Pod koniec roku Grażyna Ignaczak-Bandych, szef (tak chce, by się do niej zwracano) Kancelarii Prezydenta, wyłożyła w tygodniku „Sieci”, jak wygląda sytuacja w najbliższym otoczeniu prezydenta. Na pytanie: „Nie kusi Pani duża polityka?”– odpowiedziała: „Zdecydowanie nie. Małą polityką zajmowałam się, będąc radną. Lepiej realizuję się w roli osoby zarządzającej. Zajmowałam się tym przez większość swojego życia. Moją ambicją jest to, by kancelaria funkcjonowała na miarę godności urzędu. Mamy znakomity zespół, którego celem jest skuteczne wspieranie Głowy Państwa i Małżonki Prezydenta, która jest niezwykle aktywna i pracowita”.
To dość zaskakujące, że jedna z najważniejszych osób w otoczeniu prezydenta w zasadzie przyjmuje, że w Pałacu nie ma wielkiej polityki. – A jak ma być, skoro prezydent nie tylko nie zbudował sobie sensownego zaplecza, ale jemu na tym nawet nie bardzo zależy. Nie wiem, o jakim zespole jest mowa w tym wywiadzie. Ci, którzy tylko potrafią, to załatwiają sobie pracę gdzie indziej i ewakuują się – mówi osoba życzliwa Andrzejowi Dudzie, która jednak już straciła nadzieję na to, że ta prezydentura nabierze znaczenia.
Słaby kadrowy
Do listy nieobecnych już za chwilę dopisze się Adam Kwiatkowski. Na cztery lata wyjedzie do Rzymu, zostanie ambasadorem RP przy Stolicy Apostolskiej. Zaczynał jako szef prezydenckiego gabinetu, kończy jako minister od współpracy z Polonią i nadzorujący biuro wydarzeń krajowych. Prezydent, choć nazywał Kwiatkowskiego swoim przyjacielem, już dawno chciał się z nim pożegnać. – Agata nie pozwoliła go wyrzucić. Prezydent jest ojcem chrzestnym jego dziecka. W końcu, dzięki dobrym relacjom z hierarchami, załatwił sobie posadę w Watykanie.