Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Afera mailowa. Czy Rosja szykuje inwazję na Polskę?

Dlatego w interesie Rosji leży skłócenie Polski z Unią Europejską, a szczytem marzeń byłoby wbić klin także między nas a USA? Dlatego w interesie Rosji leży skłócenie Polski z Unią Europejską, a szczytem marzeń byłoby wbić klin także między nas a USA? Kremlin.ru / mat. pr.
Prezes PiS ponoć oświadczył, że Rosja ma gotowy plan inwazji na Polskę, a przemawiałyby za tym niedawne ataki hakerskie na czołowych polskich polityków. Nie zgadzam się z Jarosławem Kaczyńskim.

Rosja planów zapewne ma mnóstwo, z inwazją Marsa włącznie, ale nie jest gotowa do ataku na Polskę. Jeszcze nie teraz. Co nie oznacza, że nie będzie w przyszłości. Poza tym jeśli zechce włączyć Polskę do swojej strefy wpływów, to zrobi to w zupełnie inny sposób.

Mam dwie hipotezy co do ostatnich ataków hakerskich. Zacznijmy jednak od tego, jakie mogą być dość oczywiste plany Rosji związane z naszym krajem. Nie ulega chyba wątpliwości, że Kreml chciałby włączyć nas do swojej strefy wpływów i pozbyć się stąd wojsk NATO. Zabezpieczyłby tym samym swego ważnego sojusznika, Białoruś, i doprowadził do poważnej izolacji państw bałtyckich, które są mu solą w oku.

Jak wyprosić Polskę z Unii

Jakie są warunki, żeby takie wrogie włączenie Polski w krąg swych państw satelickich w ogóle mogło się udać? Przede wszystkim trzeba sprawić, by w obronie Polski nie stanął pies z kulawą nogą. Żeby Polska była wyrzutkiem Europy, kłopotliwym i uciążliwym. Aby zadarła z każdym możliwym sąsiadem, by stawiała absurdalne żądania, np. zwrotu mienia zagrabionego setki lat temu, nie respektowała wyroków TSUE – by w końcu wszyscy doszli do wniosku, że czas z tym skończyć. I pokazali Polsce, gdzie są drzwi.

Dlaczego właściwie jeszcze nas trzymają w UE? Z dwóch powodów. Po pierwsze, mają nadzieję, że po najbliższych wyborach wszystko się zmieni i nasz ważny kraj, z całkiem jednak pokaźnym potencjałem, będzie wzmacniał europejski system gospodarczo-polityczny. Po drugie, są tu mocno finansowo zaangażowani. W Polsce działa wiele zagranicznych firm.

I to jest właśnie problem Rosji: jak się tych firm pozbyć, żeby Zachód nie miał już żadnych korzyści z utrzymywania Polski w UE? Ależ to proste, wystarczy je repolonizować. Wyrzucić znad Wisły obcy kapitał, dlaczego ktoś ma się bogacić naszym kosztem?

Czytaj też: Ameryka Bidena wraca do Europy, Polska traci znaczenie i czar

Czy możemy liczyć na NATO?

Ktoś powie, że gwarantem naszego bezpieczeństwa jest nie Unia, lecz NATO. Ale to niecała prawda. Dwa całkiem spore państwa należą do NATO, a nie są członkami UE: Norwegia i Turcja. Oba mają kluczowe, strategiczne znaczenie. Turcja blokuje Rosji drogę na Bliski Wschód, newralgiczny rejon świata. A Norwegia to klucz w trasie na Atlantyk – pod samo wybrzeże USA.

Położenie Polski też jest ważne, choć nie aż tak. To wysunięta rubież obrony sojuszu na Wschodzie. Tyle że w okresie zimnej wojny była znacznie bardziej przesunięta na zachód, a mimo to NATO jakoś przetrwało. A zatem, jak stwierdził inż. Anatolij Diatłow z elektrowni atomowej w Czarnobylu, tragedii nie ma.

To „NATO” powtarzamy jak mantrę. Tymczasem państwa wysyłają swoje wojska na wojnę wyłącznie wtedy, kiedy mają w tym realny interes. A jaki miałyby w tym interes europejscy członkowie NATO, Niemcy, Francja, Wielka Brytania? Mają bronić państwa wyrzuconego z UE, które przysporzyło im tylko strat i ciężkiej traumy? W imię czego? Żebyśmy znów zażądali czegoś zrabowanego 400 lat temu?

Czytaj też: Alaska. Przygrywka do konfrontacji USA z chińskim smokiem?

Nie takie silne relacje z USA

Ale przecież są jeszcze Stany Zjednoczone, prawda? Prawda, ale też niecała. USA i ich polityczne elity, prezydenckie administracje od czasów George′a Waszyngtona, Abrahama Lincolna i Andrew Jacksona – wszyscy z wyjątkiem Donalda Trumpa uważali, że demokracja jest najwyższą wartością, gwarantem pokoju, rozwoju i postępu. Oczywiście są wśród amerykańskich sojuszników także państwa mało demokratyczne, jak Arabia Saudyjska. Tyle że na innych polach mają sporo do zaoferowania, więc są tolerowane. Dla Amerykanów kraje niedemokratyczne, niepraworządne to zagrożenie i źródło kłopotów. To nie są poważni partnerzy, jeśli nie mają naprawdę dużo do zaproponowania. I Polska właśnie bardzo boleśnie to odczuwa.

Największym naszym sukcesem w relacjach z USA od czasów udanej kampanii Joego Bidena było czterominutowe spotkanie obu prezydentów na korytarzu nowej kwatery NATO w Brukseli, tuż obok windy. Niewykluczone, że amerykańskie zaangażowanie w obronę Polski przed atakiem ze Wschodu będzie podobne. Bo gdybyśmy wylecieli z Unii z hukiem, gdybyśmy byli z nią skonfliktowani, to po czyjej stronie staną Amerykanie, kto jest z punktu widzenia USA ważniejszy: my czy UE?

Dlatego w interesie Rosji leży skłócenie nas z Unią, a szczytem marzeń byłoby wbić klin także między nas a USA. Żeby chociaż Amerykanie nas upominali, żeby odmawiali nam spotkań – to już byłby wielki sukces Putina. A zatem jaki miałaby Rosja interes w tym, żeby szkodzić rządowi PiS? Żadnego. Pierwsza hipoteza dotycząca niedawnej afery mailowej jest następująca: to robota jakichś znudzonych hakerów żądnych sławy, choćby tylko we własnym gronie, z nikim niepowiązanych. Druga hipoteza jest bardziej prawdopodobna.

Czy Rosja chce się pozbyć Dworczyka?

Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk ma mój szacunek jako jeden z nielicznych polityków związanych z obecną władzą. Jest spokojny, nikogo nie obraża i nie lży. Zapewne jest przedstawicielem tej rozsądniejszej, bardziej wyważonej frakcji PiS. Z punktu widzenia Rosji jest zatem hamulcowym i niewykluczone, że warto się go pozbyć. Dlatego atak skierowano na niego. Jeśli rosyjskie służby rzeczywiście miały z tym coś wspólnego, to chyba jedyna możliwa motywacja. Z drugiej strony całkiem realne, że afera hakerska to efekt frakcyjnych rozgrywek w łonie samej rządzącej partii.

Czy Rosjanie przechwytują nasze tajemnice? Co do tego nie mam wątpliwości. Oczywiście chodzi o prawdziwe dane, a nie byle co. Czy gdyby rosyjskie służby czytały rządową korespondencję na najwyższym szczeblu, publikowałyby ją na jakimś portalu? Nonsens. Trzymałyby to w najgłębszej tajemnicy. Nie zabija się kury, która znosi złote jaja, to przecież oczywiste. Oficjalne wyjaśnienia brzmią więc nielogicznie.

Rosja jest powszechnie uważana za potęgę militarną, ale prawda jest o wiele bardziej złożona. W liczbach bezwzględnych jej siły zbrojne są mniej więcej ośmiokrotnie większe od polskich. Spora ich część to jednak strategiczne wojska rakietowe, siły kosmiczne, wojska radiotechniczne do obserwacji przestrzeni powietrznej tego wielkiego terytorium, dość rozbudowane zaplecze logistyczne, by z jednej strony zapewnić funkcjonowanie bardzo odległych od siebie garnizonów, a z drugiej – poszerzać ich potencjał. Są ponadto Flota Północna, Flota Czarnomorska i Flota Pacyfiku, czyli siły, które też nie zostaną przeciw nam użyte. Nie zagraża nam poza tym ani Flotylla Kaspijska, ani garnizon na Sachalinie.

Kiedy się temu szczegółowo przyjrzymy, nagle się okaże, że siły konwencjonalne w Europie o wymaganym potencjale ofensywnym są około trzy razy większe od Wojska Polskiego. W dodatku mniej więcej połowa jednostek jest zaangażowana w konflikt na Ukrainie. Dopiero gdy zakończy się on pomyślnie dla Rosji, tzn. gdy Ukraina ustąpi, pogrążając się w coraz głębszym kryzysie gospodarczym, zwolnią się siły, które będzie można skierować na Polskę. A to tak szybko nie nastąpi. Rosja wykazuje już nawet pewne zniecierpliwienie, czego wyrazem była wiosenna demonstracja siły: niespodziewanie wzmocniono wojska na granicy z Ukrainą. Nie przełożyło się to na jakąś zdecydowaną ofensywę, ale wywołało ciężkie zaniepokojenie. Ciekawe, jak długo jeszcze ukraiński naród wytrwa pod taką presją. Niemniej jeszcze jakiś czas sytuacja w tym regionie pozostanie nierozwiązana.

Czytaj też: Incydent na Morzu Czarnym. Bolesny prztyczek dla Rosji

Putin wyciągnie pomocną dłoń

I to jest także nasz czas, by przygotować się na różne ewentualności. Jeśli oczywiście wcześniej sami nie wejdziemy w strefę wpływów Rosji. Nie jesteśmy bowiem ani Norwegią, ani Szwajcarią. Zależni od dostaw ropy naftowej i gazu ziemnego ze Wschodu (nadal pokrywających ok. 60 proc. naszego zapotrzebowania na te surowce), pozbawieni unijnych środków, odizolowani od rynków zbytu i, co może ważniejsze, od rynków pracy na Zachodzie, zamknięci we własnym grajdołku, zżerani rozdmuchanymi programami socjalnymi służącymi do kupowania głosów – będziemy mieć tylko jedno wyjście. Zostać klientem Rosji. Jestem pewien, że Władimir Władimirowicz poda nam pomocną dłoń. Nie za darmo oczywiście, swoje warunki postawi. I nie potrzeba do tego żadnej inwazji.

Dlatego w interesie Rosji jest, by rząd Zjednoczonej Prawicy trwał w Polsce jak najdłużej. Aż do szczęśliwego dla niej końca.

Czytaj też: USA kontra Rosja. Wojna wywiadów dopiero się rozkręca

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną