Piękny musi być widok z Pałacu Prezydenckiego. Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się coraz dostatniej. Zniknęły poważniejsze problemy, nie imają się nas kryzysy, życie polityczne pogrążyło się w nudnej stabilności, demokracja kwitnie, kraj jest bezpieczny. Po trudach i znojach kampanii wyborczej pierwszy lokator wreszcie może sobie odpocząć.
Poprzednia kadencja była w końcu stresująca. Człowiek siedział na walizkach, zmuszony objeżdżać powiaty w perspektywie czekającej go elekcji. Spełniał obietnice i podpisywał co trzeba, wysłuchując kąśliwych uwag o „długopisie” i „Adrianie”. A kiedy już się zbuntował, prezes zmarszczył brew i zrobiło się jeszcze nieprzyjemniej. Widać jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził. Nie warto się zatem szarpać, teraz wreszcie można się wyluzować.
Latem więc szaleństwa na skuterze wodnym w Juracie, zimą oczywiście narty. Ale resztę czasu trzeba jakoś wypełniać. Ciesz się zatem prezydencie chwilą, bo zostało ci już tylko cztery i pół roku. Kto podkręca tempo, temu czas biegnie szybciej. A gdzie i po co się spieszyć, skoro jest fajnie? POLITYKA pisała w zeszłym tygodniu o „zalatanym prezydencie”: 67 lotów w 10 miesięcy, wiele z nich na trasie Warszawa–Kraków–Warszawa, 35 tys. zł za godzinę lotu. Z kolei portal OKO.press wziął pod lupę aktywność prezydenta: w okresie 8–19 lutego Duda nie wziął osobiście udziału w żadnym wydarzeniu wymienionym w oficjalnym kalendarzu kancelarii, udzielali się tylko jego ministrowie.
Przypomnijmy, że na Andrzeja Dudę w ostatnich wyborach zagłosowało w drugiej turze niemal 10,5 mln obywateli. Widocznie taki właśnie bardziej celebrujący niż urzędujący prezydent im się podoba.
Ktoś zachorował?
Na działalność prezydenta i jego kancelarii rocznie idzie z budżetu ok.