Milion dzieci z klas 1–3 i 200 tys. nauczycieli w poniedziałek wróciło do szkół po ponad dwóch miesiącach zdalnych lekcji. Wśród pracowników oświaty, lekarzy, psychologów i rodziców panuje zgodność, że psychiczne i fizyczne zdrowie dzieci, w szczególności tych młodszych, bezwzględnie wymaga już powrotu do normalnej nauki: w bezpośrednim kontakcie z nauczycielami, koleżankami i kolegami. Ze wszech stron dochodzą jednak głosy, że powrót według zasad nakreślonych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki nie będzie na długo.
Minister Przemysław Czarnek zapewnia, że wszyscy spośród dyrektorów szkół potwierdzili przygotowanie do startu. – Rzeczywiście, ja też powiedziałem pani z kuratorium, że nasza szkoła jest gotowa – przyznaje dyrektor małej podstawówki na Pomorzu. Dodaje jednak: – Jest gotowa dokładnie tak, jak była jesienią, tuż przed zamknięciem. W wydanych kilka dni temu przez MEiN i GIS wytycznych sanitarnych nie ma praktycznie nic nowego w stosunku do zaleceń opublikowanych pod koniec wakacji, gdy zachorowań na Covid-19 przybywało po kilkaset, a nie około 10 tys. dziennie.
Nawet to, co wydawało się pewną zmianą, a więc zapowiadany przez ministra Czarnka projekt „baniek” (maksymalnego ograniczenia kontaktów między klasami i przypisania do nich stałych nauczycieli) okazał się czysto umowny. Nie sposób przewieźć dzieci do wiejskich szkół bez mieszania klas w autobusach, nie sposób zorganizować opieki świetlicowej czy uczyć np. języków obcych bez wymiany nauczycieli. W większości szkół nie uda się też zapewnić każdej klasie osobnej toalety.
Podstawowa zasada bezpieczeństwa w walce z koronawirusem, jak tłumaczą także rządowe kampanie, to DDM, czyli: dezynfekcja, dystans, maseczki. Trudno jednak jej przestrzegać, gdy np.