Knajpy z kebabami niedaleko rynku jeszcze działają. Chociaż o tej porze nie ma już tak długich kolejek jak po południu. Jest niedziela, chwilę po 23.00, a na ulicach zostały już tylko niedobitki – po piwie na bulwarach, przyszli zjeść coś na szybko. W tej scenografii postać w garniturze, białej koszuli i pod bordowym krawatem rzuca się w oczy z daleka. W ręku ma kosz, w środku krówki opakowane w papierek z dwoma nazwiskami: Warchoł i Ferenc. A dookoła obstawę dwudziestolatków w koszulkach z kampanijnym logo.
– Dobry wieczór, Marcin Warchoł, może krówkę na osłodę? – przedstawia się kandydat na prezydenta Rzeszowa, wiceminister sprawiedliwości i poseł z Podkarpacia. Formalnie bezpartyjny, ale legitymację Solidarnej Polski złożył dopiero przed wyborami. W rzeczywistości popierany przez partię Zbigniewa Ziobry. Zresztą blisko szefa Solidarnej Polski jest nie od wczoraj. W latach 2006–07 był jego asystentem.
Kiedy mówię, że przyjechałem napisać o kampanii, prowadzi mnie do sztabu w kinie Zorza na 3 Maja, reprezentacyjnej ulicy miasta. Po drodze mijamy biuro komitetu wyborczego Ewy Leniart, wojewody z PiS i kandydatki na szefową ratusza. W sklepowych witrynach widać plakaty Konrada Fijołka, kandydata bezpartyjnego, ale popieranego przez wszystkie partie opozycyjne poza Konfederacją. Tę ostatnią reprezentuje w rzeszowskim wyścigu Grzegorz Braun.
Rezygnacja na urodziny
Wyścig o fotel prezydenta zaczyna się 10 lutego. Wtedy na konferencję w ratuszu wychodzi Tadeusz Ferenc, dokładnie w tym dniu kończy 81 lat, z czego ostatnich 18 spędził jako gospodarz Rzeszowa. Razem z nim przy stole siedzi Marcin Warchoł. „Sprawowanie funkcji prezydenta miasta Rzeszowa było dla mnie olbrzymim zaszczytem i wielkim honorem.