W listopadzie 2014 r. po wyborach samorządowych doszło do bezprecedensowego wydarzenia. Działacze różnych organizacji zdecydowali się na wkroczenie do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej, protestując przeciwko wynikowi wyborów. Siedziba PKW była okupowana przez kilka godzin, musiała interweniować policja. Główne partie polityczne, w tym PiS, odcięły się od tego zajścia. Jednakże późniejsza narracja o rzekomym sfałszowaniu wyborów była wielokrotnie powtarzana przez Jarosława Kaczyńskiego. Co więcej, w wydarzeniach aktywnie uczestniczył ruch Solidarni 2010, który był jednym z zapleczy ideowych i organizacyjnych PiS.
To wydarzenie warto przypominać w kontekście słów prezesa PiS o potrzebie stworzenia „potężnego korpusu ochrony wyborów” lub „armii ochrony wyborów”, które będą działały na poziomie każdej obwodowej komisji wyborczej. W normalnie funkcjonującej demokracji partie polityczne (zwłaszcza te, które rządzą) nie muszą zabezpieczać wyników wyborów poprzez podważanie zaufania do istniejących instytucji – te, na czele z PKW, są gwarantem uczciwych i rzetelnych wyborów. Jednak wygląda na to, że na rok przed wyborami parlamentarnymi następuje próba mobilizacja sił obywatelskich do osiągania celów, które prawdopodobnie mogą sięgać dalej niż oficjalna partyjna narracja.
Obecnie procedowane są zmiany przedłużające kadencję organów samorządowych. Pretekst się znalazł – pokrywanie się terminów wyborów samorządowych i parlamentarnych. Ale w istocie po raz kolejny podważona zostanie reguła konstytucyjna. Zamiast poszukiwać rozwiązań praktycznych, jak zorganizować sprawnie i rzetelnie wybory, szuka się furtki, aby tylko odpowiedzieć na zapotrzebowanie wyrażone przez partię rządzącą. Ale dla PiS przesunięcie wyborów to tylko jeden ze środków do najważniejszego celu – utrzymania władzy.