Na pewno nie jest to lektura zalecana przez ministra Czarnka (niech go gęś kopnie), ale za to jaka ciekawa! Nazajutrz po konwencjach partyjnych szanujący się felietonista powinien raczej pisać o tym, kiedy padnie rząd i powstanie opozycja, kiedy wreszcie Donald Tusk rzuci drugi but i co z tego wynika. Ale to zostawmy poważnym komentatorom i felietonistom, sami zajmijmy się Beatlesami. Maciej Hen napisał dzieło monumentalne, swoiste vademecum. Omówiona jest w nim każda piosenka, każdy film, przytoczonych dziesiątki rozmów o tym, kto, jak i kiedy zetknął się z zespołem z Liverpoolu. A wszystko to rzucone na polskie tło polityczne, żeby czytelnik wiedział, o jakich czasach mowa – Październik, Marzec, Grudzień, procesy i wyroki, trasy i nagrania.
W 1959 r. objawił się w Gdańsku pierwszy – jak czytamy – polski zespół rockandrollowy. Saksofonista był wypatrzony w Zespole Narodowym Marynarki Wojennej, a ludzie mówią, że R&R był zakazany! Śpiewali już Karin Stanek i ekonomista (!) Bogusław Wyrobek – wkrótce niezwykle popularni. (Na marginesie, Irena Szewińska, największa polska sportsmenka, też ukończyła ekonomię na UW. Zdolny my naród – ekonomiści, tylko z gospodarką nam nie szło). Zespół Rhytm and Blues ruszył w trasę po kraju, publiczność szalała, dziewczyny darły na sobie sukienki, krzyczały i piszczały, „odrobinę zdewastowały salę”, co zaniepokoiło towarzysza Gierka, wówczas I sekretarza partii w Katowicach: „Nasza młodzież uczy się i pracuje. Raz w tygodniu chciałaby kulturalnie wypocząć, nabrać sił do dalszej nauki i pracy. Nie interesują nas wynaturzone mody, nie chcemy rozwydrzenia i rozpasania”.
Hen napisał historię naszej młodości, a może kronikę równoległą życia politycznego, muzyki popularnej i Beatlesów.