Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dezinformacja narodowa. Jak rząd mąci w sprawie sylwestra

Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Będzie godzina policyjna czy nie będzie – jak zapewnia premier? Będzie, tylko inaczej nazwana. Rząd woli stworzyć chaos pojęciowy i prawny, niż nazwać rzecz po imieniu.

Władza PiS bardzo uważa na słowa, bo wie, że opisują rzeczywistość, ale też ją stwarzają poprzez wywoływane emocje. Tak kreuje pozytywny wizerunek rządu wprowadzającego „dobrą zmianę” (rozpoczętą rujnacją Trybunału Konstytucyjnego), rozdającego pieniądze społeczeństwu („piątki”, „trzynastki”, „tarcze”), działającego jak zgrana sportowa ekipa („biało-czerwona drużyna”). Dlatego tak pilnuje teraz, żeby nie nazywać restrykcji covidowych restrykcjami.

Kiedy więc nie tak dawno temu ministrowi zdrowia wymknęło się na konferencji prasowej, że rząd wprowadza „kwarantannę” (oczywiście nie byle jaką, ale „narodową”), natychmiast szef kancelarii premiera Michał Dworczyk pospieszył z wyjaśnieniem, że to „rozszerzona solidarność”. Czyli nie jakieś restrykcje władzy, tylko patriotyczny zryw.

Czytaj też: Mogą nas karać? Sylwester jak węzeł gordyjski

Nie da się odwołać prawa „na gębę”

Teraz rząd walczy z określeniem „godzina policyjna” nadanym przez opinię publiczną zakazowi poruszania się w sylwestra, a kojarzącym się nieuchronnie ze stanem wojennym. Zwłaszcza że mamy grudzień. Ale PiS walczy z tym skojarzeniem po swojemu: mącąc w głowach. Skutek jest taki, że w imię uniknięcia tzw. strat wizerunkowych ludzie już nie wiedzą, czy wolno się poruszać w sylwestra od godz. 19 do 6, czy nie.

„My godziny policyjnej nie wdrażamy. Aby ona mogła być zastosowana, musielibyśmy, za zgodą pana prezydenta, wdrożyć stan wyjątkowy. Uważamy, że dziś nie jest to niezbędne, gdyż ustawa o stanie zagrożenia epidemicznego daje nam niemal wszystkie instrumenty, właśnie poza na przykład godziną policyjną. Dlatego bardzo gorąco apelujemy o nieprzemieszczanie się, również o nieużywanie fajerwerków, aby ten sylwester minął spokojnie” – mówił premier Mateusz Morawiecki na niedzielnej konferencji prasowej.

Czyli nie ma zakazu, jest apel władzy. Kto chce, niech słucha, kto nie chce – nie będzie konsekwencji. Tak to trzeba rozumieć.

W takim razie co w praktyce oznacza § 26. Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 21 grudnia 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii? Czytamy: „Od dnia 31 grudnia 2020 r. od godz. 19.00 do dnia 1 stycznia 2021 r. do godz. 6.00 na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej przemieszczanie się osób przebywających na tym obszarze jest możliwe wyłącznie w celu: 1) wykonywania czynności służbowych lub zawodowych lub wykonywania działalności gospodarczej; 2) zaspokajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego”. Czy premier na konferencji prasowej odwołał ten punkt rozporządzenia? Nie da się tego zrobić „na gębę”.

Czytaj też: Kwarantanna narodowa po świętach. Czy to ma sens?

Namącić, żeby nie nazwać rzeczy po imieniu

W poniedziałek w Radiu TOK FM z wyjaśnieniem znowu pospieszył minister Dworczyk. „W sylwestra nie zostaje wprowadzona godzina policyjna, ale prawo do swobodnego przemieszczania się będzie ograniczone na podstawie rozporządzenia wydanego zgodnie z ustawą z 2008 r. [o zwalczaniu chorób zakaźnych]” – powiedział, tłumacząc słowa premiera.

Czyli jednak „zakaz”, a nie „apel”. Tylko czy obywatel ma obowiązek słuchać wszystkich rozgłośni radiowych i telewizyjnych, a w nich egzegezy słów premiera?

W Polsat News rzecznik rządu Piotr Müller także zapewnił, że nie ma „godziny policyjnej”, jest tylko „zakaz przemieszczania się”. Pytany, czy będzie można za jego łamanie karać, usiłował ukryć fakt, że nowelizując art. 116 kodeksu wykroczeń, władza przewidziała sankcje za „nieprzestrzeganie zakazów, nakazów, ograniczeń lub obowiązków określonych w przepisach o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi”. A z tego przepisu wynika, że za złamanie zakazu przemieszczania się w noc sylwestrową można dostać grzywnę lub naganę.

Zamiast powiedzieć o przewidzianej w przepisach karze za „przemieszczanie się”, zaczął „pływać”: że od wielu tygodni obowiązują przepisy dotyczące ograniczenia zgromadzeń i jeśli ktoś będzie się przemieszczał w większej grupie, to „chociażby nawet z tego tytułu, bez zakazu przemieszczania się, policja będzie egzekwować tego typu sankcje”.

Czyli nakręcić, namącić, a wszystko w imię uniknięcia nazwania rzeczy po imieniu: przemieszczanie się w noc sylwestrową jest zakazane pod groźbą grzywny lub nagany.

Skoro rządzący tak mącą, to wątpliwe jest egzekwowanie od ludzi, żeby orientowali się, jaki jest stan prawny. I jeśli ktoś zostanie ukarany i odwoła się do sądu, to zapewne weźmie on pod uwagę szerzenie przez władzę dezinformacji.

Czytaj też: Jak z pandemią walczą inni

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną