Zapewne dzisiaj PiS nigdy by się nie zdecydował na aborcyjną awanturę. Okazało się, że cenione wcześniej przez elektorat tej partii cechy – pewność siebie, arogancja, nieliczenie się z opinią publiczną i z opozycją – nagle wybuchły Kaczyńskiemu w rękach.
Bomba zaczęła tykać we wrześniu, ale nikt jej nie słyszał. Kiedy trwały koalicyjne targi, gdy Jarosław Kaczyński dumał, czy aby nie wyrzucić z koalicji Zbigniewa Ziobry, Trybunał (dawniej) Konstytucyjny zapowiedział na 22 października rozprawę w sprawie dopuszczalności aborcji. Grupa posłów – głównie z PiS, ale też Konfederacji i PSL – pod koniec 2019 r. powtórzyła wniosek z poprzedniej kadencji, by za niekonstytucyjną uznać jedną z przesłanek dopuszczających przerwanie ciąży. Chodziło o sytuację, w której z badań prenatalnych wynika duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Polityka
45.2020
(3286) z dnia 03.11.2020;
Temat z okładki;
s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Co to będzie?"