Wciąż nie jest jasne, czy PiS podlega typowym regułom politycznym, czy też jest fenomenem, który znajdzie oddzielne miejsce w podręcznikach politologii. Po 2015 r. niczego trwale nie zmieniały niezliczone awantury, w tym międzynarodowe konflikty, napaść na struktury państwa, przykłady nepotyzmu i korupcji w pozyskiwaniu poparcia. Nie działały demonstracje czy strajki, poza protestem kobiet w 2020 r. Nawet odkrywanie paskudnej politycznej kuchni władzy w mailach ze skrzynki ministra Dworczyka nie wstrząsnęło specjalnie opinią publiczną.
To, przed jak trudnym zadaniem stoi opozycja, pokazuje ostatnie badanie pracowni US (dla „DGP” i „RMF FM”), gdzie zapytano, czy premier Morawiecki powinien zostać odwołany ze stanowiska. „Tak” odpowiedziało 40 proc., „nie” – 51 proc. (8 proc. „nie wie”). Przypomnijmy, że dzisiaj, jak wynika z sondaży, ok. 65 proc. wyborców głosuje na inne partie niż PiS. Jednak tylko 40 proc. chce dymisji Morawieckiego. Ta różnica 25 pkt procentowych to jest miara koszmaru opozycji, bo nie wiadomo, jakie właściwe są poglądy tej grupy: PiS jest zły, ale Morawiecki, wiceszef PiS, firmujący wszystkie decyzje Kaczyńskiego – jednak dobry? Może część po prostu nie chce wymiany Morawieckiego na Błaszczaka, żeby nie było jeszcze gorzej. Ale jednak taka deklaracja w sondażu jest jakimś wyrazem akceptacji dla obecnego szefa rządu. Jest zagadką, jak ci ludzie zdecydują ostatecznie przy urnach.
Co zatem opozycja ma zrobić, aby wygrać wybory? Pojawiają się w rozważaniach trzy niewykluczające się tropy.
Pierwszy: wszystko się w końcu zsumuje i musi zadziałać
Może nie robić wrażenia jedna afera, dwie czy dziesięć, ale już kilkadziesiąt musi się odłożyć w zbiorowej pamięci, bo takie są prawidła psychologii społecznej.