiero się zaczyna

Młodzież żąda szacunku dla swoich praw

Jednym uczniom wystarcza język aluzji, którym posługujemy się na lekcjach, a inni chcą więcej. Piszą więc listy do nauczycieli, aby pozwolili im wyrażać swoje poglądy. Też dostałem parę takich listów. Chcą walić piorunami w prezesa Sami-Wiecie-Jakiego, chcą cały ekran pokryć kolorem Którego-Nazwy-Nie-Wolno-Wymawiać. Uczniowie piszą, abym dołączył do nich. Piszą, żeby dołączyła do nich dyrekcja. Nie chcą chować błyskawic, gdy lekcja jest kontrolowana.

Nie żyjemy przecież w państwie totalitarnym, nie musimy się kryć za zasłoną języka lektur, chcemy mówić otwarcie. Dziś jest Tęczowy Piątek, a nie Piątek Sami-Wiecie-Jaki. Nie potrzebujemy eufemizmów, aby powiedzieć, co nas boli w Polsce. Panie profesorze, niech pan nie robi z siebie idioty. To jeszcze jest kraj demokratyczny. Otwieram pocztę w e-dzienniku i czytam: „Przystępujemy do protestów. Nie będzie nas na lekcji. Prosimy o uszanowanie naszej decyzji. Klasa”. Jeszcze będzie normalnie, jeszcze będzie tęczowo.

Czytaj też: Studia domyślnie zdalne

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną