Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Narodowcy żądają reparacji od Niemiec. Kaczyński wchodzi w to

Pikieta ws. reparacji pod niemiecką ambasadą, październik 2018 r. Pikieta ws. reparacji pod niemiecką ambasadą, październik 2018 r. Mateusz Włodarczyk / Forum
1 września o godz. 18 środowiska związane z Marszem Niepodległości organizują demonstrację pod ambasadą Niemiec w Warszawie. Domagają się odszkodowań za straty wojenne. Narodowcy do tematu wracają w tym samym czasie co PiS.

Na pozaparlamentarnej, skrajnej prawicy znów mobilizacja. Wraz z końcem wakacji wraca wątek reparacji wojennych – temat dyżurny, w ostatnich latach nieco zapomniany, przykrywany przez bieżące wydarzenia. Jednak na fali antyniemieckich nastrojów, nie tylko wśród narodowców, prawicowi liderzy odgrzebali narrację o polskiej krzywdzie, której nikt nie zadośćuczynił. O reparacjach w lecie sporo mówili politycy PiS, ale w tym zakresie zawsze ograniczali się do buńczucznych zapowiedzi, pełnej bon motów krytyki Berlina – i w sumie tyle. Narodowcy temat realizują w typowy dla siebie uliczny sposób. I miejscami z użyciem dużo ostrzejszej retoryki.

Rachunek za reparacje? 850 mld euro

1 września, w rocznicę wybuchu II wojny światowej, stowarzyszenie Marsz Niepodległości i Roty Marszu Niepodległości, a więc dwie organizacje stanowiące szkielet prawicy narodowej, łączone osobą Roberta Bąkiewicza jako ich formalnego lub symbolicznego lidera, organizują pikietę przed warszawską ambasadą Niemiec. Cel: uzyskanie reparacji za zniszczenia wojenne i straty materialne, które poniosła Polska. Wzywając swoich zwolenników do uczestnictwa w imprezie, koordynator Rot Paweł Kryszczak pisze m.in. o 6 mln ofiar, w tym setkach tysięcy dzieci, a także o niszczeniu polskiej gospodarki i grabieniu dóbr kultury.

Dodaje przy tym, że dzisiejsze Niemcy powinny płacić za zbrodnie Niemiec nazistowskich, bo „denazyfikacja była w dużej mierze pozorna”. Swoje winy ponosi też strona krajowa: „Polska na długie lata stała się państwem o ograniczonej suwerenności i nadal wyzyskiwanym przez drugiego z agresorów aż do upadku PRL pod koniec lat 90.”.

Kryszczak nie precyzuje, co takiego stało się pod koniec ostatniej dekady minionego wieku, że Polska wtedy właśnie odzyskała pełnię sprawczości. „Drugim z agresorów” były oczywiście Niemcy, ograniczające suwerenność RP z pomocą UE, do której Polska wówczas aspirowała. Ta zawoalowana niechęć do Brukseli jest tak naprawdę niechęcią do Berlina, bo w mitologii skrajnej prawicy i tak Niemcy o wszystkim w Europie decydują, w dodatku własnoręcznie. Kryszczak nie pierwszy raz daje wyraz swojej wierze w taką interpretację. Na wiecu po marszu narodowców w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego nazwał Rafała Trzaskowskiego „członkiem partii założonej za niemieckie pieniądze przez tych, którzy służyli Hitlerowi”.

W dodatku, piszą narodowcy, Niemcy nadal uchylają się od odpowiedzialności, „próbując okraść Polskę ponownie”. Zdaniem polskiej skrajnej prawicy Berlin przerzuca winę na Polaków, którzy mieli zrzec się prawa do reparacji. Tymczasem szkody „wyceniane są na 850 mld euro”. Kryszczak źródeł tych kalkulacji nie podaje.

Czytaj też: Jak PiS rozgrywa narodowców

Niemcy katem, Polacy ofiarami

W podobnym tonie wypowiada się Robert Bąkiewicz, prezes stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Apeluje o zaangażowanie w sprawę, bo według niego właśnie teraz „podejmowane są próby odwrócenia roli katów i ofiar oraz wykrzywienia prawdy historycznej”. W ten sposób prawica daje do zrozumienia, że zagrożona jest polska narracja o wojnie, a przynajmniej ta, która dominuje na prawicy. Warto przypomnieć, że zgodnie z nią o Polakach w kontekście tego konfliktu mówić można wyłącznie jako o ofiarach, w dodatku heroicznie poświęcających się dla ratowania własnego i cudzego życia.

Dlatego starania narodowców widzieć należy jako element szerszego pejzażu ideologicznego prawicy. Pikieta 1 września jest przedłużeniem tych samych działań, które na początku rządów Zjednoczonej Prawicy doprowadziły do kompletnej przebudowy wystawy stałej Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Po drodze była kontrowersyjna „ustawa o Holokauście”, gdy PiS chciał karać więzieniem za przypisywanie „narodowi polskiemu” udziału w zbrodniach wojennych przeciwko Żydom, wspierał też procesy wytaczane naukowcom z Centrum Badań nad Zagładą w Polskiej Akademii Nauk. Kulminacją zjawiska jest wydany niedawno podręcznik do przedmiotu historia i teraźniejszość prof. Wojciecha Roszkowskiego – w którym, co łatwe do przewidzenia, rola Polski w II wojnie przedstawiona jest w bardzo podobny, spójny z tą narracją sposób.

Narodowcy i PiS. Efekt synergii

Warto też zwrócić uwagę, że narodowcy do tematu reparacji wracają w tym samym czasie co PiS. To nie pierwsza tego typu synergia w przestrzeni symbolicznej. Nie należy też się dziwić, że ten sam motyw realizowany jest na różne sposoby. Środowiska narodowe są poza parlamentem i nie ponoszą politycznej odpowiedzialności za swoje działania, mogą sobie pozwolić na stwierdzenia znacznie bardziej radykalne niż partia rządząca. Zwłaszcza że PiS jest już w okresie kampanijnym i unika zbyt ostrych fikołków narracyjnych, by nie zrazić części bardziej centrowego elektoratu. Narodowcy są więc przydatni, bo – dosłownie i w przenośni – robią hałas. Wrzucają do obiegu tematy i wydarzenia, których PiS sam czasem wrzucić nie może, a na których jest w stanie zyskać.

Tymczasem sam Bąkiewicz kontynuuje linię obraną 1 sierpnia. Wtedy nawoływał do jedności wszystkich polskich patriotów i budowania nowej wspólnoty. Teraz wzywa do udziału w pikiecie pod ambasadą, licząc na przybycie „pokaźnej liczby dumnych ze swojego biało-czerwonego dziedzictwa Polaków”. Trudno zgadnąć, skąd u lidera narodowców taki zwrot ku „solidarności” patriotów. Być może też zaczyna działać w trybie kampanijnym, choć mimo wszystko są małe szanse, że skupione wokół niego środowiska zdecydują się na start z osobną listą. Nawet przy wzmożonej aktywności na ulicach i w internecie oraz strumieniu dotacji publicznych otrzymanych od rządu PiS poparcie dla nich byłoby raczej zbyt niskie, by przekroczyć próg. Zapewne więc narodowcy pozostaną aktorami bardziej ulicznymi, w pewnym sensie ludowymi, choć wciąż ważnymi dla koalicji rządzącej. I chociażby z tego względu warto obserwować, co wydarzy się 1 września pod ambasadą Niemiec i na kolejnych takich wydarzeniach. Bo z pewnością ich nie zabraknie.

Czytaj też: Wyznania polskiego narodowca

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną