Metoda Kaczyńskiego
PiS w wersji turbo. Odwieczna metoda Kaczyńskiego, gdy robi się źle
Opadają ostatnie maski. Politycy obozu władzy mówią już otwartym językiem: tak, życie jest brutalne, najważniejsza jest większość w Sejmie, nawet z posłem Mejzą i jego byłym szefem ministrem Bortniczukiem. Nie ma świętych krów, dlatego, jak można rozumieć, przeciwnicy PiS są i będą podsłuchiwani jako potencjalni przestępcy. Tylko cwaniacy nie skorzystają na programach PiS, zwykli Polacy jak najbardziej. Nie będzie dymisji krakowskiej kurator, nazywającej szczepionki „eksperymentem”, bo elektorat PiS by tego nie zaakceptował, za to premier spotyka się z antyszczepionkowcami. Inflacja i drożyzna to wina Tuska, Niemcy muszą zapłacić reparacje, Europa zmierza na dno, na walkę o klimat nas nie stać itd. Minister Czarnek pokrzykuje na opozycję w Sejmie, a Morawiecki, wpadając w radykalny prawicowy populizm, wyraża się o Unii już niemal tak źle jak Ziobro. Wygląda to na intensywne pożegnanie z „centrum”. Pękają ostatnie nitki.
Politycy PiS wyraźnie już odpuszczają sobie duże miasta, kobiety, młodzież, inteligencję, widzów TVN, a chcą grać na tych wyborców, którzy lepiej rokują. Jak podpowiada psychologia społeczna, w sytuacji kryzysu sięga się po sprawdzone wcześniej metody i się je jeszcze bardziej podkręca. W najtrudniejszych chwilach Jarosław Kaczyński zawsze wraca do obrony własnej partii i jej bazowego elektoratu, to naczelna „przetrwalnikowa” metoda szefa PiS. I wdraża swoje odwieczne metody.
Kaczyński zawsze okropne afery przykrywał jeszcze bardziej koszmarnymi. Na zasadzie: im więcej kryzysów, awantur i konfliktów, tym trudniej ustalić ich hierarchię, wszystko zdaje się zlewać w jedną magmę, za którą odpowiadają pospołu okoliczności, trochę może i władza, a na pewno opozycja, dziennikarze, elity i wrogie ośrodki za granicą.