W czasie jednego z niedawnych posiedzeń Sejmu Kaczyński odważnie, bez kuloodpornej kamizelki, odbierał pół furmanki kwiatów razem z gratulacjami.
Gdyby nagle pojawił się tam Viktor Orbán, gwizdnął kawałek czardasza i krzyknął: „Jarosław, harom kifli tesze!” – to nasze czterdzieści i cztery w nocnej koszulinie wybiegłoby z trzema rogalikami na tacy. To o nie właśnie prosił w swoim trudnym języku węgierski premier...