Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Chaos ze szczepionką Johnson&Johnson. „Nikt nie policzył”

Kolejka po majówkowe szczepienia Johnson&Johnson w Białymstoku Kolejka po majówkowe szczepienia Johnson&Johnson w Białymstoku Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
Majówkowa akcja miała pomóc Polsce wspiąć się wyżej w rankingu tempa szczepień w UE. Niestety, wykorzystano tylko jeden typ preparatu, przez co brakuje go teraz w całym kraju.

Szczepionka firmy Johnson&Johnson jest jednodawkowa. Kiedy tylko pojawiła się w Polsce, eksperci mówili, że będzie to świetny wybór dla osób niemogących samodzielnie dotrzeć do punktu szczepień, bezdomnych czy ozdrowieńców. „Johnsona” chętnie wybierali też ci bardziej mobilni, których praca wymaga ciągłego przemieszczania się (np. marynarze), i ci, którzy wkrótce chcieli wyjechać na wakacje.

Z drugiej strony sporo osób skarży się po niej na niepożądane odczyny poszczepienne (gorączka, obrzęk, złe samopoczucie). Ze szczepionki zrezygnowali więc Duńczycy, którzy wcześniej przestali też stosować preparat brytyjskiego koncernu AstraZeneca (z powodu nielicznych przypadków zaburzeń zakrzepowych i małopłytkowości). To tzw. preparaty wektorowe, czyli przygotowywane bardziej tradycyjną metodą niż szczepionki mRNA Pfizera czy Moderny. Mimo tych zastrzeżeń Europejska Agencja ds. Leków (EMA) uznaje, że stosowanie produktów AstraZeneki i Johnson&Johnson przynosi dużo więcej korzyści niż zagrożeń.

Czytaj też: Johnson&Johnson nie stanowi zagrożenia

Majówkowa akcja przetrzebiła zapasy?

Problem z dostępnością szczepionki Johnson&Johnson zaczął się zaraz po majówce. Preparat został wykorzystany w specjalnej akcji: przez cały długi weekend w 16 miastach wojewódzkich rozstawiono namioty, w których można było przyjąć zastrzyk poza kolejnością (wymagane było e-skierowanie). Pogoda nie dopisywała, dlatego chętni zmokli, czekając w długich, wielogodzinnych kolejkach. W punkcie rozstawionym na pl. Bankowym w Warszawie zaszczepiła się Anna. Czekała cztery godziny. – Zaskoczyło mnie to, bo nie słyszałam o takiej opcji wcześniej. Nie rozumiem też, dlaczego kolejki pilnowało wojsko – słyszymy.

Podobnie było w innych miastach, choć w Kielcach czy Gorzowie Wielkopolskim nie trzeba było czekać tyle co w stolicy. Po weekendzie koordynujące przedsięwzięcie w regionach urzędy wojewódzkie ogłosiły sukces. Akcja ma być jeszcze wznawiana.

Problemy pojawiły się szybko. Pacjenci w całej Polsce otrzymali SMS-y o przesunięciu terminu szczepienia i zmianie preparatu. Nowe daty były nieodległe, a w zamian oferowano Pfizera. Nie wszyscy byli zadowoleni. – Zależało mi, żeby szczepienie było jednorazowe. Pod koniec czerwca planowałem wakacje we Włoszech. Tam szczepienia idą szybciej niż u nas, więc nie spodziewałem się żadnych problemów – mówi Patryk, który otrzymał wiadomość o zmianie terminu i szczepionki.

Informacje o zmianie terminarza szczepień napływają z całej Polski. – Niestety, anulowano zatwierdzoną dostawę szczepionek Johnson&Johnson do naszego punktu populacyjnego. Konieczne były zmiany w harmonogramie szczepień – mówi Paweł Bliźniuk z łódzkiego urzędu miasta. – Rozumiem, dlaczego wybrano tę szczepionkę. Chodziło o to, żeby ludzie nie musieli chodzić dwukrotnie do namiotów. Ale ktoś to chyba źle zaplanował – dodaje.

Czytaj też: Majówka ze szczepionką Johnson&Johnson. Warto?

Trzeba było podrasować wyniki?

Słuszność tej intuicji potwierdza nam jeden z parlamentarzystów Zjednoczonej Prawicy. – Presja jest duża. Program szczepień ma być niepodważalnym sukcesem Morawieckiego i jego ludzi. Obecnie Polska jest mniej więcej w europejskiej średniej, jeśli chodzi o postępy szczepień. Stąd takie akcje, żeby te wyniki trochę podrasować. Niestety, tam jest chaos. W zeszłym tygodniu pojawił się nowy transport „Johnsona”, więc od razu poszły polecenia, żeby działać. Nikt tego dokładnie nie policzył – słyszymy.

Faktycznie, Polska, która na początku była jednym z liderów, jeśli chodzi o tempo szczepień w Unii Europejskiej, spadła nawet poniżej średniej. Porównując wyniki poszczególnych państw, łatwo dojść do wniosku, że na jakość akcji nie tyle wpływa siła gospodarcza kraju, ile sama logistyka. Lepiej niż Polacy radzą sobie choćby Litwini.

O tajemnicę sukcesu zapytaliśmy ambasadora Litwy w Polsce Eduardasa Borisovasa. – O sukcesie może decydować fakt, że proces jest koordynowany przez Ministerstwo Zdrowia, ale za jego planowanie i realizację odpowiedzialne są samorządy. Decentralizacja systemu szczepień pozwala władzom lokalnym na szybszą reakcję i dostosowanie się do aktualnej sytuacji. Po zaszczepieniu jednej grupy priorytetowej można szczepić grupy coraz młodsze, nie czekając, kiedy dana grupa zostanie zaszczepiona w całym kraju. Dzięki dobrej znajomości mieszkańców można też elastyczniej realizować związane z tym procesy – mówi.

Czy w Polsce taka koordynacja byłaby możliwa? Patrząc na to, jak przebiegła nadzorowana przez rząd i wojewodów majówkowa akcja szczepień, chyba nie możemy być optymistami.

Czytaj też: ABC. Jak się przygotować do szczepienia?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną