Podczas jednej z konferencji prasowych Donald Tusk zapowiedział: „W Polsce do wyborów jako opozycja pójdziemy zjednoczeni. Kto tego nie będzie akceptował i rozumiał, sam znajdzie się na marginesie polityki. To jeden z oczywistych testów na patriotyzm”. Kiedy słowa przewodniczącego PO zacytowano na Twitterze, Szymon Hołownia zareagował błyskawicznie i lapidarnie. Pod cytatem zamieścił zdjęcie dwóch bohaterów serialu „Star Trek” ukrywających twarz w dłoniach. Podwójny facepalm, czyli krótko mówiąc: tragedia, załamka, ręce opadają.
Nie pryncypia, tylko interes
Tego samego dnia w wywiadzie dla Polsat News tłumaczył, że zapowiedź Tuska odczytał „bardziej jako szantaż, jako groźbę niż zaproszenie do współpracy”. Następnie dodał, że „Tusk, proponując to zjednoczenie opozycji […] totalne zjednoczenie totalnej opozycji – jak by pewnie powiedział PiS – proponuje lekarstwo, które sześć razy zawiodło” i stwierdził, że zamiast ojca, patriarchy, mesjasza i kierownika chciałby widzieć w przewodniczącym PO partnera negocjacyjnego.
Hołownia ma oczywiście prawo odczytywać na słowa Tuska tak jak mu serce i rozum podpowiadają, ale twierdzenie, że zjednoczenie opozycji to propozycja, która zawiodła sześć razy, jest zwyczajnie nieprawdziwe.
Niemal wspólną listę – bo bez Wiosny Roberta Biedronia – udało się stworzyć raz, przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. To prawda, że ostatecznie Zjednoczona Prawica te wybory wygrała przewagą niemal siedmiu punktów procentowych. Ale gdyby uczciwie oceniać stan rzeczy, to trzeba powiedzieć, że właśnie zabrakło Wiosny, która zdobyła oddzielnie kilka procent, a opozycja raz przegrała wybory, startując niemal zjednoczona, podzielona zaś przegrała je kilkukrotnie.