Wygląda na to, że Włodzimierz Czarzasty okiełznał swoją partię i realizowany pod jego dyktando projekt połączenia SLD z Wiosną wkrótce będzie miał swoje zwieńczenie. W sobotę odbędzie się kongres założycielski Nowej Lewicy, podczas którego zaprezentowany zostanie program oraz odbędą się wybory kierownictwa. Z przedzjazdowych spekulacji wynikało, że niespodzianek raczej nie będzie i na czele staną – jako współprzewodniczący – sam Czarzasty oraz holowany przez niego Robert Biedroń.
W ostatnich tygodniach obaj objeżdżali terenowe zjazdy Nowej Lewicy. Zazwyczaj przebiegały one po myśli liderów. Jak raportował na Facebooku przyboczny Czarzastego poseł Marcin Kulasek, delegatów na zjazd krajowy wybierano „jednogłośnie i bez skreśleń”. Z kolei grupa partyjnych oponentów z posłem Tomaszem Trelą na czele – których latem Czarzasty spektakularnie zawiesił, a później selektywnie odwieszał – głęboko się w tym czasie przyczaiła albo po prostu rozpierzchła. Sam Trela nawet nie odpowiedział na prośbę POLITYKI o kontakt.
Pewnie nie można do końca wykluczyć, że w najgłębszej dyskrecji szykowana jest zjazdowa akcja przeciwko Czarzastemu. Przedwczesne ogłoszenie zamiaru kandydowania na zjeździe mogłoby się przecież skończyć zawieszeniem delikwenta, co byłoby równoznaczne z utratą praw wyborczych. Tyle że trudno wygrać rywalizację o przywództwo, ujawniając się dopiero na zjeździe, bez wcześniejszego rozprowadzenia kandydatury w regionach.
Owa śmiercionośna broń w rękach przewodniczącego, możliwość zawieszenia, została zapisana w statucie Nowej Lewicy, który uchwalano w ogromnym pośpiechu na konwencji SLD pod koniec 2019 r. Wtedy jednak żaden z delegatów nie miał świadomości, w jakich celach może ona zostać użyta. A teraz służy Czarzastemu jako narzędzie do niszczenia rywali i zastraszania całej partii.