Dotąd obowiązywał standard DVB-T (MPEG-4), a teraz stopniowo, od końca marca do końca czerwca, przechodzimy na standard DVB-T2 (H.265/HEVC). Pod tymi skomplikowanymi skrótami kryje się inny sposób emisji sygnału. Stare częstotliwości trafią do sieci komórkowych, a dzięki nowej technologii będzie więcej kanałów, do tego nawet z obrazem lepszej jakości. Kto korzysta z telewizji kablowej, satelitarnej czy internetowej, ten nie musi się niczym martwić, bo zmian nie odczuje. Kto jednak ma naziemną antenę, tego nowa technologia może w przykry sposób zaskoczyć. Wszystkie telewizory sprzedawane od początku 2020 r. mają być gotowe do obsługi nowego standardu. Starsze modele mogą, ale nie muszą działać po zmianach. Warto sprawdzić na stronach internetowych producentów, czy odbiorniki są przystosowane do obsługi DVB-T2 w wersji HEVC.
Jeśli tak nie jest, istnieją dwie możliwości ratunku. Pierwsza to zakup odpowiedniego dekodera, dołączanego do starszego telewizora, który pozwoli dalej korzystać z nadajników naziemnych. Wiele takich dekoderów kosztuje pomiędzy 100 a 150 zł. Drugie rozwiązanie, znacznie droższe, to po prostu zakup nowego telewizora. W sukurs przychodzą politycy, którzy pomyśleli o wyborcach. Kto złoży wniosek o dofinansowanie przez internet lub na poczcie, ten może dostać bon o wartości 100 zł w przypadku zakupu dekodera i 250 zł, jeśli zdecyduje się na nowy telewizor. Jak mówią przepisy, pomoc została przewidziana dla tych, którzy „nie mają środków na zakup odbiornika cyfrowego w nowym standardzie”. Co prawda nikt nie będzie weryfikował, czy to prawda, ale uważać muszą ci, którzy nie opłacają abonamentu radiowo-telewizyjnego, chociaż powinni. Oni o państwowym dofinansowaniu niech lepiej zapomną – dla własnego bezpieczeństwa.
Pierwsze przełączenia na DVB-T2 już za nami.