Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prezes Kaczyński „by to badał”. Homofobia tym razem nie chwyci

Jarosław Kaczyński we Włocławku, 25 czerwca 2022 r. Jarosław Kaczyński we Włocławku, 25 czerwca 2022 r. Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
W ramach testowania pomysłu na nową kampanię wyborczą prezes PiS wrócił do obrażania osób LGBT. Ale jak to mówi się w polityce: to po prostu nie będzie żarło. Już nie.

W sobotę, kilka godzin po tym, jak przez Warszawę przemaszerowała ogromna – i w tym roku polsko-ukraińska – Parada Równości, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński dał wyraz swojemu zagubieniu. Podczas partyjnego wiecu we Włocławku postanowił odgrzać sprawdzoną kartę lewicowego szaleństwa i „potwora gender”:

„Oczywiście, ktoś może się z nami nie zgadzać. Ma lewicowe poglądy, uważa, że każdy z nas może w pewnym momencie powiedzieć, że do godziny – jest w tej chwili wpół do szóstej – byłem mężczyzną, a teraz jestem kobietą… Lewica uważa, że tak powinno być i należy tego przestrzegać. Mój szef, moja koleżanka czy kolega powinni się do mnie zwracać tym razem w formie żeńskiej. Można mieć takie poglądy, dziwne co prawda, ja bym to badał, ale można...”.

Wytrychy Kaczyńskiego

Prezes wodził oczami po sali, szukając zrozumienia. Kilkanaście osób nawet się uprzejmie zaśmiało. Jednak jeśli były już wicepremier i przewodniczący komitetu ds. bezpieczeństwa narodowego i spraw obronnych miał nadzieję na rozpętanie politycznej nagonki, wspólnego frontu przeciwko lewicowym poglądom i zmianom płci w godzinach pracy, to mocno się przeliczył.

Spodziewanej reakcji nie wywołały żadne z dotychczasowych wytrychów: walka o „kulturalność” („Musimy zatem doprowadzić do tego, żeby jakieś reguły przyzwoitości, elementarnej kultury, normalnego języka powróciły”) czy o prawdę (której przeciwieństwem jest, jak się okazało, zmiana płci o 17:30), podkreślanie „pokory” polityków większości parlamentarnej ani nawet rzekome okropne pomówienia ze strony Donalda Tuska, który ma „w kampanii” mówić, że „my całkowicie zakażemy rozwodów, środków antykoncepcyjnych, aborcji”... Doprawdy: jak tak można mówić o PiS, który walczy przecież o „prawdę”?

„Ja bym to badał” i psychuszka

Z kolei w przekazie medialnym największy szok wywołały słowa „ja bym to badał”. To zdumiewające nawiązanie do czasów, gdy „psychuszka” oznaczała często więzienie bez sądu i bilet bez powrotu dla dysydentów politycznych. Gdy tzw. żółte papiery skazywały niemalże na śmierć cywilną. Taką „weaponizację normalności” stosował Związek Radziecki, a w ślad za nim inne kraje „demokracji ludowej” (uważny czytelnik wypatrzy tę praktykę np. w powieści „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa czy we wczesnych utworach Milana Kundery). Polska nie była wyjątkiem. Zresztą do dziś słowo „normalność” jest w polskiej polityce naładowane emocjami i wieloznaczne.

Jarosław Kaczyński, który w 1982 r. uczestniczył w zakładaniu Komitetu Helsińskiego w Polsce, czyli organizacji monitorującej przestrzeganie praw człowieka przez socjalistyczny rząd, brał udział w przygotowywaniu sprawozdań m.in. z takich właśnie praktyk. To zdumiewające, że dziś bez żadnego zażenowania sam do nich nawiązuje, licząc na polityczny poklask.

Test przed kampanią wyborczą

Kłopot prezesa polega na tym, że ów poklask nie nastąpił. Dla przeciętnego człowieka, który nie śledzi na bieżąco eksportacji z Watykanu ani zawiłości w prawnych ekspertyzach Ordo Iuris, skojarzenie „płci” i „prawdy” jest kompletnie nieczytelne. Przy całej przepychance o normalność (czy będzie to ciepła woda w kranie? czy kobieta w spódnicy, a nie w spodniach?) zatarła się już pamięć o złowrogich klinikach psychiatrycznych, w których znikali ludzie niewygodni dla władzy. W tej chwili sugestia, że „lewicowe poglądy na własną płeć” należy badać, raczej przywołuje natychmiast na myśl… wykreślenie orientacji homoseksualnej z oficjalnego katalogu chorób i zaburzeń psychicznych, co nastąpiło w 1973 r.

Co ciekawe, oburzenie słowami Kaczyńskiego wyrazili dwaj sejmowi konserwatyści: Cezary Tomczyk z Platformy Obywatelskiej i Andrzej Sośnierz z koła Polskie Sprawy, komentujący wydarzenia dnia w TVN24. Ten pierwszy ocenił, że Kaczyński objawił się jako „naczelny homofob Rzeczypospolitej”. Z kolei Andrzej Sośnierz, dawny gowinowiec, przekonywał, że orientacja i przeżywanie własnej płciowości jest czyjąś prywatną sprawą, a dla niego i tak najważniejsze są kompetencje.

Więc choć faktycznie wystąpienie we Włocławku mogło być testowaniem pomysłu na kampanię wyborczą, która najwyraźniej wśród członków Prawa i Sprawiedliwości budzi uzasadniony popłoch, to chyba jednak mobilizacja przeciwko osobom LGBT jako rzekomo „wewnętrznym wrogu”, zgodnie z receptami nazistowskiego ideologa Carla Schmitta, w tym charakterze nie chwyci. Jak mówi się w polityce: to po prostu nie będzie żarło. Już nie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną