Już wcześniej lekko mnie kusiło, aby ten wypoczynek skrócić, ale pomyślałem: wrócę, gdy zatęsknię. Za pisaniem oczywiście.
W tym czasie mijały święta jedne po drugich – moje ukochane, bo najpiękniejsze Boże Narodzenie, i te następne – Nowy Rok i Trzech Króli. Wszystkie przymglone, zadymione wojną w Ukrainie. A przecież w Polsce, że użyję eufemizmu, też niewesoło. Jedynie prezes Glapiński jest uśmiechnięty za każdym razem, gdy pojawia się w telewizji oszołomiony własnym sukcesem. Najwyraźniej partyjne spotkania na Nowogrodzkiej jako politycznie niezależnemu szefowi NBP mu służą. Kupiłem chleb i wzięłem (tak, tak, wzięłem) paragon – zagaja. Poniżej trzech złotych zapłaciłem, oto dowód i machnął papierkiem do kamer. To zapowiedź zejścia z płaskowyżu inflacji – dodał i ręką nam pokazał, jak łatwo schodzi się w dół.
A tymczasem inflacja trzyma się dzielnie poręczy, żeby nie spaść. Kilkanaście milionów ludzi nie śpi już tak głęboko i spokojnie jak jeszcze niedawno – zauważył pewien neurolog. Ale co tam profesor medycyny może wiedzieć o układzie nerwowym człowieka. My mamy nasz rząd, który zna prawdę i premier Morawiecki jej nie ukrywa. Ostatnio stanął obok Błaszczaka na wolnym powietrzu (jedna z niewielu wolnych rzeczy, która nam jeszcze została) i sadził: PiS to uczciwość, to spełnione obietnice, to lepsza przyszłość i szacunek dla ludzi, to odpowiedzialność.
Odpowiedzialność? Tuż przed świętami pan gen. Jarosław Szymczyk zdemolował trzy piętra w Komendzie Głównej Policji. Wybuch granatnika niespecjalnie podniósł społeczeństwo na duchu. Kmicic mi się przypomniał, gdy poszedł nocą wysadzić szwedzką kolubrynę pod Jasną Górą. Udało mu się, choć siła wybuchu powaliła go na ziemię. Generałowi też się udało, ogłuchł tylko nieco od wystrzału.