Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

„Sokratesi” z PiS. Pegasus? „Wiem, że nic nie wiem”

Premier Mateusz Morawiecki Premier Mateusz Morawiecki Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
Patrząc na codzienną praktykę, np. reasumpcję głosowań w Sejmie, podsłuchy Pegasusem czy kazus sędziego Juszczyszyna, trzeba przyjąć, że rządy prawa mają być całkowicie zależne od swobodnego uznania PiS. Bo władza i suwerenność są ważniejsze niż jakaś praworządność.

Mędrzec ateński powiadał: „Wiem, że nic nie wiem”. Dobrozmieńcy są ostrożniejsi i nie wypowiadają się tak ogólnie, aczkolwiek stosują sokratejskie powiedzenie w konkretniejszych okolicznościach, np. w sprawie Pegasusa. Kilku prominentnych aktywistów obecnej władzy, m.in. p. Kaczyński, p. Morawiecki i p. Woś, poinformowało, że nic im nie wiadomo o podsłuchowym systemie o antycznej nazwie. Pan Skurkiewicz (PiS) oświadczył jeszcze w zeszłym roku: „Zdecydowanie bardziej ufam polskim służbom, [które] jednoznacznie mówią o tym, że system Pegasus nie jest na wyposażeniu polskich służb. Nie jest wykorzystywany do tego, aby śledzić, inwigilować kogokolwiek w naszym kraju”.

Logika p. Skurkiewicza jest dość siermiężna, bo jeśli Pegasus „nie jest na wyposażeniu” wiadomych służb, to nie mogą go wykorzystywać, ale to, że nie jest stosowany, nie implikuje, że go nie ma. Wszelako p. Skurkiewicz chyba niezupełnie ufa polskim służbom, skoro ignoruje słowa (lub ich nie rozumie) p. Żaryna: „z uwagi na ograniczenia prawne nie odnosimy się do pytań dotyczących tego, czy konkretne metody i formy pracy operacyjnej są stosowane w Polsce. (...) Nie informujemy również, czy wobec konkretnych osób były stosowane metody kontroli operacyjnej”.

Czytaj też: W sprawie Pegasusa PiS złamał prawo. Oto cztery powody

Pegasus. System ludzi uczciwych nie tyka

Z tego nie wynika ani to, że Pegasus nie znajduje się w arsenale polskich służb, ani to, że nie jest stosowany. Potem p. Woś przypomniał sobie, że cztery lata temu przekazał 25 mln z tzw. Funduszu Sprawiedliwości na cele CBA, ale nie wiedział, na co (a to z tych pieniędzy kupiono Pegasusa). Pan Zbyszek (pardon za poufałość) dość enigmatycznie zaś wyznał: „Polskie państwo, tak samo jak inne państwa, może korzystać z takich narzędzi”, co jednak nie pociąga tego, że korzysta. W końcu zarówno on, jak i Jego Ekscelencja, a przy tym wicepremier ds. bezpieczeństwa, przyznali, że Pegasus jest w Polsce, ale jeśli jest stosowany, to zgodnie z prawem, bo jakże by inaczej.

I teraz nie wiadomo, kiedy czołowi dobrozmieńcy wiedzieli, że nie wiedzą, a kiedy nie wiedzieli, że wiedzą. Obecny przekaz nowogrodzki jest taki: 1. Inwigilacja Pegasusem była legalna i zgodna z prawem; 2. Doniesienia i raporty o inwigilacji opozycji to fake news; 3. Za aferą nie stoją służby państwa PiS; 4. Stoją za nią „inne służby na świecie”, a raporty Citizen Lab są niewiarygodne; 5. Należy rzecz bagatelizować facecjami o skrzydlatym koniu jako zabawce; 5. Jeśli ktoś jest uczciwy, nie musi się bać żadnej inwigilacji. Ten ostatni punkt przypomina zapewnienia z czasów PRL, że socjalistyczny wymiar sprawiedliwości nie tyka ludzi niewinnych.

Kaczyński przyznaje: władza ma Pegasusa i szpieguje. To kto tu kręcił?

Kukiz śpiewa i wyje wewnętrznie

Opozycja domaga się powołania specjalnej komisji śledczej w związku z Pegasusem. Pan „Cycaty” (motywowane nazwą zespołu Piersi) Kukiz najpierw zapowiedział, że on też jest za, ale za cenę wniosku o komisję w sprawie p. Grodzkiego (marszałka Senatu), a potem sformułował petycję o łączne śledztwo sejmowe w materii podsłuchów w czasie „skrzydlatego konia” oraz podsłuchu w czasie rządów PO-PSL.

Najwyraźniej jest to ustawka mająca na celu ustalenie kolejnej „winy Tuska”, na co wskazuje takie wyznanie p. Kukiza: „Najgorsza była bezsilność, był taki moment, że wyłem wewnętrznie, że moja obecność w Sejmie nie ma sensu, bo nic nie mogę zrobić. Bo taki mamy ustrój, że jeśli jedna partia ma 231 posłów, to nie musi się liczyć z nikim z opozycji. To zmieniło się w momencie podpisania umowy z PiS i sytuacji, w której PiS bez wsparcia naszej trójki straciłby władzę. W momencie, gdy partia władzy potrzebowała koalicjanta, zyskałem sprawczość. Trzymamy się nawzajem w szachu”.

Nie wiadomo, co gorsze: czy gdy p. Kukiz śpiewa, czy też gdy wyje wewnętrznie. Przypuszczalnie wraz dwoma pozostałymi kompanami prędzej czy później dostanie mata, czyli kopa w cztery litery od Jego Ekscelencji. Na razie dostarcza kolejny dowód absurdalności układu politycznego, w którym zużyty bard dla pospólstwa udaje, że od niego zależą losy świata.

Bardziej stabilny jest p. Cymański. Opowiada, że głosował za lex TVN z niejakimi wątpliwościami: „Niestety, człowiek ma do wyboru albo być sobą i głosować jak uważa za każdym razem, albo jednak to jest gra zespołowa. Mamy bardzo kruchą większość. To jest jakby w wojsku: na froncie żołnierz może nie zgadzać się z dowództwem, ale ma obowiązek wykonywać rozkazy. Więc dyscyplina, nie za każdą cenę. Ja za wszystkim nie zagłosuję, ale bardzo często głosuję w imię dyscypliny, przełykam te żabki. Wstrzymałbym się zdecydowanie od głosu”. Komentując hamletyzowanie p. Cymańskiego wyrażone tym, jaki wybór stoi przed człowiekiem, tj. nim, nasuwa się hipoteza, że jest sobą właśnie wtedy, gdy głosuje w sposób zawczasu uzgodniony z dowództwem, a potem eksponuje możliwą niezgodę ze sztabem przez błazeńską gestykulację. Cena za to drugie jest niższa.

Czytaj też: Kto osiodła tego Pegaza, jeśli nie komisja śledcza?

Prezes ma kota i stertę książek

NLWE (akronim dla Nowego Lidera Wolnej Europy) zdecydował się na „bliższe” określenie końca swego wicepremierowania w sprawach bezpieczeństwa. Tak to wyjaśnia i prognozuje: „Przed nami trudny czas, bo i pandemia, i trawiący świat kryzys gospodarczy, i agresja ze wschodu. Na razie radzimy sobie z tymi wyzwaniami skutecznie, jeśli nic się nie zmieni, to oceniam nasze szanse naprawdę wysoko. Ale istotna jest jeszcze jedna sprawa – kondycja głównej partii, czyli Prawa i Sprawiedliwości. Nasze ugrupowanie musi się uaktywnić w tych kwestiach, które są istotne. Dziś bywa często tak, że działa, ale nie tam, gdzie potrzeba. Dlatego właśnie najpewniej do końca pierwszego kwartału zajmę się partią na 100 proc. i zrezygnuję z zasiadania w rządzie”.

Pewna kwestia ustrojowa jest wielce zajmująca w związku z tymi słowami. Wedle systemu konstytucyjnego III RP procedura jest taka, że premier występuje do prezydenta o odwołanie wicepremiera. Powodem może być rezygnacja zainteresowanego, ale ona nie skutkuje automatycznym odejściem z funkcji. Co jeśli p. Morawiecki lub p. Duda nie przyjmą decyzji p. Kaczyńskiego o rezygnacji ze stanowiska wicepremiera, ponieważ uznają, że jego pozostanie w rządzie jest konieczne? Zapewne wielu czytających niniejszy tekst powie: „Panie Woleński, proszę się puknąć w głowę i nie opowiadać bzdur, obecny premier i obecny prezydent mają słuchać Jego Ekscelencji p. Kaczyńskiego, a nie mędrkować o trafności jego decyzji. Skoro postanowił zrezygnować z bycia wicepremierem, to tak ma być. Koniec, kropka”.

Nie mam zamiaru negować tej oceny sytuacji – moim zadaniem jest tylko wskazanie, w jakim absurdzie politycznym żyjemy. Dodatkowym potwierdzeniem jest następujące wyjaśnienie sprawy p. Mejzy przez NLWE: „Ten temat jest już załatwiony. Proszę jednak pamiętać o jednej rzeczy. Mam wieloletnie doświadczenie, gdy jeszcze w latach 90. zaczepiano mnie, traktując jako największego złodzieja i bogacza równocześnie. Tymczasem ­– jak to kiedyś opisałem – miałem wówczas kota, który jest bezcenny, skromną pensję i stertę książek. A mimo to atakowano mnie, zaglądano mi pod kioskiem do portfela i żądano, bym wypisywał czeki. Nie było w tym grama prawdy, a ludzie wierzyli w moje rzekome bogactwo. Wiem też, że Mejzę zaatakowano, bo chodziło o zniszczenie sejmowej większości i zmianę układu sił w parlamencie. Te okoliczności również musiały być brane pod uwagę. Technicznie zawiesić go nie mogłem, bo nie jest w mojej partii. On się bronił w bezpośrednich rozmowach bardziej przekonująco niż na (...) konferencji prasowej”.

To daje niejakie rozeznanie w sprawie przyszłej roli wymiaru sprawiedliwości w ramach tzw. dobrej zmiany. Będzie wkraczał dopiero wtedy, gdy domniemanie niewinności nie będzie oparte na wiedzy NLWE, bezpośrednich rozmowach z nim i potrzebie zachowania układu sił w parlamencie. Z ostrożności procesowej zaznaczam, że ja też mam bezcennego kota, stertę książek i coraz skromniejszą emeryturę, więc proszę mnie nie atakować.

Czytaj też: PiS pogrąża się w prawdzie. Porządnych ludzi karze dymisjami

Ziobro, czyli wszystko albo nic

Pan Ziobro, działając jako prokurator generalny, zgłosił do gremium kierowanego przez mgr Przyłębską wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją RP (a) możliwości nałożenia na Polskę, jako państwo członkowskie Unii Europejskiej, okresowej kary finansowej lub ryczałtu za niezastosowanie się do orzeczonego środka tymczasowego; (b) upoważnienia prezesa TSUE lub sędziego tegoż Trybunału do nałożenia na Polskę, jako państwo członkowskie Unii Europejskiej, środków tymczasowych odnoszących się do kształtu ustroju i funkcjonowania konstytucyjnych organów Rzeczypospolitej Polskiej.

Oto uzasadnienie: „Unijny mechanizm warunkowości jest bardzo groźny z samej swej istoty; pozwala Komisji Europejskiej z przyczyn politycznych, arbitralnych i poza kontrolą stosować szantaż, a nawet ogromną przemoc ekonomiczną (...) do wymuszania zmian w dowolnym obszarze pod pretekstem praworządności. (...) Praworządność to może być wszystko i nic. W sposób dowolny można definiować tę praworządność. Teraz słyszymy o takich definicjach, że praworządność to jest wszystko, co dotyczy UE, a więc UE ma już kompetencje wszędzie i w każdej sprawie Polska i inne kraje unijne musiałyby się władzy UE podporządkować. Tu idzie więc tak naprawdę o władzę i suwerenność. O to jest spór, a nie o żadną praworządność”.

Pan Kaleta dodał: „[Ewentualne] wydanie takiego orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny oznaczać będzie, że polskie władze nie będą miały upoważnienia na podstawie polskiej konstytucji, aby w jakikolwiek sposób w tych procedurach uczestniczyć. Nie będą mogły w jakikolwiek sposób wyjaśniać czegokolwiek KE w tych procedurach, nie będą mogły uczestniczyć w posiedzeniach, głosowaniach, nie tylko w swojej sprawie, ale też w sprawach innych państw”.

Zastrzeżenie, że „ewentualne”, jest retorycznym chwytem, bo raczej nikt nie ma wątpliwości, co zdecyduje prezes Julia i jej TK-towarzystwo. Farsa, tj. m.in. tromtadracja o przywództwie obecnej Polski w UE, idzie na całego, skoro elementem tzw. dobrej zmiany ma być postawienie dobrozmiennych organów ponad politycznym systemem wspólnoty europejskiej. Wielce interesujące jest określenie praworządności słowami „to może być wszystko i nic”. Patrząc na praktykę, np. reasumpcję głosowań w Sejmie, podsłuchy Pegasusem czy kazus p. Juszczyszyna, trzeba przyjąć, że rządy prawa mają być całkowicie zależne od swobodnego uznania (to jest „wszystko”) p. Zbyszka (jeszcze raz pardon za poufałość) i odbierające uprawnienia (jako „nic”) obywatelskie. Bo władza i suwerenność są ważniejsze niż jakaś praworządność.

Czytaj też: Europie pokazać język, czyli praworządność w wersji PiS

Czarnek i Europa jako taka

Także p. Czarnek dał czadu, gadając: „Największym problemem dzisiejszej Europy jest totalitaryzm ideologii neomarksistowskich, skrajnie nietolerancyjnych w swym działaniu i wykluczających istnienie obiektywnej prawdy. (...) Dzisiejsi naukowcy uczynili z rozumu, który winien służyć jako instrument wykorzystywany w celu odczytania rzeczywistości, cel sam w sobie. (...) A z rozumem jest jak z pieniądzem: został stworzony jako sługa, a nie jako pan. Z tego wynikają irracjonalne tezy o istnieniu kilkudziesięciu płci, które możne sobie wybrać w dowolnej chwili w oderwaniu od płci biologicznej, o konieczności zaprzestania spożywania mięsa, bo produkcja zwierzęca jest odpowiedzialna za zbyt dużą produkcję CO2, czy absurdalny proces animalizacji człowieka i humanizacji roślin i zwierząt. (...) Demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm i z tym mamy dziś do czynienia w Europie. (...) Naszym zadaniem jest dziś przekonywanie, że walka z chrześcijańskim systemem wartości jest zatem walką z demokracją i walką z cywilizacją Zachodu, walką z Europą jako taką”.

Nauczyciel historii ocenia HiT: Błędy, podstawa wygląda jak katecheza

To prawie zupełnie jak kilkadziesiąt lat temu, gdy mówiono, że walka z marksizmem jest walką z demokracją i cywilizacją, z tym że wtedy bardziej baczono na pojęcie wynikania logicznego. Pocieszające jest to, że p. Czarnek chyba nie zostanie animalizowany, gdyż jego rozum zbyt wykracza poza rzeczywistość, o czym świadczy lex jego imienia, właśnie procedowane w Sejmie. Wielbiciel p. Nowak jako jednej z najlepszych kuratorek oświaty w całej historii (chociaż nieco stonował zachwyty na temat tej jejmości po jej głupkowatych wypowiedziach o szczepieniach) uzasadnia propozycje kontroli tego, co dzieje się w szkołach, przez odwołanie się do ustawy zasadniczej dającej prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnym sumieniem. Dobre. Specjalista od prawa konstytucyjnego nie rozumie, że art. 48 konstytucji nie dotyczy nauki szkolnej, ale zgoła czegoś innego.

Czytaj też: Kurator Nowak straszy eksperymentem. Odpowie za to?

Pusty talerz dla żołnierza

Pan Duda i p. Morawiecki złożyli współobywatelom życzenia świąteczne. Pierwszy rzekł: „Jednym z pięknych wigilijnych zwyczajów jest wolne nakrycie przy wigilijnym stole. To symbol troski o bliźnich i znak pamięci o tych, którzy nie mogą spędzić świąt ze swoimi bliskimi. Dzieląc się opłatkiem i śpiewając wigilijne kolędy, otoczmy serdeczną myślą tych, którzy tego wieczoru pełnią służbę. Są wśród nich pracownicy służby zdrowia, trwający przy swoich pacjentach i podopiecznych. To także strzegący naszego bezpieczeństwa funkcjonariusze i żołnierze, a wśród nich ci, którzy godnie i ofiarnie chronią wschodnią granicę naszej Rzeczpospolitej”.

A oto słowa drugiego dostojnika, tj. Handlarza Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym: „Nie każdy ma możliwość spędzenia wigilii Bożego Narodzenia z rodziną, w cieple domowego ogniska. Są tacy, których praca dla ojczyzny wymaga poświęcenia. Nieustannego czuwania, znoszenia niewygód i narażania się na niebezpieczeństwo nawet w święta. Ale to dzięki nim miliony polskich rodzin mogą w spokoju i bezpieczeństwie zasiąść dziś do wigilijnej wieczerzy. W tym roku symboliczny pusty talerz w wielu polskich domach będzie symbolizował tysiące polskich żołnierzy, funkcjonariuszy Straży Granicznej, Wojsk Obrony Terytorialnej i policji i ich służbę na wschodniej granicy Polski i Unii Europejskiej. Służbę, która chroni nas wszystkich!”.

Hartman: Święta złych ludzi. Refleksje nad życzeniami Dudy

Te słowa spotkały się z krytyką m.in. za to, że zabrakło w nich wzmianki o tych, którzy nie mogą być razem z bliskimi np. dlatego, że są uchodźcami i kryją się w lasach. Mam inną uwagę. Wedle tradycji pusty talerz przy świątecznym stole jest przeznaczony dla niespodziewanego gościa. Tymczasem p. Duda i p. Morawiecki dedykują go funkcjonariuszom, cywilnym i wojskowym, pełniącym służbę. Tacy przecież nie mogą opuścić swych posterunków, gdyż dopuściliby się dezercji. Czyżby obaj przodownicy tzw. dobrej zmiany zachęcali np. żołnierzy i policjantów do porzucenia obowiązków i udania się na wigilijną wieczerzę, gdzie będą serdecznie powitani? Ta interpretacja dobrze ilustruje konsekwencje nieopacznego nadużywania pięknej symboliki moralnej w celu realizacji mało godziwych interesów politycznych.

PS Najbardziej dyskutowaną obecnie kwestią społeczno-polityczną jest Polski Ład (wedle mojej interpretacji litery PŁ oznaczają Pisie Łgarstwo). Wypadnie jeszcze wrócić do tej sprawy, a na razie niech wystarczy to, że ponoć na PŁ ma skorzystać 8 mln emerytów, chociaż jest ich w Polsce o milion mniej. Jeśli tak jest, to moja propozycja deszyfracji akronimu PŁ jest trafna, aczkolwiek są po temu i inne przyczyny.

Czytaj też: Morawiecki powinien odpowiedzieć za podatkowy chaos

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną