Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

PiS pogrąża się w prawdzie. Porządnych ludzi karze dymisjami

Zbigniew Rau i Jarosław Kaczyński w Sejmie. Grudzień 2020 r. Zbigniew Rau i Jarosław Kaczyński w Sejmie. Grudzień 2020 r. Andrzej Hulimka / Forum
Jeśli ta zaraza prawdy zacznie się szerzyć, w rządzie nie pozostanie już nikt. Trzeba odnotować te niezwykłe wydarzenia, bo gdy autorytarna władza zaczyna sama siebie krytykować, a w reakcji dochodzi do dymisji, to należy uznać, że weszła w fazę turbulencji i walk frakcyjnych.

Wprawdzie PiS pogrąża się na wielu polach, lecz czymś zaskakującym i nowym jest zjawisko niejako przypadkowego mówienia prawdy przez dygnitarzy rządowych, co nieuchronnie wiąże się z utratą stanowiska albo mówiącego prawdę, albo kogoś, o kim prawdę powiedziano. Jeśli ta zaraza prawdy zacznie się szerzyć, w rządzie nie pozostanie już nikt. Trzeba odnotować te niezwykłe wydarzenia, bo gdy autorytarna władza zaczyna sama siebie krytykować, a w reakcji na tę krytykę dochodzi do zasłużonych bądź niezasłużonych dymisji, to należy uznać, że weszła w fazę turbulencji i walk frakcyjnych. W końcu publiczna krytyka jednych przez drugich wewnątrz obozu władzy oznacza, że ktoś przestał się kogoś bać albo ktoś z kimś jawnie rywalizuje, albo też komuś już nie zależy, bo wie, że jego dni na urzędzie są policzone.

Polemiki i krytyka wzajemna wśród ludzi władzy jest czymś zdrowym i naturalnym w demokracji – jednak w przypadku rządów autorytarnych, gdzie taka krytyka musi kosztować stanowisko jedną ze stron, jej pojawienie się w przestrzeni publicznej znamionuje głęboki kryzys i podziały. Co jest ich powodem? Zapewne przekonanie, że rządy Jarosława Kaczyńskiego dobiegają końca.

Skoro tak, to trzeba się cieszyć tym nowym repertuarem w politycznym teatrze. Kolejne krytyki i kolejne dymisje zdają się być preludium do Wielkiej Dymisji, jak należałoby chyba nazwać odejście Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska prezesa wszystkich prezesów na z góry upatrzone stanowisko emerytowanego zbawcy narodu.

Czytaj też: Europie pokazać język, czyli praworządność w wersji PiS

Nowak. Z takimi ludźmi daleko nie zajedziemy

Jestem jak najdalszy od sugestii, że minister zdrowia Adam Niedzielski nie zasługuje na zdymisjonowanie. Śmiercionośne zaniechania rządu w zwalczaniu pandemii covid-19 obciążają jego osobiście. Nie można jednak nie zgodzić się z Niedzielskim, gdy publicznie zażądał odwołania z funkcji osławionej małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak. Ta nad wyraz agresywna i źle wychowana fundamentalistka religijna bez pardonu i rękawiczek realizuje politykę edukacyjną swego pryncypała ministra Przemysława Czarnka, której istotą jest klerykalizacja szkoły i uczynienie z niej rozsadnika polskiego nacjonalizmu. Jej skandaliczne wypowiedzi raz za razem wprawiają w zdumienie demokratyczną opinię publiczną, która w swej naiwności wierzy w istnienie jakichś granic przyzwoitości, szacunku dla prawa i zdrowego rozsądku.

Pani Nowak, która ostatnio wzbrania szkołom chodzenia na „Dziady” w reżyserii Mai Kleczewskiej (w krakowskim Teatrze Słowackiego), twierdząc, że spektakl ten „patrzy z nienawiścią” na nasz rodowód historyczny, a niedawno porównała Uniwersytet Jagielloński do agencji towarzyskiej, kilka dni temu w wywiadzie dla Radia Zet nazwała szczepienia przeciw covid eksperymentem medycznym, sugerując tym samym, że może nie jest wcale takie oczywiste, że trzeba się zaszczepić. Tego już nie wytrzymał minister zdrowia, który skomentował wypowiedź małopolskiej kurator oświaty takimi słowy: „O takich wybrykach słyszymy systematycznie. Od czasu do czasu znajduje się osoba, jeśli można tak powiedzieć, oświecona, która uważa, że potrafi przeciwstawić się swoim nikłym autorytetem całemu światu nauki. (...) Potępiam wszystkie takie oznaki braku rozumu i apeluję, żeby mieć pewnego rodzaju wstrzemięźliwość, bo jeżeli ktoś chce się popisać, ktoś chce zaistnieć medialnie, to powinien sobie jednocześnie zdawać sprawę, że bierze na siebie ogromną odpowiedzialność”.

Czytaj też: Koronawirusowy rollercoaster. Co nas czeka w trzecim roku zarazy?

Wypowiedź ta tak naprawdę skierowana jest do ministra Czarnka i premiera Morawieckiego. Niedzielski zdaje się mówić im, że z takimi ludźmi PiS już daleko nie zajedzie, a podkopywanie szczepień, w sytuacji gdy codziennie umierają setki niezaszczepionych Polaków, którym m.in. wmawia się kłamstwa, jakoby szczepionki znajdowały się jeszcze w fazie eksperymentalnej, tylko pogarsza i tak już tragiczny stan rzeczy.

Cóż, Niedzielski ma rację, tyle że wypowiedź p. Nowak to nic w porównaniu z całą rządową polityką tolerowania pełnej swobody poruszania się i korzystania ze wszystkich miejsc publicznych przez osoby niezaszczepione – polityką opartą na świadomym poświęcaniu życia tysięcy ludzi dla zwiększenia szans partii rządzącej na reelekcję. Niedzielski ma więc rację, lecz najpierw powinien z tą swoją racją sam podać się do dymisji. A swoją drogą, minister Czarnek już odciął się od słów swojej dotychczasowej protegowanej, co należy chyba traktować jako zapowiedź jej zwolnienia.

Dyplomacja według PiS? Iść w zaparte

Druga sprawa tego rodzaju to odwołanie Mirosława Jasińskiego ze stanowiska ambasadora w Pradze. Polska już prawie nie ma dyplomacji, bo wymieniła kadry na „swoje”. Wyjątkiem była właśnie Praga, gdzie od kilkunastu miesięcy nie było ambasadora (co samo w sobie woła o pomstę do nieba), a gdy już się znalazł – bardzo kompetentny, doświadczony w sprawach czeskich, pełniący służbę w Pradze jeszcze za czasów premiera Mazowieckiego – to zaraz się go odwołuje. Po kilku tygodniach urzędowania!

A odwołano go za pojednawcze słowa na temat Turowa. Ambasador Jasiński powiedział w wywiadzie dla „Deutsche Welle”, że nie dopuszcza innej możliwości niż polubowne rozwiązanie sporu w sprawie kopalni. „Ten problem powinien był być rozwiązany nawet nie na poziomie prezesów, ale dyrektorów technicznych kopalni. Każda poważna firma ma przecież oddział zajmujący się naprawianiem szkód. Nazywamy to odpowiedzialnym biznesem”.

Przyznał też, że po polskiej stronie zabrakło empatii i chęci dialogu. To dobre słowa, sygnalizujące, że znajdująca się w fatalnej pozycji Polska chce wyciągnąć rękę na zgodę i zawrzeć jakiś kompromis. Lata zaniedbań w sprawie porozumienia z Czechami odnośnie do szkód powodowanych przez działalność kopalni Turów, aroganckie zbywanie czeskich roszczeń i agresywnie nieprzejednana postawa w negocjacjach (bo przecież wielkiej Polsce małe Czechy nie będą niczego narzucać, prawda?) doprowadziły do tego, że nasz kraj będzie musiał zapłacić kary o wartości znacznie przewyższającej koszt inwestycji i odszkodowań niezbędnych do zaspokojenia słusznych roszczeń naszych sąsiadów, którzy ponoszą poważne szkody ekologiczne i hydrologiczne w wyniku działalności odkrywki węgla brunatnego.

Jasiński powiedział prawdę, oczyszczając dzięki temu atmosferę. Co zrobił rząd PiS? Oczywiście, w typowym dla siebie bezmyślnym odruchu godnym psa Pawłowa natychmiast wyrzucił mądrego ambasadora, niwecząc szanse na konstruktywne rozmowy z Czechami. Bo PiS myśli, że dobry dyplomata to taki, który nawet w najgorszej i zupełnie beznadziejnej sprawie będzie szedł w zaparte, broniąc nawet najbardziej kłamliwego i absurdalnego stanowiska swego rządu oraz upierając się bezmyślnie przy jego błędach. Co więcej, PiS wyobraża sobie, że o sile i godności państwa świadczy jego arogancja, nieustępliwość, nieprzejednanie i radykalizm. Polska nigdy niczemu nie jest winna, nie popełnia żadnych błędów i do żadnych się nie przyznaje, należy jej się zawsze najwięcej, a każda zdobycz, niezależnie od tego, czyim kosztem uzyskana, jest sukcesem. Cóż, ten hucpiarski egoizm jako żywo przypomina mi mentalność Agamemnona z Homerowej „Iliady”. Wydaje mi się jednak, że od tamtych czasów nieco posunęliśmy się w pojmowaniu wartości, jakie przyświecają polityce międzynarodowej.

Czytaj też: Wojna o Turów. Płacimy tę karę czy nie?

Po co było brać to stanowisko?

Wreszcie trzecia odsłona w pisowskim dramacie prawdy. Oto minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau decyzją z 8 stycznia odwołał Jarosława Marka Nowaka ze stanowiska pełnomocnika rządu do spraw kontaktów z diasporą żydowską, którą to funkcję o randze dyplomatycznej pełnił dopiero od siedmiu miesięcy. Powodem była wypowiedź pana Nowaka dla brytyjskiego portalu Jewish News, iż „nowelizacja ustawy o IPN odnośnie do badań historycznych to jedno z największych głupstw, jakie zna prawo. Właściwą drogą do korygowania ustaleń historyków jest publikacja polemicznego artykułu, prezentującego kontrargumenty. (...) W tym procesie sędziowie nie mają absolutnie żadnej roli do odegrania”.

Nowak ubolewa również nad oczywistym faktem, że w stosunkach z Izraelem nastąpił regres, a ponadto słusznie twierdzi, że sprawę majątków pozostawionych przez ofiary Holokaustu i tak trzeba będzie kiedyś rozwiązać, podobnie jak uczyniono to w innych krajach. Tłumaczył jednocześnie specyfikę polskiej wrażliwości na tym punkcie, w pewnym sensie broniąc opornego stanowiska polskiego rządu.

Czytaj też: Nowelizacja kpa. Przeciąć węzeł czy rozsupłać?

Nie mam pojęcia, czym kierował się zasłużony działacz na polu stosunków polsko-żydowskich (zwłaszcza na terenie Łodzi) Jarosław Marek Nowak, przyjmując swą dziwaczną funkcję, i to w takim właśnie rządzie. Pewnie myślał, że nawet w trudnych warunkach da się zrobić coś dobrego. Jak zawsze myślenie takie okazało się naiwne. Gdy raz powiedział prawdę i nareszcie ktoś z otoczenia polskiego rządu zasłużył na pochwałę zachodniego medium, został natychmiast zwolniony. Rzecz jasna, media nie omieszkają tego odnotować i wszystko, co udało się Nowakowi dla poprawy wizerunku Polski w świecie (i wśród Żydów – jakkolwiek w kontekście zachodnim to jest właściwie jedno i to samo) uczynić, w jednej chwili jest zniweczone. I po co było w ogóle brać to stanowisko?

Swoją drogą, bombastyczna nazwa „pełnomocnik do spraw kontaktów z diasporą żydowską” jest wysoce niestosowna w kontekście polskim, gdyż odzwierciedla kłamliwą, prawicową narrację na temat polskich Żydów. Owszem, w Izraelu nazywa się Żydów mieszkających za granicą diasporą, gdyż jest to państwo w dużej mierze wyznaniowe i genetycznie związane z prawicową ideologią syjonistyczną (istnieje również jej lewicowa odmiana). Zgodnie z tą ideologią Żydzi powinni żyć w „ziemi Izraela”, a ci, którzy pozostają na wygnaniu, są „diasporą”. Terytoria starożytnych państw żydowskich są „ziemią świętą” (notabene chrześcijanie również tak uważają) i właśnie dlatego obowiązkiem Żydów jest tam mieszkać i strzec świętych miejsc, w których odbywały się wydarzenia opisane w Biblii. Tak twierdzi izraelska prawica i tak myśli połowa Izraelczyków. I nawet gdy w Izraelu rządzi lewica, to w życiu publicznym używa się owego religijnego w gruncie rzeczy pojęcia diaspory.

Czyżby jednak rząd Morawieckiego wyznawał ideologię syjonizmu? Nie sądzę. Przyczyną, dla której dość bezmyślnie, jak przypuszczam, posłużono się w nazwaniu tego stanowiska słowem „diaspora”, jest przywiązanie do subwersywnego dyskursu dawnej endecji, przejmującego we wrogich intencjach ideę syjonistyczną, a to w taki mianowicie sposób, że uznaje się polskich Żydów za „diasporę”, czyli społeczność tymczasowo zamieszkującą obce kraje, lecz w zasadzie mającą w perspektywie wyprowadzenie się do Palestyny.

Czytaj też: Izrael już Polski nie potrzebuje

Dobrzy ludzie, trzymajcie się z dala od PiS

Otóż, Panie Ministrze i Panie Premierze, my, polscy Żydzi, nie jesteśmy żadną diasporą. W taki sposób myśli o sobie co najwyżej garstka najbardziej religijnych spośród nas. Bardzo nam przykro, lecz nigdzie się nie wybieramy i nie jesteśmy w Polsce gośćmi, z którymi rząd powinien kontaktować się poprzez specjalnego dyplomatę. Jesteśmy w Polsce od czasów średniowiecza i stanowimy tak samo rdzenną ludność tego kraju jak Słowianie. Taka z nas diaspora jak z pana Morawieckiego, który też mógłby się przecież wybrać tam, skąd niegdyś przyszli Słowianie. A żaden urzędnik od kontaktu z nami nam nie jest potrzebny. Wystarczy, żeby rząd przestał flirtować z antysemitami oraz przekonywać naród, że ten w czasie II wojny światowej gremialnie ratował Żydów, podczas gdy wydawanie ich Niemcom, mordowanie i szantażowanie to były nieliczne i rzadkie ekscesy. Zresztą w ogólności to, co wygadują dziś ludzie władzy o Żydach i relacjach polsko-żydowskich, niewiele różni się od tej wstrętnej ględy, która wydobywała się spod wąsów ich duchowych ojców – przedwojennych endeków. Żaden „pełnomocnik” ani tego nie zmieni, ani tu nie pomoże.

Żal mi ambasadora Jasińskiego, żal mi też pana Nowaka – lepiej jednak, aby porządni ludzie byli tam, gdzie ich miejsce, czyli z dala od PiS. A PiS-owi gorąco kibicuję w procesie rozkładu poprzez prawdę. To piękna śmierć.

Czytaj też: Kim są polscy Żydzi?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną