Według popularnej na opozycji teorii obóz władzy zdecydował o publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, by „przykryć” powolny start programu szczepień. Teoria ta nie ma sensu przede wszystkim dlatego, że PiS ukrywałby jeden niewygodny dla siebie temat za drugim niewygodnym dla siebie tematem. Po 22 października, gdy TK ogłosił wyrok, notowania partii rządzącej wszak dramatycznie spadły (choć najpewniej wpłynął na to także szybki wzrost liczby zakażeń koronawirusem).
Nie, PiS zdecydował się na publikację wyroku z innych przyczyn. Po pierwsze, ze względu na presję Kościoła i prawicowych radykałów. Po drugie, bo kiedyś musiał, a z punktu widzenia rządzącej prawicy moment jest dobry. Energia protestów zdążyła wygasnąć, na co wskazuje kilkakrotnie niższe zainteresowanie tematem w sieci. Wciąż jest chłodno, co zniechęci część mniej zaangażowanych protestujących. Wreszcie partia rządząca szykuje na luty dużą ofensywę programową i chce „oczyścić przedpole”. Przy okazji można też podzielić opozycję.
Suchanow: Zmiany nie da się już z głów ludzi wymazać
Zakaz nie zmniejsza liczby aborcji
Decyzja o wprowadzeniu rękami TK niemal całkowitego zakazu aborcji nie jest więc teatrem w sensie „tematu zastępczego”, i to nie tylko dlatego, że będzie miała realne i wielokrotnie dramatyczne konsekwencje. Jest natomiast teatrem z innej przyczyny. Możemy założyć, że wielu polityków PiS, również podpisanych pod wnioskiem do Trybunału, doskonale wie, że wyrok nie doprowadzi do zaniku aborcji w Polsce.