W minionych dziesięcioleciach badacze społeczni i publicyści nie ustawali w tropieniu i nazywaniu kolejnych generacji: pokolenie JP II, millenialsi, pokolenie Frugo, X, Y itd. U źródła tej bez mała obsesji leżało przekonanie, że dzieje w ramach swej powtarzalności pewne generacje rocznikowe w kryzysowych okolicznościach czynią generacjami historycznymi (powstańcy listopadowi czy warszawscy, pokolenie marcowe). Jednak do tej pory te poszukiwania albo okazywały się chybionym strzałem, albo też pokoleniowe punkty styczne okazywały się efemeryczne i młodzież – dorastając – rozmywała się w ogólnym pejzażu społecznym. Z czym mamy do czynienia teraz? Jakie historyczne analogie mogą być uzasadnione? Czy to, co dzieje się na polskich ulicach od październikowego niby-orzeczenia niby-Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji to rebelia z rodzaju tych, po których już nic nie będzie takie, jak było? Kim są idący dziś po ulicach młodersi, by sparafrazować ich ulubiony neologizm – dziadersi?
Kto idzie
21-letnia Aleksandra Sidoruk z Łodzi, studentka III roku stosunków międzynarodowych, członkini zarządu w łódzkiej grupie Dziewuchy Dziewuchom i sympatyczka partii Zieloni. Cztery lata temu, w liceum, nikt poza nią nie interesował się protestami w sprawie aborcji. Znajomym mówiła, że idzie na strajk, może chcą dołączyć, ale wtedy nie chcieli. Wśród nauczycieli również nie było zbyt wielu inspirujących dla niej wzorów. Jedynie wychowawczyni i historyk – ona namawiała do angażowania się w różne ruchy i aktywności, on – by interesować się polityką i patrzeć rządzącym na ręce. Rodzice zawsze ją zachęcali do publicznej aktywności (sami uczestniczyli w marszach KOD), więc zdaje sobie sprawę, że żyje w aktywistycznej bańce.