Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kaczyński przyznaje: władza ma Pegasusa i szpieguje. To kto tu kręcił?

Prezes PiS i wicepremier odpowiedzialny za bezpieczeństwo Jarosław Kaczyński Prezes PiS i wicepremier odpowiedzialny za bezpieczeństwo Jarosław Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Po miesiącach zaprzeczeń i kpin najważniejszych funkcjonariuszy PiS ich szef Jarosław Kaczyński przyznał, że służby używały cyberbroni wobec obywateli.

Wypowiedź nr 1. „Nie wiem, co z tym Pegasusem. (...) To się miało dziać w roku 2019, nie byłem wówczas wicepremierem do spraw bezpieczeństwa, nie mam o tym większego pojęcia”.

Wypowiedź nr 2. „Pegasus to program, po który sięgają służby zwalczające przestępczość i korupcję w wielu krajach. Jego powstanie i używanie jest wynikiem zmiany technologicznej, rozwoju szyfrowanych komunikatorów, których za pomocą starych systemów monitorujących nie można odczytać. Źle by było, gdyby polskie służby nie miały tego typu narzędzia”.

Te dwie wypowiedzi prezesa PiS wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego – pierwsza dla Interii, druga dla „Sieci” braci Karnowskich – dzieli zaledwie 11 dni.

Czytaj też: W sprawie Pegasusa PiS złamał prawo. Oto cztery powody

Kaczyński mówi, bo widzi pożar

W tym czasie pojawiły się nowe informacje na temat stosowania w Polsce przez służby systemu Pegasus. Za nimi zaś poszła cała fala wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy lekceważących, wykpiwających czy wręcz zaprzeczających tym doniesieniom.

Padały one z ust premiera Mateusza Morawieckiego, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry (czemu ten po wywiadzie Kaczyńskiego dla „Sieci” próbuje zaprzeczać), rzecznika rządu Piotr Müllera, wicerzecznika PiS Radosława Fogiela, szefa klubu PiS i wicemarszałka Sejmu Ryszarda Terleckiego czy wiceministra sprawiedliwości Michała Wosia, który podpisywał wniosek o przekazaniu pieniędzy na zakup Pegasusa.

Słowa Kaczyńskiego ze względów „procesowych” wypowiedziane są pokrętnie. Ale traktujemy je jako potwierdzenie tego, co już wiemy dzięki ekspertom Citizen Lab i Amnesty International. Izraelska cyberbroń, stworzona do inwigilacji terrorystów i zorganizowanej przestępczości, została użyta przeciwko politykom opozycji i ludziom, którzy – tak jak mec. Roman Giertych czy prok. Ewa Wrzosek – zostali uznani za zagrożenie dla autorytarnych dążeń PiS.

Kaczyński postanowił zabrać głos, wiedząc, że pożaru wywołanego kolejnymi publikacjami na temat Pegasusa nie da się ugasić zaprzeczeniami. Przede wszystkim zaś widząc w sondażach niepokojące – dla niego – dane o tym, że Polacy są oburzeni stosowaniem cyberinwigilacji przeciwko opozycji (75 proc. według sondażu OKO.press).

Postanowił więc prezes PiS wykonać klasyczny manewr obronny, czyli cofnąć się o krok i przyznać pokrętnie, że Pegasus był stosowany, ale legalnie i wobec ludzi, którzy na to zasłużyli. A przy tym zaprzeczyć, że stosowano go do inwigilacji opozycji i to podczas kampanii wyborczej przed ostatnimi wyborami. Więcej oczywiście nie powie, bo nie może się „szczegółowo wypowiadać na temat stosowanych w Polsce – w pełni legalnie – metod i technik czy potwierdzać takich czy innych domniemań”.

Pegasus: Szpieg w smartfonie. Jak działa ten program?

Czy strategia Kaczyńskiego przyniesie efekt?

To zależy od reakcji polityków opozycji (z tym na razie słabo, wygląda, jakby Krzysztof Brejza walczył głównie sam), opinii publicznej (tu jest zdecydowanie lepiej) oraz samych funkcjonariuszy służb, którzy – wykonując polecenia przełożonych – obsługiwali system, a teraz stają w obliczu dylematu: milczeć i narażać się w przyszłości na odpowiedzialność karną oraz być może surowe wyroki czy ujawnić prawdę i liczyć na rzetelny sąd i łagodny wyrok, a nawet uniewinnienie w związku z działaniem w interesie publicznym.

Niech nas nie zwiodą słowa Kaczyńskiego, Ziobry i innych, którzy traktując opinię publiczną jak „ciemny lud, który wszystko kupi”, próbują wmówić nam, że nic się nie stało. Pamiętajmy: Pegasus to narzędzie nieposiadające polskiej certyfikacji, a więc jego stosowanie jest nielegalne. Polskie służby nie mają kontroli nad zebranymi podczas inwigilacji danymi – są one przechowywane za granicą, na serwerach zarządzanych przez producenta, co jest kolejnym złamaniem prawa. Po trzecie: fakty zebrane przez Citizen Lab dobitnie pokazują, że Pegasus był stosowany wobec Krzysztofa Brejzy, gdy pełnił funkcję szefa sztabu wyborczego KO w czasie kampanii do parlamentu – a to ewidentne naruszenie zasady wolności wyborów.

I na koniec: nie dajmy sobie wmówić, że Pegasus był stosowany legalnie, bo sądy same przyznają, że nie mają narzędzi prawnych do kontrolowania tego, z jakich systemów korzystają służby podczas inwigilacji. Pamiętajmy też, że - jak pisała „Gazeta Wyborcza” - szef polskich służb, a zarazem wiceprezes PiS Mariusz Kamiński miał kilkadziesiąt razy wyłudzać zgody na stosowanie podsłuchów w czasach, gdy pełnił funkcję szefa CBA.

Tak więc zapewnienia Jarosława Kaczyńskiego i innych przedstawicieli tej władzy są niegodne najmniejszej nawet naszej wiary.

Czytaj też: Nagonka na Brejzów

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną