Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS rozdał. Na rekord i „na wydrę”

Protest branży gastronomicznej w Krakowie, październik 2020 r. Protest branży gastronomicznej w Krakowie, październik 2020 r. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Władza PiS po raz drugi przyznawała wsparcie w ramach Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. I zaliczyła kolejne rekordy. Znowu spektakularne.

Pierwszy sukces dotyczy tempa rozdawania publicznych pieniędzy i jest bodaj od razu rekordem świata. Oto jak wyliczają opozycja i portal Onet, ponad 4,35 mld zł drugiej transzy bezzwrotnego wsparcia dla samorządów, które ucierpiały w wyniku pandemii koronawirusa, Rządowy Fundusz Inwestycji Lokalnych rozdysponował w sprinterskim czasie.

Czytaj też: Samorządowcy na froncie

Między 21:27 i 21:33

Powołując się na parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej, Onet opisuje procedurę, jaką zastosowano, rozdając te dość poważne było nie było pieniądze. I tak środki formalnie dzielić miała specjalna komisja. Tyle że 3 grudnia o – co ważne – godz. 21:27 Kancelaria Prezesa Rady Ministrów miała wysłać do jej członków mail następującej treści: „Ze względu na sytuację pandemiczną, izolację niektórych członków komisji, robocze prace i analizy wniosków były prowadzone przez pracowników KPRM. W załączeniu przekazuję składowi komisji proponowaną listę wsparcia. Uprzejma prośba o ocenę i oddanie głosu za, przeciw, wstrzymuję się”.

Jak pisze portal, pierwsza odpowiedź na uprzejmą prośbę o ustosunkowanie się do sugerowanej „listy wsparcia” nadeszła o godz. 21:33, a więc już sześć minut później. Kolejna zaś niewiele później, bo o godz. 21:55. Tymczasem, co też ważne, wniosków do rozpatrzenia było niemal 10,5 tys. Dużo jak na czas liczony w minutach.

Według przedstawicieli opozycji cytowanych przez Onet wszystko to wskazuje na „ustawienie całego procesu przyznawania środków” samorządom. Po prostu w praktyce oceną wniosków zajęli się pracownicy KPRM, a nie członkowie komisji.

Dodatkowe dowody na tę tezę zdobyła lubelska posłanka Marta Wcisło. Zauważyła, że na 836 wniosków złożonych w jej województwie w czasie drugiego naboru wsparcie dostało jedynie 149 gmin, w większości rządzonych przez polityków obecnej koalicji. Ani złotówki nie zobaczył wtedy chociażby Lublin, a sporo skasował Chełm pod wodzą prezydenta z partii wicepremiera Jarosława Gowina. Posłanka postanowiła zatem skorzystać z przysługującego parlamentarzyście prawa kontroli instytucji państwowych i wydobyła od urzędników Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego korespondencję dotyczącą wniosków samorządów i otrzymanej pomocy.

Znalazł się mail, z którego wynikało, że KPRM domagała się od lokalnych władz uzupełnienia wniosków od samorządów, w których PiS uzyskuje rekordowe poparcie, po czym urząd wojewódzki „w nawiązaniu do rozmowy telefonicznej” potulnie wprowadził stosowne korekty. „Nie wierzę, że urzędnicy z Warszawy znają jakąś maleńką gminę. Warto podkreślić, że gminy, o które upominało się ministerstwo, otrzymały 100 proc. dofinansowania, podczas gdy inne nie dostały w ogóle” – mówi w Onecie posłanka. Całą historię skomentowała nasuwającym się retorycznym pytaniem: „Czy to już korupcja polityczna?”.

Czytaj też: Podział Mazowsza. Warszawa zyska, obwarzanek straci

Przegrana Dudy, krakowianie na ulicach

Rekord drugi dotyczy skali i ostentacji operacji. Tu symbolem niech będzie fakt, że żadnego wsparcia w drugiej rundzie za straty spowodowane pandemią nie dostał nie tylko Lublin, ale też np. mój rodzinny Kraków. Jak widać, wedle Rządowego Funduszu (a w zasadzie chyba urzędników kancelarii premiera) miasto, które dzięki marce i mądrej polityce samorządu zaczęło przyciągać w ostatnich latach miliony gości i tysiące pracowników firm outsourcingowych (za czym szły zyski do lokalnej kasy i budżetu państwa), nie ucierpiało w wyniku zapaści turystycznej i gospodarczej ani też nie zasługuje na pomoc.

Lecz znowu: przecież rządzący Krakowem prof. Jacek Majchrowski nie pochodzi z nadania PiS, w radzie miasta PiS jest w mniejszości, a i mieszkańcy nie kryją swoich poglądów. Dowodem porażka Andrzeja Dudy w lipcowym głosowaniu, a w ostatnich tygodniach wielokrotne i wielotysięczne manifestacje pod hasłem ***** *** oraz ***********.

I tu wniosek może być jeden: jeśli ekipa władzy nie waha się z bezczelną ostentacją uderzyć finansowo nawet w słynną na całym świecie historyczną, turystyczną, a także biznesową polską markę, jaką jest Kraków, to kolejny raz dowodzi, że w przekupywaniu swojego elektoratu nie ma zahamowań. PiS znowu poszedł na rekord i to metodą, jak mawiano w krakowskim półświatku, „na wydrę”.

PS Latem komentowałem tu manipulacje związane z rozdysponowaniem pierwszej transzy pomocy z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych (które przeszły do historii jako „tekturowe czeki Morawieckiego”). Przypomniałem wtedy za prof. Janem Woleńskim obserwację Alexisa de Tocqueville’a: „Demokracja kończy się wtedy, kiedy rząd zauważy, że może przekupić ludzi za ich własne pieniądze”.

Czytaj też: Siła Polski lokalnej. Na przekór rządowi i pandemii

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną