Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Bezprawie – paliwo rządów tzw. dobrej zmiany

Andrzej Duda Andrzej Duda Grzegorz Jakubowski / Kancelaria Prezydenta RP
Coraz częściej mamy do czynienia z ponadustawowym bezprawiem ubieranym w ustawowe prawo. Autorytarne tendencje Zjednoczonej Prawicy są oczywiste.

PiS objął władzę m.in. w akompaniamencie zapowiedzi reformy sądownictwa tak, aby było ono bliżej ludzi. W szczególności miał się skrócić czas oczekiwania na wyroki, rzeczywiście długi. Po z górą pięciu latach jest tylko gorzej – na rozstrzygnięcia (także administracyjne) czeka się dłużej. Wprawdzie nie ma (a przynajmniej nie znalazłem) danych za ostatnie dwa lata, ale o ile w 2017 r. czekało się 4,5 miesiąca, o tyle w 2018 r. – 5,4.

Czytaj też: Prokuratura sprofiluje sędziów? Kolejny groźny pomysł

Korupcja w sensie wąskim

Niektórzy mają nadzieję, że zmiany w kodeksie cywilnym zmienią ten stan rzeczy, ale na razie nic na to nie wskazuje. Przypuszczalnie będzie nawet gorzej z uwagi na skutki pandemii, która zakłóca pracę wymiaru sprawiedliwości, no może poza prokuraturą, która nader żwawo realizuje instrukcje p. Ziobry w sprawie wszczynania i umarzania spraw z wyraźnymi preferencjami politycznymi (podobnie jest w przypadku policji), np. gdy agnostyk powie, że religia często prowadzi do zbrodni, może zostać oskarżony o obrazę uczuć religijnych, natomiast stwierdzenie p. Skrzydlewskiego (doradcy p. Czarnka), że ateista źle używa rozumu, zostanie uznane za dopuszczalną krytykę.

Ponadto coraz częstsze są sygnały, że etatowe wakaty w sądach pozostają nieobsadzone, a to spawalnia ich pracę. Jurydyzacja życia społecznego postępuje, a wspomniana pandemia przyczynia się do tego z oczywistych powodów: trzeba wprowadzać nowe regulacje zarówno sanitarne, jak i ekonomiczne. Są robione na kolanie, często po to, aby pokazać, że skoro „my” rządzimy, to opinie opozycji czy ekspertów „nas” nie obchodzą. Przepisów, w tym bezsensownych, jest coraz więcej.

Godzi się w tym kontekście przytoczyć opinię Tacyta: „W skorumpowanym państwie jest coraz więcej praw”. Nie chodzi przy tym o korupcję w sensie wąskim, tj. przekupstwo, ale o ogólny poziom rządzenia, w szczególności o służbę nie interesowi publicznemu, ale własnemu i partyjnemu. Wiele wskazuje na to, że oprzyrządowanie korupcji w tym właśnie sensie jest rzeczywistym motywem dobrozmiennej walki o sądy.

Czytaj też: Kolejna porażka PiS. Rzecznik TSUE o konkursach neo-KRS

Bezprawie przebiera się za prawo

Zamierzam przypomnieć trzy przykłady bezprawia w wydaniu tzw. dobrej zmiany. Pisałem tu o nich kilkakrotnie, ale nie zawadzi uczynić to jeszcze jeden raz. Wcześniej jednak wspomnę o sprawie aktualnej.

W ostatnich dniach 2020 r. dość powszechnie zastanawiano się, czy wprowadzenie godziny policyjnej na podstawie rozporządzenia jest zgodne z konstytucją, czy też nie. Dobrozmieńcy najpierw upierali się przy pozytywnej odpowiedzi, ale zmienili zdanie. Otrzymaliśmy komiczne wyjaśnienie, że obowiązuje apel rządu o nieprzemieszczanie się od godz. 19 do 6 rano, a obowiązuje dlatego, że znajduje się w obowiązującym akcie normatywnym. Na pytanie, czy policjanci mogą wymierzać mandaty za nieprzestrzeganie apelu, odpowiadano, że wszystko zależy od oceny sytuacji.

Sprawa o tyle jest osobliwa, że sytuacja sanitarna usprawiedliwia godzinę policyjną (wprowadzoną w wielu krajach), ale problemem w Polsce jest kwestia legalności, a nie zasadności. W konsekwencji mamy dwa bezprawia: pierwsze polegające na tym, że ograniczenie wolności poruszania się zostało wprowadzone zdecydowanie niezgodnie z ustawą zasadniczą, a po drugie – wyposażono policję w kompetencję przekształcania bezprawnego stanu rzeczy w legalnie dopuszczalny. O ile wiadomo, kulsoni dość oszczędnie to czynili, zapewne na podstawie dyrektyw z góry. W ten sposób cel całego przedsięwzięcia z godziną policyjną zszedł na plan dalszy. Tak to często bywa, gdy bezprawie jest przebierane za prawo.

Czytaj też: Kwarantanna narodowa po świętach. Czy to ma sens?

Trybunał Konstytucyjny. Początek końca

A teraz zapowiedziane przykłady. W czerwcu 2015 r. ówczesny Sejm (VII kadencji) uchwalił nową ustawę o Trybunale Konstytucyjnym i na jej podstawie wybrał (8 października) pięciu sędziów TK, w tym dwóch w miejsce tych, których urzędowanie kończyło się już po upływie kadencji ówczesnego parlamentu, czyli jesienią 2015 r. PiS zaskarżył ustawę do TK, ale po wygraniu wyborów wycofał ten wniosek.

Nowy Sejm unieważnił – każdą w odrębnym głosowaniu – indywidualne uchwały wyborcze w sprawie sędziów TK i dokonał elekcji nowych – uchwały podjęto 2 grudnia. Pan Duda zaprzysiągł w nocy z 2 na 3 grudnia wszystkich pięciu sędziów wybranych przez Sejm VIII kadencji. TK orzekł 3 grudnia 2015 r., że dwaj sędziowie zostali wybrani przez Sejm VII kadencji nieprawidłowo, a trzej – prawidłowo. Pan Duda odmówił zaprzysiężenia tych, których elekcja została potwierdzona przez TK.

Dwie rzeczy są bezsporne. Po pierwsze, regulamin Sejmu obowiązujący w momencie uchylania uchwał nie dopuszczał tego wobec wcześniejszych. Owe uchwały mogły ewentualnie zostać uznane za sprzeczne z konstytucją tylko przez TK. Po drugie, orzeczenie TK obowiązuje od momentu ogłoszenia w „Dzienniku Ustaw”, ale z datą jego wydania, i działa wstecz. W tym wypadku stwierdzenie ważności i nieważności wyboru sędziów TK przez Sejm VII kadencji skutkowało od momentu rzeczonych elekcji. Orzeczenie TK nie zostało opublikowane.

Pani Kempa, ówczesna szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, organu odpowiedzialnego za publikację orzeczeń, oświadczyła, że wyrok z 3 grudnia nie zostanie opublikowany (utwierdziła ją w tym p. Szydło, stojąca wówczas na czele rządu), ponieważ w jej ocenie jest sprzeczny z prawem, a ona nie może narażać się na odpowiedzialność za nielegalne działanie.

Wyroki TK. Bezprawie rodzi bezprawie

Cała ta historia jest pełna bezprawnych działań ze strony władzy, podejmowanych z pełną świadomością, że takie właśnie były. O unieważnianiu uchwał Sejmu VII kadencji już wspominałem. Pan Duda wiedział o posiedzeniu TK mającym odbyć się 3 grudnia, powinien więc poczekać na nie, a nie stosować metody faktów dokonanych. Już samo zaprzysięganie sędziów w nocy, aby tylko uprzedzić orzeczenie TK, świadczy o brudnych intencjach i de facto kompromituje p. Dudę jako głowę państwa. Ponadto p. Duda, w końcu doktor nauk prawnych, winien wiedzieć, że orzeczenie będzie działało wstecz, a więc jeśli wybór dokonany przez Sejm VII kadencji zostanie potwierdzony przez TK, nocne zaprzysiężenie nie będzie miało żadnego znaczenia, a jeśli zdyskwalifikowany – to cała procedura winna być powtórzona.

I tak prezydent RP, strażnik ustawy zasadniczej, zdecydował się na złamanie prawa z powodów czysto politycznych. Jego argumentacja była wręcz zabawna – stwierdził, że gdyby zaprzysiągł trzech sędziów potwierdzonych przez TK, liczba urzędujących członków tego sądu byłaby sprzeczna z konstytucją. Bzdura – wyrok z 3 grudnia bezpośrednio skutkował unieważnieniem wyboru wszystkich pięciu nominatów Sejmu VIII kadencji. W tej sytuacji odmowa publikacji wyroku była sposobem, aczkolwiek jawnie bezprawnym, uratowania decyzji Sejmu z 2 grudnia.

Tłumaczenie p. Kempy, że w jej ocenie orzeczenie z 3 grudnia jest sprzeczne z prawem, trzeba uznać za kuriozum, ponieważ przewodniczący(a) KPRM nie ma żadnych kompetencji do oceniania decyzji sądu konstytucyjnego pod względem ich zgodności lub niezgodności z prawem. Notabene rząd opublikował w 2018 r. trzy inne „zaległe” wyroki TK z adnotacją (przy każdym z nich): „Rozstrzygnięcie wydane z naruszeniem przepisów ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym dotyczyło aktu normatywnego, który utracił moc obowiązującą”.

I znowu trzeba zauważyć, że adnotacja nie ma żadnego skutku prawnego, ponieważ organ publikujący wyroki nie ma uprawnień do decydowania o zgodności i niezgodności z prawem. Mamy tutaj dobry przykład tego, że bezprawie raz zaistniałe rodzi kolejne.

Czytaj też: Gdzie się podział Andrzej Duda?

Łaska i urok dyskretnego autorytaryzmu

Oto interesujący tekst: „Akt łaski nie zmienia wyroku sądu i nie podważa winy skazanego. Celem postępowania ułaskawieniowego jest ustalenie, czy po wydaniu prawomocnego wyroku zaistniały w życiu skazanego szczególne wydarzenia powodujące nadmierną dolegliwość wymierzonej kary”. Cytat pochodzi z oficjalnej strony prezydenta. Został zastąpiony przez następujący: „Akt łaski nie zmienia wyroku sądu i nie podważa winy skazanego. Celem postępowania ułaskawieniowego jest ustalenie, czy po wydaniu wyroku zaistniały w życiu skazanego szczególne wydarzenia powodujące nadmierną dolegliwość wymierzonej kary”.

W pierwszym fragmencie znajduje się słowo „prawomocnego”, którego nie ma w drugim. Oba teksty utworzono na podstawie tego samego stanu prawnego regulującego procedurę ułaskawieniową, mianowicie art. 139 konstytucji i rozdziału 59 kodeksu postępowania karnego. Pierwsza wersja była obecna na stronie prezydenta 16 listopada 2015 r., tj. w momencie, gdy p. Duda ułaskawił p. Kamińskiego i p. Wąsika, obu skazanych nieprawomocnie przez sąd I instancji za przekroczenie uprawnień. Pojawienie się „poprawionego” tekstu znaczy, że miało przykryć zastosowanie prawa łaski wbrew zasadom ogłoszonym przez prezydenta RP.

Nie powiadam, że p. Duda złamał prawo, gdyż akt łaski jest prerogatywą tego, komu przysługuje, i jako taki nie podlega sztywnej regulacji prawnej. Ale to nie znaczy, że jest arbitralny. Poważne traktowanie zasad abolicyjnych, nawet jeśli nie są pozytywizowane, wymaga, aby miały one status prawie-prawa, a w każdym razie tego, aby nie były zmienianie tak, jak to uczynił p. Duda. Tłumaczył, że jego intencją było wyręczenie sądów, a dobrozmienni czynownicy – że p. Kamiński przecież walczył z korupcją, a skoro tak, to prezydencka łaska jest mu należna.

Te wyjaśnienia świadczą o atrofii świadomości prawnej ich nadawców, albowiem okazuje się, że sąd może być wyeliminowany przez prezydenta, a zasługa przy pomocy bezprawnych środków niweluje nadużycia władzy. Oto tzw. dobra zmiana w pełnej krasie.

Czytaj też: Ułaskawienie Kamińskiego. Nieczysta gra prezydenta

Nie ma zresztą żadnej wątpliwości, że p. Duda zastosował akt łaski wobec p. Kamińskiego i p. Wąsika z powodów politycznych (osobliwe, że potwierdził ich winę, bo nie można uniewinnić kogoś niewinnego), w celu protekcji interesów obozu, z którym „bezpartyjnie” się identyfikował, i to publicznie. Przy okazji powstał problem mocy prerogatyw prezydenckich. Prawnicy z kancelarii p. Dudy, w szczególności p. Dera i p. Mucha, wykoncypowali, że jeśli prezydent wykorzystuje swoją kompetencję, to tym samym naprawia ewentualne niedociągnięcia proceduralne, np. jeśli sędzia został zgłoszony przez niewłaściwie wybraną Krajową Radę Sądownictwa, to wręczenie mu (jej) nominacji przez p. Dudę jest automatycznie działaniem naprawczym.

Teraz już jest jasne, dlaczego w sferach dobrozmiennych mgr Przyłębska została wybrana i powołana lege artis, chociaż Sejm VIII kadencji wybrał ją w sposób naruszający prawo, czyli bezprawny. Takie ujęcie prerogatyw prezydenta (i władzy) można nazwać autorytaryzmem dyskrecjonalnym.

Czytaj też: Zmiany w Kancelarii Prezydenta. Jaki mają sens?

Co z jawnością majątkową?

Tzw. dobra zmiana werbalnie zapewnia o potrzebie transparencji rządzenia. Jednym z jej przejawów miała być ustawa o jawności majątku rodzin najważniejszych urzędników państwowych – uchwalona we wrześniu 2019 r. Pan Duda jej nie podpisał, natomiast skierował do TK do tzw. kontroli prewencyjnej. Mgr Przyłębska, zobowiązana do umieszczania na wokandzie spraw wedle kolejności ich wpływu, nie wykonała tego obowiązku – ustawa nadal nie została zbadana. W maju 2020 r. grupa posłów Koalicji Obywatelskiej wystąpiła do p. Dudy, aby wycofał ustawę z TK i ją podpisał, ale lokator Pałacu Namiestnikowskiego nie zareagował.

Wedle powszechnej opinii tzw. dobra zmiana chroni p. Morawieckiego i p. Szumowskiego, których żony są właścicielkami poważnych rodzinnych aktywów na zasadzie rozdzielności majątkowej ze swoimi „ubogimi” mężami. I taki ktoś jak Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym ma czelność apelować o przyzwoite zachowanie w związku z Narodowym Programem Szczepień? Czysta hipokryzja, podobnie jak w przypadku p. Dudy, który kierując przedmiotową ustawę do mgr Przyłębskiej, zapewniał, że jest jak najbardziej za jawnością majątkową polityków.

Czytaj też: Nowi milionerzy – bracia Szumowscy

Omówione wyżej przykłady polegały na jawnym łamaniu przepisów prawnych lub zasad przez p. Dudę lub TK (ściśle rzecz biorąc: atrapę sądu konstytucyjnego). Innym sposobem napędzania rządów paliwem bezprawia jest wydawanie przepisów erygujących nowe rozwiązania prawne w miejsce starych, przy czym owe nowości są niezgodne z dobrze utrwalonymi zasadami państwa prawa.

Kto zostanie kustoszem bezprawia?

W gruncie rzeczy cała tzw. reforma wymiaru sprawiedliwości polega na tym, że np. skróci się kadencję jakiegoś organu, niewygodnego dla dobrozmieńców, w to miejsce powoła się nowy, np. Krajową Radę Sądownictwa pod przewodem p. Mazura i mającą rzecznika w osobie p. Mitery, „zreformuje” się Sąd Najwyższy, powołując Izbę Dyscyplinarną, w której brylują osoby pokroju p. Tomczyńskiego, wypowie się konwencję stambulską, wprowadzi się strefy wolne od LGBT+, pozbawi immunitetów paru sędziów, zleci się Instytutowi Pamięci Narodowej znalezienie lub przygotowanie dokumentów uzasadniających działanie prawa wstecz, przejmie się parę banków itp.

A rezultat można opisać, odwracając kontrast wprowadzony przez Gustawa Radbrucha między ustawowym bezprawiem a ponadustawowym prawem. W państwie tzw. dobrej zmiany coraz częściej mamy do czynienia z ponadustawowym bezprawiem ubieranym w ustawowe prawo. To typowa praktyka reżimów totalitarnych (np. tak było w stanie wojennym), obecna także w reżimach autorytarnych. Byłoby przesadą twierdzić, że obecna Polska jest totalitarna, ale autorytarne tendencje tzw. dobrej zmiany są oczywiste.

Ich naturalnym hamulcem jest członkostwo w UE, bo tam powstają standardy państwa prawa. Nic tedy dziwnego, że dobrozmieńcy prawią androny o wyimaginowanej wspólnocie i tzw. praworządności, woleliby mieć nieskrępowane możliwości wykorzystania ustalonych przez siebie (i dla siebie) prerogatyw. Taka praktyka też dewastuje świadomość prawną.

Oto jaskrawy przykład. Pan Wójcik, szef Departamentu Tożsamości Europejskiej w rządzie p. Morawieckiego, zapytany o Rzecznika Praw Obywatelskich z wielkim oburzeniem skonstatował, że p. Bodnar działa przeciw władzy. Jasne, że wedle dobrozmiennego architekta świadomości europejskiej powinien ściśle współpracować z rządem, np. w sprawie projektu, aby nie używać w Polsce słowa „gender”, gdyż ten termin tylko mąci w obywatelskich głowach. Teraz zrozumiałe, dlaczego tzw. dobra zmiana intensywnie szuka spolegliwego RPO – chce mieć kustosza bezprawia.

Czytaj też: Rzecznik władzy. Co oznacza kandydatura Wawrzyka na RPO?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną