Opowieści szczepionkowe (do czytania w kolejce)
Szczepienia: na żywioł i bez kolejki
Zbigniew, lat 46, mieszkaniec Warszawy, zaszczepił się pierwszą dawką jeszcze w marcu. Jak to możliwe? Zadzwonił do niego kolega, że szczepią pracowników firm farmaceutycznych i że jak chce, może dołączyć. Nikt niczego nie sprawdza. Zwolnił się z pracy, pojechał, trochę z duszą na ramieniu. Podał dowód pani spisującej dane. – Skąd pan jest? – zapytała.
– Z Bayera – skłamał.
– Pewnie, wy tu wszyscy z bajera jesteście…
Prawda jest taka, że mimo przechwałek rządu szczepienia w Polsce idą słabo. Nawet teraz na kwiecień ciągle jest 900 tys. wolnych terminów. A w ciągu tygodnia Polska spadła z 27. na 33. miejsce na świecie pod względem odsetka zaszczepionej populacji (5,3 proc.). Mimo to przed punktami szczepień ciągle zdarzały się kolejki wściekłych seniorów. Najczęściej winna była komunikacja – starsi ludzie, choć umówieni na konkretną godzinę, przychodzili za wcześnie i musieli odstać na zimnie.
Szarża
Kiepska statystyka i ponure obrazki w telewizji politycznie obciążały szefa KPRM Michała Dworczyka. Według naszych informacji to on wpadł na pomysł, jak przełamać impas. Zniecierpliwiony ślimaczącymi się szczepieniami, tym, że wielu uprawnionych ze starszych roczników odpuszcza, zdecydował o otwarciu szczepień dla młodszych roczników.
Nie chodziło więc o błąd systemu, ale o to, że minister chciał odnieść spektakularny i szybki sukces.
Najpierw Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych dostała sygnał: uwolnić szczepionki. 30 marca punkty szczepień w całym kraju otrzymały ofertę z możliwością zamówienia dowolnej ilości szczepionek firmy Pfizer. Do wyczerpania zapasów. Uprzedzano, że szczepionki przyjadą za trzy dni, więc szczepić trzeba będzie w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę.