Szczyt trzeciej fali pandemii to szokowy test dla państwa, tego realnego, a nie w wersji z „Wiadomości” TVP. Widać teraz prawdziwe dokonania rządzącej przez ostatnie lata ekipy. Przestają mieć znaczenie katolicko-narodowa doktryna, obrażalska polityka historyczna, obrona „naszej” tożsamości zagrożonej podobno przez Brukselę, wygadywane przez prawicowych polityków dyrdymały o „genderach”, LGBT i adopcjach przez pary jednopłciowe (choć prezes Kaczyński znowu tego próbował na zebraniu Klubów „Gazety Polskiej”). Wszystko nagle weryfikują kolejki karetek przed szpitalami, permanentny brak systemu koordynacji wolnych łóżek dla pacjentów, niekonsekwencje i powolność programu szczepień – włącznie z ostatnią koszmarną wpadką, chaotyczna polityka obostrzeń, dziurawa pomoc dla firm (więcej o sytuacji pandemicznej w tekście „Umieramy na potęgę”). Wyłania się w końcu prawdziwy obraz funkcjonowania najważniejszych dla obywateli struktur kraju i wygląda to bardzo źle. Coraz więcej ludzi, co pokazują sondaże, zdaje się dostrzegać rosnący rozdźwięk między oficjalnymi przekazami władzy a rzeczywistością, choć stworzona przez PiS za wielkie budżetowe pieniądze bańka medialna wciąż ma swoje znaczenie (więcej o mechanizmach propagandy pisze Ewa Wilk w tekście „Szkiełkiem do okna”). Jednak, używając pojęć klasyka, baza zaczyna się przebijać przez pracowicie utwardzaną nadbudowę.
Ważna postać na prawicy Józef Orzeł, jeden z założycieli Porozumienia Centrum, pierwszej partii dzisiejszego lidera PiS, w wywiadzie dla „Do Rzeczy” stwierdził: „Kiedy w 2015 r.