Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bezpłatno-płatny chrust i wojna, czyli chytry PiS

Premier Mateusz Morawiecki w Davos, 24 maja 2022 r. Premier Mateusz Morawiecki w Davos, 24 maja 2022 r. Krystian Maj / Kancelaria Prezesa RM
PiS chce nam wmówić, że jego stosunek do sankcji jest jednoznaczny, a czołowych polityków zachodnioeuropejskich – co najmniej dwuznaczny. Ta narracja ma tyle sensu co wezwania do zbierania chrustu. Pisia chytrość sauté.

Pan Siarka, wiceminister klimatu i środowiska, podał sposób na radzenie sobie z wysokimi cenami opału: „Cały czas obowiązuje, za zgodą leśniczego, możliwość zbierania gałęzi na opał. W tym roku po rozpoczęciu wojny w Ukrainie i zawirowaniu na rynku energii wzrosły zapytania do nadleśnictw o wskazanie terenu i zgodę na pozyskiwanie drewna opałowego w lokalnych lasach. Priorytetowo należało zadbać, by pierwszeństwo samopozyskiwania drewna miały społeczności lokalne”. Rzecznik rządu p. Müller, zapytany, co myśli na temat wypowiedzi p. Siarki, szczerze wyznał: „Nie znam tej sprawy, trudno mi skomentować”.

Drewno i „trendy inflacyjne”

Mnie niewiedza p. Müllera nie dziwi. Miałem (nie)przyjemność spotkania się z nim (jako wiceministrem nauki i szkolnictwa wyższego) w ramach dyskusji nad ustawą o szkolnictwie wyższym (uchwaloną w 2018 r.). Nie dało mu się wytłumaczyć, że nie ma powodu limitować liczby opublikowanych prac przedstawionych do ewaluacji placówek naukowych. Zgodnie z powiedzeniem L. Kołakowskiego niewiedza jest grzechem, a tłumaczenie się niewiedzą jest dodaniem nowego grzechu do starych, zwłaszcza w przypadku urzędników, którzy są zobowiązani do posiadania stosownej wiedzy.

A oto prawdopodobne wyjaśnienie tego, że rzecznik rządu nie posiada wiedzy (zwrot „nie posiadam wiedzy” jest ulubionym w repertuarze dobrozmieńców) o tym, co prawi wiceminister w rządzie, którego informacyjną tubą jest ten pierwszy. Lasy Państwowe wydały takie oświadczenie: „W praktyce postanowienia Decyzji oznaczają, że drewno najniższej jakości w pierwszej kolejności może zostać kupione przez lokalnych mieszkańców. W ten sposób Lasy Państwowe starają się przeciwdziałać trendom inflacyjnym i rosnącym cenom energii”.

Proszę zwrócić uwagę, że p. Siarka nawijał o możliwości zbierania gałęzi na opał, natomiast Decyzja (zabawne jest podnoszenie instytucjonalnego prestiżu przez użycie dużej litery w pisowni słów niebędących nazwami własnymi) ustala, że skorzystanie z tej ewentualności jest odpłatne. Tak więc Lasy Państwowe, zezwalające na masową wycinkę drzewostanu (już kiedyś pisałem, że obok mojego domu codziennie przejeżdża kilkadziesiąt ciężarówek wypełnionych ściętymi drzewami – nic się nie zmieniło w tym względzie) odpłatnie, walczą z „trendami inflacyjnymi” (też piękne sformułowanie) i rosnącymi cenami energii.

Czytaj też: Powrót do węgla? Serio? Wojna nie cofnie biegu historii

Lapsus Morawieckiego

Pan Kaczyński i p. Morawiecki znowu bawili w Kijowie, gdzie zostali odznaczeni orderem Jarosława Mądrego (dla przypomnienia, wielkiego księcia kijowskiego w XI w. i autora „Ruskiej Prawdy”, pierwszego spisanego prawa w Rusi). Obaj odznaczeni wygłosili mowy, a szczególnie osobliwa była ta wygłoszona przez Handlarza Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym. Rzekł: „Wy walczycie zbrojnie z potężnym sojusznikiem. My staramy się pomóc na polu dyplomacji, polu politycznym i przez nasze działania humanitarne”.

Przeczytałem kilka sprawozdań ze spotkania w Kijowie i wszędzie stoi, że Ukraina walczy z potężnym sojusznikiem, a tylko w jednym, że z najeźdźcą. Nie spotkałem się z komentarzem rejestrującym ten dziwaczny lapsus p. Morawieckiego. Może jednak kryje się w zacytowanym sformułowaniu to, że Polska jest potężnym sojusznikiem Ukrainy we wspólnej walce. To byłoby spójne z tym, co p. Morawiecki opowiada w swoich rozlicznych podróżach jako lider i sumienie Europy (a nawet świata) w tworzeniu koalicji antyputinowskiej. Tę interpretację psują słowa o pomocowych staraniach na polu dyplomatycznym i humanitarnym. Coś mało jak na potężnego sojusznika.

Zachowując wszelkie proporcje, przypomina mi się historyjka z lat 70. Chciano wyrzucić z Wydziału Prawa i Administracji UJ pewnego pracownika z powodów personalnych. Rzecz stanęła na Radzie Wydziału, która nie poparła tej intrygi – sam byłem zdecydowanie przeciwko zgłoszonemu wnioskowi i wyraziłem to w dyskusji. Po posiedzeniu podszedł do mnie kolega i powiedział: „Chyba zauważyłeś poparcie z mojej strony?”. Odparłem, że nie bardzo, i otrzymałem takie wyjaśnienie „Musiałem zachować się dyplomatycznie z oczywistych powodów, a popierałem cię oczami”.

Czytaj też: Komu sprzyja wojna? PiS ma z nią problem, liberałowie też

Ukraińcy się „usamodzielnią”

Wygląda na to, że rząd tzw. dobrej zmiany prowadzi dość niejasną politykę w obecnej sytuacji międzynarodowej. Nie ma przecież najmniejszej wątpliwości, że pomoc (dyplomatyczna, humanitarna i rzeczowa) Polski (rozumianej jako władza plus społeczeństwo) dla Ukrainy jest poważna, nawet wziąwszy pod uwagę przechwałki Straży Granicznej o odprawieniu (stan na 4 czerwca) 3,8 mln osób. To jednak nie znaczy, że Polska przyjęła tyle uchodźców z Ukrainy, bo wielu obywateli tego kraju przekraczało granicę co najmniej dwa razy.

Ale liczba przybyszów zza wschodniej granicy jest imponująca, a także to, że znaleźli u nas pomoc, solidarnie świadczoną przez władze centralne, samorządowe, organizacje charytatywne i zwykłych ludzi. Są także zgrzyty, np. oświadczenie p. Szefernakera, wiceministra spraw wewnętrznych i administracji publicznej: „Nie będziemy przedłużać tego świadczenia, ponieważ jesteśmy przekonani, że wiele osób w Polsce jest w stanie się usamodzielnić i zaadaptować”.

Chodzi o pieniądze wypłacane tym, którzy przyjmują uchodźców. UE przeznaczyła na ten cel 3,5 mld euro. Polska otrzymała w kwietniu 560 mln. Nie wiem, czy to dużo, czy mało oraz czy to wystarcza na świadczenia na rzecz osób utrzymujących Ukraińców w swoich domach. Być może uzasadnione są żądania p. Morawieckiego, aby Polska otrzymała fundusze nie w wyniku przesunięć rozmaitych dotychczasowych wypłat, ale zupełnie nowe. To kwestia buchalterii, która nie powinna być przedmiotem upublicznianych targów. W tej perspektywie oświadczenie p. Szefernakera stanowi skandaliczny przejaw merkantylizmu, całkowicie sprzecznego z ideą działalności charytatywnej.

Powiem wprost, opierając się na doniesieniach (np. Fundacji Batorego) o zawłaszczaniu środków unijnych przez tzw. dobrą zmianę, że nie wykluczam przeznaczenia tego, co pozostanie z „uchodźczej” dotacji, na zgoła inne cele. Jeśli już jesteśmy przy sprawach humanitarnych, to ciągle na tapecie pozostaje brutalny stosunek służb polskich do osób przekraczających granicę polsko-białoruską.

Czytaj też: „Ani jedno euro dla Polski PiS”. PE ostro spiera się o KPO

Norwegia, czyli chytry traci dwa razy

Merkantylny stosunek do „wspólnej walki z potężnym sojusznikiem” (cokolwiek ma to znaczyć) jest dość oczywisty i w innych przypadkach. Bankster Morawiecki wykoncypował: „Nadmiarowe zyski, przekraczające średnią roczną z ostatnich lat z ropy i gazu małego, 5-milionowego państwa, jakim jest Norwegia, przekroczą 100 mld euro. My się wszyscy oburzamy na Rosję, i słusznie. Bandycki napad, bandyci, zbrodniarze itd., ale szanowni państwo, młodzi ludzie, coś jest nie tak. Piszcie do waszych młodych przyjaciół w Norwegii. Oni powinni się podzielić tym nadmiarowym, gigantycznym zyskiem [z tymi], którzy najbardziej ucierpieli na skutek tej wojny”.

Aż dziw, że sam siebie nie wskazał jako wyjątkowej ofiary wojny rosyjsko-ukraińskiej. Może być przecież tak, że obligacje skarbowe, które Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym kupił za swoje ciężko zarobione pieniądze, całkowicie się zdewaluują. I co wtedy? Kto naprawi tę krzywdę? Norwegia jest dobrym kandydatem do roli ubezpieczyciela rodziny Morawieckich. Polska przekazała Ukrainie jakąś liczbę czołgów, jeszcze produkcji radzieckiej. To pokazuje, że polska pomoc jest nie tylko dyplomatyczna i humanitarna, ale także wojskowa w dosłownym sensie – nie bardzo wiadomo, dlaczego p. Morawiecki to tuszuje. Wprawdzie proradziecki sprzęt wojskowy jest przestarzały, ale za to dobrze znany żołnierzom armii ukraińskiej, a sami Rosjanie lepszego raczej nie mają. Polski rząd zwrócił się do Niemiec o dostawę czołgów Leopard 2, które miałyby wypełnić lukę po pojazdach dostarczonych Ukraińcom. Nie będę wnikał w szczegóły tego dealu, tym bardziej że są tajne i słusznie. Wiadomo, że bliżej niemieckich leopardów są Czechy niż Polska. Trudno się temu dziwić, skoro rząd niemiecki jest permanentnie obsobaczany w Polsce jako najlepszy sojusznik Putina. I takie są konsekwencje pisiej chytrości, ciągle szukającej okazji, aby coś zarobić niewielkim nakładem kosztów. I jak zwykle w takich sytuacjach chytry traci dwa razy.

Gdyby rzecz dotyczyła tylko wezwań skierowanych do Norwegii, aby dzieliła się zyskiem, lub oczekiwania kilkunastu leopardów 2 w zamian za tyleż T72, można by machnąć ręką i sprawę skwitować, że to i tak nie ma większego znaczenia w obecnej globalnej rozgrywce politycznej. Merkantylizm jest niezbędnym elementem rządzenia. Erdoğan handluje zbożem skradzionym Ukrainie przez Rosję, Orbán (niegdyś ukochany druh Jego Ekscelencji – ten drugi chciał mieć Budapeszt w Warszawie) domaga się coraz to nowych inwestycji w zamian za zgodę na sankcje itd. Trzeba jednak odpowiedzieć na pytanie fundamentalne, dotyczące przyszłości UE, a może i NATO.

Czytaj też: Dlaczego Morawiecki zaczepia Norwegów

Czują miętę do Putina

Problem powinien być rozpatrywany np. w związku z inicjatywą p. Johnsona, premiera rządu Jej Królewskiej Mości, tworzenia nowego bloku gospodarczego obejmującego m.in. Wielką Brytanię, Polskę i Ukrainę. Są tacy, którzy uważają, że ten projekt ma rekompensować opuszczenie UE przez Albion, decyzję kontrowersyjną dla sporej części Brytyjczyków, oraz tacy, którzy przewidują, że poczynania dobrozmieńców, tradycyjnie antyeuropejskich (oczywiście deklaracje są inne), będą sprzyjać pomysłowi p. Johnsona traktowanemu jako alternatywa dla UE, jak wiadomo, będącej wyimaginowaną wspólnotą, a de facto okupacją brukselską.

Szwecja i Finlandia zadeklarowały zamiar wstąpienia do NATO (ta pierwsza jest na razie tzw. państwem goszczącym, z którego terytorium mogą być prowadzone natowskie operacje militarne), ale poszerzenie Sojuszu o te kraje jest kontestowane przez Turcję, Węgry i Chorwację. Nie jest do końca jasne, czy turecko-chorwacko-węgierski protest (dziwny z uwagi na historię, a dokładniej długotrwałe panowanie Turcji na Węgrzech i Bałkanach) ma charakter przetargu o jakieś beneficja, czy też jest motywowany jakimiś bardziej zasadniczymi racjami politycznymi, np. lękiem Turcji przed utratą statusu państwa o wyjątkowej potędze wojskowej, obawą Chorwacji przed osłabieniem jej pozycji na Półwyspie Bałkańskim np. na rzecz Serbii czy orbanowską „miętą” do Putina (też zdumiewającą, gdy pamięta się o Budapeszcie 1956).

Przyznaję, że sformułowałem tylko przykładowe spekulacje, o ile jednak prawdą jest, że Rosja dąży do przywrócenia militarnego status quo sprzed 1999 r. (data przystąpienia Polski i Czech; Węgry zostały zaproszone w 1997, dlatego i ta data jest używana), i o ile uznaje się, że Sojusz Północno-Atlantycki jest jedynym gwarantem przed agresją rosyjską, spójność UE i rozmiary NATO są czymś o podstawowym znaczeniu. Dziwi więc preferowanie partykularnych interesów politycznych, ekonomicznych czy ambicjonalnych w stosunku do profitów płynących z integracji europejsko-atlantyckiej. Nie ma co uspokajać się tym, że przecież Putin (czy inny rosyjski przywódca) żyje mitami o rzekomym zagrożeniu Rosji ze strony NATO i w związku z tym zachowuje się irracjonalnie (vide: wszczęcie wojny z Ukrainą), ale nic na to nie poradzimy, że wedle już raz cytowanego powiedzenia Zinowiewa Rosjanie są przekonani, że otacza ich Zachód także od Wschodu, przy czym koło zamyka się także z uwagi na zachodni charakter Północy i Południa.

Czytaj też: Rosjanie są jacyś inni. A może Rosja to osobna cywilizacja?

A PiS lawiruje

Jak zachowuje się rząd Polski w tej sytuacji? Odpowiedź jest prosta: lawiruje w swej polityce zewnętrznej. Nie ma wątpliwości, że boimy się „ruskiego luda”, ale z drugiej strony chcielibyśmy się jakoś sami (lub w niewielkim towarzystwie, doceniającym nasze mesjanistyczne powołanie) przesmyknąć przez obecną sytuację. Stąd rozmaite, mniej lub bardziej buńczuczne deklamacje czołowych i pośledniejszych dobrozmieńców.

Przez przypadek wysłuchałem w TOK FM tyrady p. Ozdoby, sekretarza stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Tenże polityk, prawdziwy klejnot zdobiący partię kierowaną przez p. Zbyszka (pardon za poufałość), może nie tak wielki jak p. Kowalski (Janusz), wyjawił, co jest grane w polityce. Wprawdzie zapomniał zauważyć za klasykiem, że Chińczyki mocno się trzymają, ale odsłonił prawdę, że stosunek UE do Ukrainy pachnie wielką hipokryzją. Jest tak dlatego, że Francja i Niemcy handlowały z Rosją dla interesu, bo tamtejsze surowce energetyczne były tańsze. Pan Ozdoba zapytany o import węgla rosyjskiego do Polski radośnie odparł, że ta wymiana nie jest objęta embargiem. Gdy dziennikarka zauważyła, że chodzi o sytuację sprzed wojny i sankcji, szybko zmienił temat i perswadował, że stosunek Niemiec do sankcji nie jest jednoznaczny, ale nie bardzo „mógł zrozumieć”, że nie da się zmienić dostawcy gazu z dnia na dzień. Użyłem cudzysłowu, bo wprawdzie nie mam zbyt wysokiego mniemania o sposobnościach myślowych p. Ozdoby, ale nie posądzam go o taki brak znajomości realiów handlu zagranicznego i funkcjonowania energetyki.

Czytaj też: Finlandia i Szwecja w NATO? Turcja stawia warunki

PiS w wersji sauté

Pan Morawiecki zapewnił 30 marca, że rząd będzie robił wszystko, aby uniezależnić się od surowców z Rosji, i zapowiedział, że import węgla ustanie do końca maja (na razie nie wiadomo, czy tak się stało), a ropy – do końca bieżącego roku (poczekamy, zobaczymy).

Dobrozmieńcy chcą nam wmówić, że ich stosunek do sankcji jest jednoznaczny, a czołowych polityków zachodnioeuropejskich – co najmniej dwuznaczny. Prawdopodobnie biega o to, aby mieć moralny powód do obciążania UE odpowiedzialnością za rozmaite negatywy społeczne mające miejsce w Polsce. Przy okazji ma się dostać opozycji, przede wszystkim p. Tuskowi, rzekomo sprawcy zła z uwagi na jego przewodnictwo w Europejskiej Partii Ludowej, największej frakcji w Parlamencie Europejskim.

Ta narracja ma tyle sensu co nawoływania do pokonania problemów z niedoborem środków do ogrzewania mieszkań przez bezpłatno-odpłatne zbieranie chrustu. Pisia chytrość sauté, by tak rzec. Początkowo miałem też poruszyć kwestię Krajowego Planu Odbudowy, ale zabrakło miejsca. Może i dobrze, bo nie wiadomo, co Jego Ekscelencja nakaże swoim podwładnym w sprawie głosowania nad senackimi poprawkami do ustawy o Sądzie Najwyższym.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną