Niniejszy felieton jest kontynuacją wcześniejszego, który ukazał się w końcu stycznia. Od tego czasu naczalstwo tzw. dobrej zmiany, z Jego Ekscelencją na czele i Handlarzem Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym usytuowanym zaraz pod czołem (aczkolwiek nie wiadomo, na jak długo), opowiada o Polskim Nowym Ładzie. Ma to być remedium na wszystkie bolączki społeczne i ekonomiczne.
Nowy Ład jak New Deal
Podobnie było w USA w latach 1933–38 w ramach tzw. New Deal (czyli Nowego Ładu), systemu reform mającego wyprowadzić kraj z Wielkiego Kryzysu lat 1929–33. Pomysłodawcą był Franklin Delano Roosevelt z Partii Demokratycznej, 32. prezydent Stanów Zjednoczonych. Realizacja projektu przyniosła nadspodziewany sukces, co skutkowało wyborem Roosevelta na drugą, trzecią i czwartą kadencję – w sumie rządził w latach 1933–45.
Reformy ekonomiczne amerykańskiego Nowego Ładu obejmowały m.in. pomoc bankom, zwiększenie siły nabywczej ludności, aktywizację podaży poprzez wzrost cen, dewaluację dolara dla pobudzenia handlu zagranicznego czy pomoc rolnikom. Do tego dochodziły reformy socjalne dla robotników w postaci płacy minimalnej, emerytur oraz ubezpieczeń zdrowotnych, co wiązało się ze zwiększeniem roli związków zawodowych. Przedsiębiorcy musieli zawierać umowy z państwem dotyczące warunków i czasu pracy, a w zamian otrzymywali pierwszeństwo w zamówieniach publicznych i gwarantowane ceny własnych wyrobów.