Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

KRRiT i kierownicza rola partii

Jarosław Kaczyński w Sejmie. 17 września 2021 r. Jarosław Kaczyński w Sejmie. 17 września 2021 r. Andrzej Hulimka / Forum
KRRiT nie jest po to, aby służyć wolności słowa, chyba że ma to być Wolność Prawdziwa. Czy wybory będą przyspieszone, czy w przewidzianym terminie, mają zapewnić sukces tzw. dobrej zmianie. I do tego Kaczyński potrzebuje mediów.

Pan Smoliński, rutynowany (cztery ostatnie kadencje) poseł PiS, miał wyjaśnić, że to jego partia załatwiła koncesję dla TVN24. Od razu przychodzi na myśl zasada kierowniczej roli partii komunistycznej, przejawiająca się m.in. w ustalaniu programu działania dla państwa, rekomendowaniu członków partii na kierownicze stanowiska czy partyjna kontrola organów państwa. Uzasadnieniem dla tego modelu było podporządkowanie działań politycznych zadaniu zapewnienia świetlanej przyszłości ludowi pracującemu miast i wsi, przy czym gwarantem realizacji tego celu była osoba aktualnego przywódcy państwowo-partyjnego.

Włodarze PRL byli bardziej umiarkowani

Bynajmniej nie twierdzę, że ustrój obecnej Polski jest kalką tego obowiązującego w PRL, i zdaję sobie również sprawę, że partie polityczne odgrywają ważną rolę także w typowych demokracjach liberalnych. Niemniej obecna praktyka polityczna w Polsce w wielu punktach przypomina to, co było przed 1989 r. Tzw. Polski Ład został wymyślony na Nowogrodzkiej w Warszawie, czyli w siedzibie PiS i przez Komitet Polityczny tej partii, partyjne rekomendacje na czołowe stanowiska państwowe i ekonomiczne są decydujące, chociaż czasem nie wystarczają z powodu funkcjonowania (jeszcze?) mechanizmów demokratycznych, a kontrola instytucji państwowych przez instancje obsadzone przez aktywistów tzw. dobrej zmiany wzrasta.

Kierownicza rola Zjednoczonej Prawicy (w praktyce partii o skrócie PiS) nie jest sformalizowana w obecnej ustawie zasadniczej (była w konstytucji PRL z 1952 r.), ale kto wie, jak to będzie w przyszłości. Nie ma też wątpliwości, że kierownictwo polityczne działa na rzecz tego, aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej (znane słowa Gierka). To samo opowiada współczesny gwarant, zadowalający się w miarę skromną pozycją wicepremiera w perspektywie struktury państwa, aczkolwiek zaznacza, że tak długo, jak uzna to za potrzebne (zresztą pozostawanie prezesem partii podlega podobnej zasadzie).

Nawiasem mówiąc, piastuni obecnej kierowniczej roli partii zwracają też baczną uwagę na wyjątkową, międzynarodową, wręcz mocarstwową pozycję kraju, którym rządzą, np. p. Duda oświadczył: „To my powinniśmy zmieniać Unię Europejską. Na taką, jaką chcemy, żeby była”. Włodarze PRL byli jednak bardziej umiarkowani.

Czytaj też: Zamiennik lex TVN i Trybunał Przyłębskiej jako bajpas

Rada z nadania PiS

Codzienna praktyka polityczna jest najlepszym testem dla funkcjonowania zasad ogólnych. Przebieg procesu koncesyjnego dla stacji TVN24 potwierdza słowa p. Smolińskiego i uzasadnia tytuł niniejszego felietonu. Zakładam, że znane są okoliczności „koncesyjne” (por. mój felieton „Reasumpcja bez granic”), ale dla porządku przypomnę główne punkty (z pewnymi uzupełnieniami).

Stacja TVN24 otrzymała koncesję na sześć lat w 2015 r. na podstawie art. 35 ustawy o radiofonii i telewizji z 1992 r. i w lutym 2020 wystąpiła o przedłużenie zgody na nadawanie. Koncesję przyznaje Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji (KRRiT), organ państwowy (administracyjny), przewidziany przez konstytucję (art. 213–215). Zadaniem Rady jest stanie „na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji”. Rada składa się z pięciu członków, z których dwoje jest wybieranych przez Sejm, jeden przez Senat i dwoje powoływanych przez prezydenta RP – członkowie KRRiT nie mogą należeć do partii politycznych ani związków zawodowych.

Obecna Rada została ukonstytuowana w 2016 r. Pomijam personalia, ale o czterech osobach zasiadających w KRRiT bez wątpienia można powiedzieć, że są nominatami PiS, a pozycja jednej nie jest do końca jednoznaczna. Do przyznania koncesji lub odmowy jej udzielenia wymagane są cztery głosy, aby decyzje były w miarę niezależne od mniej lub bardziej przypadkowych układów politycznych. To, że mają miejsce rekomendacje polityczne, jawne w Sejmie i Senacie, bo kandydaci są proponowani przez przedstawicieli określonych ugrupowań politycznych, a bardziej ukryte w wypadku nominacji prezydenckich, nie przesądza samo przez się o tym, że decyzje KRRiT są stronnicze i niezgodne z obowiązkiem służenia wolności słowa i prawu do informacji. Rada jako organ administracji musi przestrzegać przepisów kodeksu postępowania administracyjnego (kpa) dotyczących terminowego załatwienia sprawy (art. 35§1. Organy administracji publicznej obowiązane są załatwiać sprawy bez zbędnej zwłoki; [...] § 3. Załatwienie sprawy wymagającej postępowania wyjaśniającego powinno nastąpić nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawy szczególnie skomplikowanej – nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od dnia wszczęcia postępowania”).

Czytaj też: Pani Witek, słowne swawole i stare ekspertyzy

Czarodziejska różdżka z Nowogrodzkiej

Z uwagi na kpa wniosek o przedłużenie koncesji (czyli rekoncesję) dla TVN24 winien być załatwiony, pozytywnie lub negatywnie, w czasie nie dłuższym (plus minus) niż dwa miesiące, o ile KRRiT uznała, że sprawa jest szczególnie skomplikowana i przez to wymaga dłuższego postępowania wyjaśniającego. Tymczasem potrzebowała na to prawie 600 dni, tj. prawie 20 miesięcy.

Pan Dera, być może w imieniu p. Dudy, uznał, że to nic nagannego, skoro termin został dotrzymany. Gderanie p. Dery jest nawet zabawne (jest prawnikiem, było nie było), ponieważ „załatwienie w terminie” nie znaczy w tym przypadku „przed upływem ważności dotychczasowej koncesji”, ale „dwa miesiące od złożenia wniosku”.

Skąd wzięła się ta sytuacja? Otóż KRRiT okazała się wyjątkowo nierychliwa, ale za to Prawa i (Prawdziwie) Sprawiedliwa. Rzecz początkowo nie była szerzej znana, a stała się takową, gdy p. „Caryca” Suski zgłosił projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, wykluczający koncesję na rzecz właścicieli stacji radiowych i telewizyjnych, o ile owi posiadacze nie mają swych siedzib na obszarze tzw. Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Właścicielem TVN jest Polish Television Holding BV z siedzibą w Amsterdamie, ale zależną od amerykańskiego koncernu Discovery. Intencją rzeczonej nowelizacji było wykluczenie całego Discovery jako koncesjonariusza.

Dobrozmieńcy (np. takie tuzy jak p. Zalewska, p. Szynkowski vel Sęk, p. Wawrzyk i oczywiście sam „carski” patron nowych przepisów) perorują, że nowelizacja ma charakter generalny i doprecyzowujący dotychczasową regulację, ale jest tajemnicą poliszynela, że rzecz jest skierowana przeciwko TVN24. Świadczy o tym fakt, że stacja TTV, też należąca do Discovery, otrzymała koncesję bez deliberacji na temat jej struktury właścicielskiej i terminowo. Wygląda na to, że KRRiT nie mogła ani przyznać koncesji, ani odrzucić stosownego wniosku w oparciu o „stare” brzmienie art. 35 ustawy o radiofonii i telewizji – zapewne dlatego, że zarzut obchodzenia tego przepisu był szyty zbyt grubymi nićmi. Na Nowogrodzkiej zdecydowano o nowej regulacji, która umożliwiłaby odrzucenie udzielenia koncesji bez naciągania. W związku z tym KRRiT kluczyła, jak mogła, aby doczekać do zapowiedzianej nowelizacji (przyznała to rzeczniczka Rady) – to nie było kworum, to ani przyznanie, ani odrzucenie nie zyskiwało wystarczającej liczby głosów.

I nagle 24 września (dwa dni przed wygaśnięciem koncesji), jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (telefonu z Nowogrodzkiej, zgodnie z zasadą kierowniczej roli partii?), wymagana większość się znalazła i koncesja została przyznana. Nie ma wątpliwości, że na tej niespodziewanej decyzji zaważyły kłopoty z dokończeniem procesu legislacyjnego (odrzucenie nowelizacji przez Senat), protesty w Polsce i (last but not least) negatywna ocena projektu przez USA i UE. Zwlekanie z decyzją spowodowałoby postępowanie sądowe, podobnie jak odmowa udzielenia koncesji w obowiązującym stanie prawnym, przy czym szanse na wygraną dobrozmieńców w obu przypadkach były raczej marne, a w związku z tym KRRiT zdecydowała o przyznaniu koncesji.

KRRiT. Kuriozalna uchwała specjalna

Przypuszczam, że łaskawość KRRiT to skutek intensywnych debat na Nowogrodzkiej, co zrobić w tej dość zawikłanej sytuacji. Wymyślono pozytywną decyzję poprzedzoną specjalną uchwałą Rady. Główne punkty tego dokumentu, zatytułowanego „w sprawie podjęcia działań mających na celu uporządkowanie zasad rozpowszechniania programów radiowych i telewizyjnych w Polsce w zakresie możliwości działania podmiotów spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego”, są następujące. Po pierwsze, KRRiT stwierdza, że „w jej ocenie, w świetle obecnie obowiązujących przepisów prawa, nie jest uprawnionym do uzyskania koncesji w zakresie rozpowszechniania programów radiowych lub telewizyjnych w Polsce podmiot z siedzibą w Polsce, w którym udział kapitałowy podmiotu dominującego spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego przekracza 49%”, oraz taki, który „poprzez dysponowanie, pośrednio albo bezpośrednio przez ten zagraniczny podmiot ponad 49% głosów w zgromadzeniu wspólników lub w walnym zgromadzeniu, nawet jeśli jednocześnie dany podmiot z siedzibą w Polsce jest zależny od podmiotu z siedzibą w kraju z Europejskiego Obszaru Gospodarczego”.

Po drugie, jeśli powyższe wady zostaną stwierdzone, dany podmiot ma być wezwany od ich usunięcia w celu dostosowania się do polskiego stanu prawnego.

Po trzecie, KRRiT wzywa swojego przewodniczącego do podjęcia wszelkich działań w celu zapewnienia zgodności polityki państwa z zasadami ustalonymi przez Radę. Działania te mają obejmować: (a) propozycje legislacyjne ze strony rządu; (b) wnioski uprawnionych podmiotów do Trybunału Konstytucyjnego o ocenę, czy obecny stan prawny (chodzi o art. 35 ustawy o radiofonii i telewizji) jest zgodny z polską ustawą zasadniczą.

Po czwarte, KRRiT „jednocześnie zauważa, że wyżej opisany problem przyjmuje postać szczególnie kwalifikowaną w sytuacji, w której kontrolę nad koncesjonariuszem obejmuje podmiot spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego, który jednocześnie prowadzi działalność w zakresie rozpowszechniania programów radiowych lub telewizyjnych w krajach poza Europejskim Obszarem Gospodarczym”. Od razu trzeba zauważyć, że przyznanie koncesji TVN24 jest jaskrawo niezgodne ze streszczoną uchwałą, gdyż jej treść ma pokazać, że rzeczona stacja powinna dostosować się do wymogów ustalonych przez grono pozostające pod przewodnictwem p. Kołodziejskiego, nader aktywnego czynownika tzw. dobrej zmiany w walce o przepchanie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji przez Senat.

Zaznaczona niezgodność nie jest jedynym kuriozum uchwały KRRiT. Uchwała powtarza propozycje nowelizacji, a nawet je zaostrza (punkt czwarty mojego streszczenia), tak jakby one już obowiązywały. W gruncie rzeczy KRRiT przyznała sobie (a raczej jej przyznano) kompetencje prawotwórcze i interpretacyjne, do których nie ma uprawnień.

Czytaj też: Koncesja dla TVN24, przykrywka dla KRRiT

Nadawcy o „zdradzieckich mordach”

Niektórzy sądzą, że uchwała jest wyjątkowym bublem prawniczym. Faktycznie, można w jej treści doszukiwać się wyrazu „mistrzostwa” prawniczych głowaczy (niewykluczone, że samego p. Asta) pracujących na rzecz PiS i satelitów tej partii.

Jestem innego zdania. Uchwała została podjęta jednogłośnie, a więc wyraża bezwarunkowe stanowisko tzw. dobrej zmiany (bo KRRiT działała w jej imieniu) w sprawach radiofonii i telewizji, natomiast decyzja o udzieleniu koncesji dla TVP24 spotkała się z głosem sprzeciwu – inaczej nie mogłaby być podjęta. Uchwała wzmiankuje art. 38 ustawy o radiofonii i telewizji przewidujący możliwość cofnięcia decyzji koncesyjnej, m.in. jeśli nadawca rażąco narusza ustawę. Wprawdzie już podnoszą się głosy, że nawet jeśli nowelizacja zostanie uchwalona, to nie będzie działała wstecz, ale przestrzegałbym przed takim optymizmem.

Art. 38 mówi o ustawie bez dodatkowych kwalifikacji, a więc nie wiadomo, czy ma chodzić o znowelizowaną, czy uprzednią, a to przecież zależy od interpretacji. Moim zdaniem zacytowany fragment uchwały o sytuacji, w której „wyżej opisany problem przyjmuje postać szczególnie kwalifikowaną”, jest wyraźnym ostrzeżeniem dla nadawców o „zdradzieckich” mordach. W poprzednim, wyżej wspomnianym felietonie o koncesji dla TVN24 napisałem: „W odwodzie jest jeszcze p. Duda (...) lub skierowanie ustawy do mgr Przyłębskiej”. Wprawdzie miałem na myśli raczej sposób utrącenia nowelizacji przez jej zawetowanie lub umieszczenie w zamrażarce dozorowanej przez prezes Julię (nomenklatura p. Dworczyka), ale obecnie inny scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny.

Pan Duda oświadczył ostatnio, że decyzję o ewentualnym zawetowaniu podejmie, gdy dostanie ustawę, ale to mniej wyraźna deklaracja od wcześniejszych zapowiedzi, że ma zastrzeżenia do nowelizacji. Tedy wygląda na to, że tzw. dobra zmiana jeszcze liczy, że Sejm przyjmie znowelizowaną ustawę o radiofonii i telewizji mimo negatywnego stanowiska Senatu. Przypominam, że nie można zgłaszać poprawek do projektu odrzuconego przez Senat. Inna możliwość to zamrożenie projektu przez Jej Reasumpcyjną Wysokość, czyli p. Witek. Wtedy obowiązującą ustawę będzie można posłać do mgr Przyłębskiej, a ta już będzie wiedziała, co w tej sprawie trzeba uczynić.

Podkast: Anna Materska-Sosnowska o reasumpcji i przyszłości PiS

Trzy kadencje Kaczyńskiego

Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z kolejnym przykładem pisiej chytrości, bo ta postawa jest narzędziem w realizacji zasady kierowniczej roli partii na obecnym etapie. W szczególności nie wydaje się, aby determinacja Jego Ekscelencji w eliminacji niezależnych mediów uległa jakiemukolwiek osłabieniu. Czy wybory będą przyspieszone, czy w konstytucyjnie przewidzianym terminie, mają zapewnić sukces tzw. dobrej zmianie.

Pan Kaczyński stwierdził w 2017 r., że „aby Polskę zmienić do końca – po tym okresie, który trwał czterdzieści kilka lat, czyli okresie komunistycznym i następnie po latach III RP, czyli postkomunizmu, żeby nasz kraj doprowadzić do stanu, który można by uznać za akceptowalny – trzeba wielu lat. To nawet nie są dwie kadencje, to są co najmniej trzy, jeśli nie więcej”.

I to jest powód, dla którego trzeba zablokować niezależne media, bo tego wymaga dobrozmienna racja stanu. KRRiT nie jest po to, aby służyć wolności słowa, chyba że ma to być Wolność Prawdziwa, ale takowa jest, by sparafrazować Mrożka, wtedy, gdy nie ma zwykłej.

I na koniec coś humorystycznego, mianowicie zachowanie p. Brykczyńskiej, rzeczniczki KRRiT, gdy komunikowała szczęsną nowinę o przyznaniu koncesji dla TV24. Wymachiwała rąsiami, kręciła głową i obracała tułowiem, a co najważniejsze, uśmiechała się „wieloznacznie”, jakby sugerując, że nie wierzy w to, co głosi. Na pytania nie odpowiadała lub odsyłała do uchwały. Przykład idzie z góry, motoryka p. Brykczyńskiej i jej mimika była kombinacją tego, co prezentują p. Duda i p. Morawiecki. Zważywszy na służebną rolę KRRiT wobec kierowniczej roli partii, nie powinno to dziwić.

Czytaj też: Cicha śmierć lex TVN

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną