My nie mamy mediów jak nasi oponenci polityczni. Można powiedzieć, że jeżeli są jakieś media sprzyjające rządowi PiS, to może jest to z całego spektrum 20 proc. mniej więcej – oznajmił w rozmowie z prorządową telewizją Republika Mateusz Morawiecki.
Premierowi należy oddać, że jest w tych dziwnych wyliczeniach konsekwentny; już pod koniec 2018 r. narzekał, że „80 proc. mediów jest w rękach naszych przeciwników politycznych, którzy we wściekły sposób nas atakują”.
Między tymi dwiema wypowiedziami Orlen kupił grupę Polska Press, wydającą 20 największych dzienników lokalnych, a ich naczelnych w dużej mierze zastąpili dziennikarze sprzyjający władzy, ale premierowi jakby to umknęło i w swoich wyliczeniach procentowych o tym nie wspomniał.
Teraz PiS kombinuje, jak uderzyć w TVN, by – jak powiedział nieoceniony Marek Suski – „mieć jakiś wpływ na to, co się dzieje w tej telewizji”. Dodać trzeba – prywatnej, bo ta „publiczna” nadaje, jak należy. Stosowny projekt ustawy jest w Sejmie, jego losy ważą się w tym tygodniu. Na kilka dni przed posiedzeniem ważny poseł PiS twierdził, że partia nie wycofa się z pomysłu uderzenia w amerykańskich właścicieli TVN, tak by utrudnić niewygodnej telewizji nadawanie w Polsce.
Swoją drogą można się zastanawiać, jaką drogą doszedł Morawiecki do swoich przemyśleń o mediach. Oceniał na oko? A może powstała jakaś komórka w Kancelarii Premiera odpowiedzialna za klasyfikowanie mediów? Jakie są kryteria oceny? Obywatelstwo albo poglądy właścicieli? Co to znaczy 80 proc.? Chodzi o liczbę tytułów? Odbiorców? Czy jak portal wp.pl prześwietla majątek Donalda Tuska, to na moment staje się prorządowy, a jak Morawieckiego, to jest już antyrządowy? I czyja to jest wina, że mimo wysiłków kochających władzę dziennikarzy nie przybywa czytelników, widzów i słuchaczy?