Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kodeks wyborczy. PiS chce poprawić frekwencję, ale wśród swoich

Jarosław Kaczyński głosuje w wyborach do Sejmu i Senatu w 2019 r. Jarosław Kaczyński głosuje w wyborach do Sejmu i Senatu w 2019 r. Robert Gardziński / Forum
Dowożenie starszych i niepełnosprawnych wyborców do urn, obwody w mniejszych miejscowościach i większa rola obserwatorów. Takie zmiany PiS chce wprowadzać na kilka miesięcy przed wyborami do Sejmu i Senatu.

Posłowie PiS 22 grudnia (czyli dwa dni przed wigilią) wnieśli do Sejmu projekt zmian w kodeksie wyborczym. Były zapowiadane kilkakrotnie przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego w trakcie jego objazdów po Polsce. I choć są przedstawiane głównie jako mające zwiększyć frekwencję i ułatwić głosowanie, to faworyzują rządzących przed wyborami w 2023 r.

Czytaj też: 7 znaków polskiej polityki. Teraz czeka nas „walka stulecia”. O wszystko

Wójt dowiezie na wybory

Projekt przewiduje, że w gminach, w których nie funkcjonuje publiczny transport zbiorowy (w ramach gminy, porozumienia gmin albo związku międzygminnego), wójt będzie miał obowiązek zapewnić transport wyborców z miejsca zamieszkania do lokalu wyborczego. Obejmie to osoby o znacznym lub umiarkowanym stopniu niepełnosprawności oraz, co szczególnie interesujące, te, które najpóźniej w dniu głosowania kończą 60 lat.

Na pierwszy rzut oka rozwiązanie może realnie podnieść frekwencję. Jednak zagłębiając się w sondaże exit poll z ostatnich wyborów parlamentarnych w 2019 r., można znaleźć informację, że w grupie wiekowej 60 plus ponad połowa wyborców głosowała na PiS. Jeśli zmiany wejdą w życie, grupa zyska kolejną zachętę i ułatwienie we wzięciu udziału w wyborach. Pieniądze na zorganizowanie takiego transportu mają zapewniać wojewodowie, czyli przedstawiciele rządu w samorządzie.

Czytaj też: Zjednoczyć się czy nie? Spór opozycyjnej czwórki zmierza w niebezpieczne rejony

Obwody we „wsiach kościelnych”

Kolejna zmiana ma związek z tworzeniem tzw. stałych obwodów do głosowania, czyli miejsc, w których w dzień wyborów oddaje się głos. Obecne przepisy określają, że obwód taki obejmuje od 500 do 4 tys. wyborców. Zgodnie z przedstawionym projektem dolna granica wynosić ma 200 wyborców. To realizacja zapowiedzi Kaczyńskiego z października. Prezes PiS mówił wtedy w Puławach, że „w niektórych miejscach do lokalu wyborczego jest kawał drogi. W związku z tym w mniejszych miejscowościach będzie być może można stworzyć jeszcze parę tysięcy takich punktów, szczególnie w tzw. wsiach kościelnych. Żeby ludzie, którzy wychodzą z kościoła, nie musieli się nadto trudzić, aby dotrzeć do lokalu wyborczego”.

I znowu: ciężko zarzucić tej propozycji, że nie zwiększy frekwencji. A że akurat wśród grup, które chętniej głosują na rządzących (osoby uczęszczające do kościoła, mieszkające poza największymi ośrodkami miejskimi), to już zapewne przypadek.

Dużą rolę odegrają tutaj też komisarze wyborczy. To urzędnicy powoływani niby przez niezależną Państwową Komisję Wyborczą, ale na wniosek ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego, który jest wiceprezesem PiS. W ciągu miesiąca od wejścia przepisów w życie wójtowie i burmistrzowie będą musieli przesłać do komisarzy informacje o miejscowościach w ich rejonach, w których mieszka powyżej 200 wyborców.

Komisarze w ciągu trzech miesięcy będą musieli utworzyć obwody według nowych zasad. Warunkiem podziału jest, aby w nowym obwodzie dało się zorganizować lokal wyborczy – jeśli takiej opcji nie będzie, komisarz będzie mógł nie dzielić obwodu. Można więc sobie wyobrazić, że w niektórych miejscach obwody będą dzielone chętniej niż gdzie indziej.

Czytaj też: Jednoczyć się czy nie? To mniej ważne, opozycja ma inne zadania

W okręgowych komisjach nie tylko sędziowie

Okręgowe komisje wyborcze to organy, których zadaniem jest m.in. sprawowanie nadzoru nad przestrzeganiem prawa wyborczego przez rejonowe i obwodowe komisje wyborcze, a także ustalanie i ogłaszanie wyników głosowania i wyników wyborów w okręgu.

Zgodnie z projektem będzie do nich wchodziło od czterech do dziesięciu osób z wykształceniem prawniczym „dających rękojmię należytego pełnienia funkcji”. Komisję powoła PKW na wniosek właściwego miejscowo komisarza wyborczego. Według obecnych przepisów w komisji okręgowej mogą zasiadać jedynie sędziowie, co gwarantuje niezawisłość i niezależność tego kluczowego wyborczego organu.

Czytaj też: Zmiana ordynacji wyborczej? Co PiS planował w maju

Wzrośnie znaczenie obserwatorów społecznych

To przedstawiciele polskich stowarzyszeń i fundacji, mających wśród celów troskę o demokrację, prawa obywatelskie i rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Listę organizacji, które mogą ich wyznaczać, ogłosi PKW. Będą oni mogli rejestrować własnym sprzętem czynności wykonywane przez komisję wyborczą. Dotychczas uprawnienia takie mieli jedynie mężowie zaufania.

Projekt przewiduje też, że minister cyfryzacji (którym formalnie jest premier Mateusz Morawiecki) uruchomi specjalną usługę, poprzez którą będzie można wysyłać zarejestrowany materiał i który będzie mógł zostać wykorzystany np. w postępowaniu sądowym przy stwierdzaniu ważności wyborów. Nie wiadomo, czy jest to zapowiadany przez Jarosława Kaczyńskiego korpus ochrony wyborów, ale o tym, jaka organizacja będzie mogła wystawić swoich obserwatorów, zdecyduje PKW. W jej skład wchodzi jeden sędzia Trybunału Konstytucyjnego wskazany przez jego prezesa, jeden sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego wskazany przez prezesa tego sądu oraz siedem osób wskazanych przez Sejm.

Czytaj też: Orbán IV. Wykonał sprytny manewr i wygrał

Zmiany mniej niż rok przed wyborami

PiS przyzwyczaił nas już do przeprowadzania istotnych czy kontrowersyjnych zmian za pomocą projektów poselskich. Omija w ten sposób wymóg przeprowadzania konsultacji, ponieważ zwraca to większą uwagę opinii publicznej i podmiotów zaangażowanych. Nie inaczej jest tym razem. Istotne z punktu widzenia wyborów zmiany zostały zgłoszone dwa dni przed wigilią.

Innym istotnym zagadnieniem jest tzw. cisza legislacyjna dotycząca prawa wyborczego. Chodzi o sformułowaną w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego zasadę, aby nie wprowadzać zmian w prawie wyborczym na pół roku przed wyborami. W tym wypadku termin zostanie zapewne dotrzymany, jednak nie oznacza to, że wszystko jest w porządku.

W Kodeksie Dobrych Praktyk Wyborczych opracowanych przez Komisję Wenecką wskazano: „Podstawowe elementy prawa wyborczego, zwłaszcza system wyborczy sam w sobie, składy komisji wyborczych oraz granice okręgów wyborczych, nie powinny podlegać zmianom na co najmniej jeden rok przed wyborami”. Zasada stabilności prawa wyborczego znalazła też potwierdzenie w orzecznictwie choćby Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uznał ją za jedną z gwarancji biernego prawa wyborczego.

Na podstawie powyższych propozycji nie można zarzucić rządzącym, że chcą sfałszować wybory. Zmiany jednak dają pole do takiego przeprowadzenia głosowania, aby pomóc PiS osiągnąć lepszy wynik wyborczy.

Czytaj też: Skąd się wzięła cisza wyborcza i czy jest wciąż potrzebna

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną