Rząd odpala miliony złotych na kampanię promującą budowę elektrowni jądrowej w Polsce. Po latach słów zaczynają się działania. Ale ciągle tylko miękkie, bo nadal nie zapadła decyzja, kto postawi w Polsce elektrownię i jak ta inwestycja będzie finansowana, choć pierwszy reaktor ma zacząć produkować prąd już w 2033 r. Przy inwestycji, która szacowana jest na min. 60 mld zł, nawet miękkie czyny to już grube miliony. Na działania informacyjno-promocyjne wokół energetyki jądrowej rząd zamierza wydać w sumie 58 mln zł, w rozbiciu na cztery lata.
13 czerwca w Ministerstwie Klimatu mają zostać otwarte koperty z ofertami na pierwszą kampanię informacyjną. Temat jest szczególnie trudny dla rządzących, bo choć poparcie dla energetyki jądrowej w Polsce rośnie, to nie w twardym elektoracie PiS. Z cyklicznych badań, które ministerstwo zamawia od 10 lat, widać, że osoby tradycyjnie głosujące na PiS atomu nie popierają, a nawet są zdecydowanie na nie. Najwięcej przeciwników odnotowano w woj. świętokrzyskim – 33 proc., i podkarpackim – 28 proc. Grupą najbardziej niechętną energetyce atomowej są starsze kobiety z małych miejscowości. Pojawiły się nawet sugestie, żeby do kampanii informacyjnej włączyć księży i parafie w regionach wiejskich i małomiasteczkowych.
Tym bardziej że szacowane na ponad 70 proc. poparcie dla atomu topnieje w obliczu pytania, czy respondenci zgodziliby się na wybudowanie elektrowni w bezpośredniej okolicy. Z badań ministerstwa wynika, że „tylko co druga osoba – 57,7 proc. popiera zlokalizowanie budowy elektrowni w bezpośredniej okolicy swojego miejsca zamieszkania. 38,9 proc. wyraża sprzeciw wobec tego rozwiązania, przy czym aż 21,4 proc. wyraziło swój sprzeciw w sposób zdecydowany”. Kolejnym kłopotem jest próba, na której przeprowadzono badania.