Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Koreańska sałatka z dokładką. Ogromne zakupy Błaszczaka

Szef MON Mariusz Błaszczak Szef MON Mariusz Błaszczak Ministerstwo Obrony Narodowej
Korea Południowa stanie się drugim po USA najważniejszym dostawcą uzbrojenia dla Polski. Zgarnąć może równowartość rocznych wydatków na obronę. Na szybko, bez konkursu i za zamkniętymi drzwiami.

W polskich zbrojeniach dzieją się rzeczy niebywałe. Praktycznie nie ma dnia, by nie zostało ogłoszone jakieś nowe zamówienie, i nie ma tygodnia bez nowego rekordu. Porażające są nie tylko wartości zawieranych umów czy ilości zapowiadanego do zakupu sprzętu. Diametralnie zmienia się też mapa dostawców. Już w nadchodzącym tygodniu pojawi się na niej nowy punkt: ministerstwo obrony ma bowiem ogłosić gigantyczne zakupy sprzętu z Korei Południowej.

Kraby po koreańsku

Kiedy w czerwcu, po wizycie ministra obrony Mariusza Błaszczaka w Seulu, pisałem w nieco żartobliwym tonie o zamawianej przez niego zbrojeniowej sałatce z dużą ilością kimchi, mnóstwo było spekulacji, ale mało danych. Teraz część liczb potwierdził sam minister, a te, które kursują nadal w obiegu nieoficjalnym, wskazują, że koreańskiego kimchi będzie nie tylko olbrzymia porcja, ale nawet dokładka. Według tego, co piszą tamtejsze media, a także uznawany za bardzo poważne źródło amerykański serwis Defense News, Polska wyda na uzbrojenie z Korei równowartość 14 mld dol. Czyli 67 mld zł. To tylko nieco mniej niż cały tegoroczny budżet MON.

W tym olbrzymim pakiecie znaleźć się mają samoloty, czołgi, haubice samobieżne, być może też wozy bojowe gąsienicowe i na kołach – nie tylko przewidziane do bezpośredniego zakupu z Korei, ale i do koprodukcji w Polsce. Błaszczak w wywiadzie dla tygodnika „Sieci” ujawnił, że Polska finalizuje rozmowy o 180 czołgach K2 i 48 samolotach FA-50 w pierwszej fazie zamówień, którą najprawdopodobniej podpisze w środę w Dęblinie. Minister zastrzegł, że w przypadku czołgów chodzi tylko o pierwszą partię.

Ile będzie w sumie? Koreańska i amerykańska prasa branżowa wymienia liczbę dodatkowych 400 czołgów, jakie Polska miałaby nabyć z Korei. To więcej, niż kupiliśmy abramsów – tak nowych, jak i używanych, więcej też, niż pozyskaliśmy używanych leopardów. Jeszcze więcej ma być samobieżnych haubic K9, których podwozia stanowią bazę dla polskich Krabów. Ponieważ możliwości produkcyjne Huty Stalowa Wola pozwalają jej wytwarzać dziś ledwie 24 takie działa rocznie, a Błaszczak stawia na szybkie i masowe zbrojenia, więc chce „Krabów po koreańsku”. I to aż 670, jeśli wierzyć Defense News, który czerpie cytowane liczby ze źródeł w koreańskim przemyśle.

Czołgi i samoloty

To liczba równie szokująca co zakup 500 wyrzutni HIMARS ogłoszony kilka tygodni temu. Dla uzmysłowienia sobie skali: Niemcy mają zaledwie 101 podobnych do Krabów dział samobieżnych, Francja 109 (głównie kołowych), Wielka Brytania 89 (wszystkie dane za Military Balance 2018). Czasem nazywana artyleryjską potęgą Finlandia samobieżnych dział kalibru 155 mm do niedawna nie miała wcale, dopiero w 2017 r. zamówiła 48 sztuk koreańskich K9, a w zeszłym roku kolejnych dziesięć. Stany Zjednoczone mają 947 samobieżnych armatohaubic i tylko z nimi Polska mogłaby się równać po realizacji zamówienia z Korei. Rosja, według danych sprzed pięciu lat, ma ok. 1,3 tys. dział samobieżnych swojego kalibru 152 mm, ale z pewnością w Ukrainie poniosła ciężkie straty. Jeśli liczbę 670 odnieść do obecnego potencjału wytwórczego HSW, to ten plan dotyczy produkcji na kolejnych 27 lat. Przemysł koreański może być sprawniejszy, ale też trudno sobie wyobrazić dostawę takiej liczby „Krabów po koreańsku” w kilka lat.

Błaszczak wzmiankuje, że czołgi K2 będą produkowane w Polsce. Uzupełniający w takich sytuacjach wypowiedzi ministra rzecznik Agencji Uzbrojenia ppłk Krzysztof Płatek dodaje, że zarówno haubice K9, czołgi K2, jak i samolot FA-50 będą miały „polską wersję”. O ile w przypadku pojazdów pancernych ich produkcja w Polsce jest wykonalna (choć znowu zaistnieje problem niewielkich zdolności produkcyjnych), a o czołgach K2PL rozmawia się od kilku lat, o tyle samolotów nie ma zwyczajnie gdzie produkować, bo PGZ nie posiada żadnej wytwórni lotniczej, a jedynie zakłady remontowe. W grę wchodzi postawienie jakiejś montowni, jak miało to być po zamówieniu caracali, ale nic takiego się szybko nie zdarzy.

Temat samolotów na nowo wywołał też dyskusję o potrzebnych Polsce zdolnościach i możliwościach maszyny szkolno-bojowej. Błaszczak zaznaczył, że chce kupić 48 sztuk FA-50, czyli trzy eskadry – prawdopodobnie w miejsce poradzieckich MiG-29 i Su-22. Tym razem narrację ministerstwa wsparło już wojsko. Inspektor sił powietrznych gen. Jacek Pszczoła, który kiedyś optował za F-35, teraz chwali koreańską konstrukcję jako „bardzo podobną do F-16, tylko trochę mniejszą”. Różnic jest całkiem sporo, nie wynikają wyłącznie z rozmiarów i generał jako pilot-instruktor F-16 doskonale zdaje sobie z nich sprawę. Zapewnia jednak, że wojsko płynnie przejmie nowe maszyny, które będą służyć tak do szkolenia, jak i wykonywania misji bojowych. Daje przy tym do zrozumienia, że będzie to maszyna drugiej linii, ustępująca zarówno F-35, jak i F-16.

Czytaj też: Warszawa staje do wyścigu zbrojeń w regionie?

Co z zamówieniami dla polskiego przemysłu?

„Tym kontraktem znacznie zwiększymy bezpieczeństwo Polski i siłę Wojska Polskiego. Kluczowe są szybkie dostawy i rozwój przemysłu! Pogodziliśmy często rozbieżne interesy żołnierzy i zbrojeniówki. To sytuacja win-win dla obu tych grup” – ogłasza Błaszczak na Twitterze i warto zwrócić uwagę, że wyprzedzająco mówi o godzeniu interesów przemysłu i wojska. A to świadczy o tym, że obawy przed koreańskim dealem resort usłyszał i sam narzuca narrację o wygranej obu stron. Od tygodni bowiem zadawane były w przestrzeni publicznej pytania o to, co potencjalne zamówienia z Korei oznaczają dla przyszłości kluczowych wyrobów polskiej zbrojeniówki: armatohaubic Krab czy nowej generacji wozów bojowych Borsuk.

Sprowadzenie gotowych K9, i to w takiej ilości, o jakiej się spekuluje, przesądzi o tym, że produkcja Krabów takich, jakie znamy (na koreańskim podwoziu, z brytyjską wieżą), stanie się bezcelowa. Z kolei postawienie na Koreańczyków w gąsienicowych wozach bojowych stawia pod znakiem zapytania znaczenie Borsuka dla sił zbrojnych, które będą mieć wybór (a koreański AS-21 może się przy tym okazać konkurencyjny cenowo). W opublikowanych zapowiedziach ministra nie ma jednak śladu na temat kołowych i gąsienicowych wozów bojowych, które oglądał w czasie wizyty w Seulu. Błaszczaka należy więc trzymać mocno za słowo i weryfikować owe korzyści dla wojska i przemysłu na poziomie umów oraz ich wykonania.

Czytaj też: Czerwone kręgi nad Polską. Czy Putin da Łukaszence broń jądrową?

Reklama dla Korei

Bo rzecz jasna żadnych informacji wstępnych MON nie przekazał. Wydatkowanie ponad 2 proc. PKB (jeśli potwierdzą się koreańskie szacunki o 14 mld dol.) z polskiego budżetu może się odbyć bez żadnego przetargu i konkursu ofert: pod względem technicznym, przemysłowym czy, szerzej, ekonomicznym. Pakiet koreański został wynegocjowany za szczelnie zamkniętymi drzwiami, z ominięciem konkurencji, w ekspresowym tempie, co musi rodzić pytania o jego genezę, autorów, pośredników i wszelkich „załatwiaczy”. Jeśli wszystkie zapowiedzi i spekulacje się potwierdzą, Korea Południowa – kraj odległy i do tej pory nieutrzymujący zbyt ścisłych więzów z siłami zbrojnymi RP ani naszym przemysłem zbrojeniowym – wskoczy z dnia na dzień na drugie miejsce po Amerykanach pod względem wartości dostaw sprzętu dla wojska, a na pierwsze, jeśli chodzi o liczbę sprzętu „na sztuki”.

Koreańczykom i ich pomocnikom w Polsce, czasem zwanym lobbystami, można tylko pogratulować skuteczności i sprawności działania. Doskonale wykorzystali okazję i zyskali chwilowo zamożnego klienta na całe dekady na trudnym europejskim rynku, z perspektywą marketingowego rozgłosu przez samą skalę zamówień, jak i polską sytuację – kraju frontowego, intensywnie zbrojącego się i aspirującego do roli jednego z liderów NATO. Uzbrojony w koreańską broń polski żołnierz na granicy wrogiej Rosji jest nawet lepszą reklamą niż koreański żołnierz strzegący granicy z nieobliczalną Koreą Północną.

Kongresmeni USA: Sprzedać Polsce abramsy, odstraszyć Rosję

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną