Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Komandos, gaduła, terytorials. Kim jest jeden z trzech najważniejszych żołnierzy w Polsce

Gen. Wiesław Kukuła został nowym dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych. Gen. Wiesław Kukuła został nowym dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych. Jacek Szydlowski / Forum
Armia będzie miała nowego dowódcę odpowiedzialnego za jej wyszkolenie i gotowość bojową. Jednym z trzech najważniejszych żołnierzy w kraju zostaje gen. broni Wiesław Kukuła, oficer spoza tradycyjnych rodzajów wojsk.

Dla większości obserwatorów życia wojskowego gen. Kukuła równa się Wojska Obrony Terytorialnej. Również dlatego, że WOT zmieniły nasze postrzeganie wojska i jego publiczną widoczność. Ich dowódca z impetem wszedł w zastygłe szeregi generalicji, stając się swego rodzaju celebrytą, ale i wprowadzając wiele nowinek, które z czasem stały się normą. Po sześciu latach na czele WOT Kukuła obejmuje jedno z trzech najważniejszych stanowisk w siłach zbrojnych i bierze odpowiedzialność za ich całość. Będzie dowódcą generalnym rodzajów sił zbrojnych.

Czytaj też: Patrioty na warszawskim Bemowie. Scenariusz czarny, ale realny

Specjals tworzy terytorialsów

W dowództwie przy warszawskiej al. Żwirki i Wigury pojawi się oficer spoza tradycyjnych rodzajów wojsk, prezentujący nieco odmienną kulturę dowodzenia, współpracy i komunikowania się. Również oficer ściślej niż jego poprzednicy związany przez ostatnie lata z rządzącymi politykami. Co czeka wojsko pod jego „rządami”?

Kukuła nie jest z „pancu”, „zmechu”, nie jest też z lotnictwa. Dowództwo nie ma co prawda długiej tradycji – powstało jako rezultat zmian określanych „reformą Kozieja” z 2014 r. – ale na jego czele zawsze stawali generałowie wojsk „tradycyjnych”. Lotnik Lech Majewski, absolwent wrocławskiego „zmechu” Mirosław Różański czy pancerniak Jarosław Mika. Zdarzali się też tymczasowi zastępcy: Leszek Surawski (wojska zmechanizowane) i Jan Śliwka (lotnik). Kukuła jest inny, to łącznościowiec, który karierę zaczął – i zrobił – w wojskach specjalnych, najmniejszym, ale specyficznym rodzaju wojsk. Choć w największym stopniu definiuje go WOT, to on sam ukształtował tę formację na bazie swojego doświadczenia z Jednostki Wojskowej Komandosów (wcześniej zwanej 1. Pułkiem Specjalnym), czyli największej w Polsce formacji tego typu.

Nie oznacza to oczywiście, że WOT to wojska specjalne – takie hasło, rzucone kiedyś przez Antoniego Macierewicza w emocjach politycznej debaty, stało się źródłem wielu nieporozumień, a nawet kpin. Ale odrębna wojskowa kultura to jest coś, co gen. Kukuła ma we krwi. Również dlatego, że owego „pancu i zmechu” on sam nigdy nie poznał. Tym bardziej lotnictwa czy marynarki wojennej, chociaż – tu ważne zastrzeżenie – żołnierze wojsk specjalnych znacznie częściej i znacznie bliżej współpracują z powietrznym i wodnym wsparciem niż np. z czołgistami.

Specjalsi to bowiem elita każdej armii. Najlepiej wyposażeni, wyszkoleni, opłacani i owiani legendami. Ekstremalnie trudna selekcja, gotowość do działania o każdej porze dnia i nocy w dowolnym miejscu na świecie, wyposażenie osobiste i uzbrojenie, o którym mogą marzyć zwykli żołnierze. Nawet inny wzór kamuflażu na mundurach i noszone bez problemu z regulaminem ciemne okulary czy brody. Wszystko jest inne, dla reszty wojska lepsze, dla całego świata – fascynujące i tajemnicze. Wszystkiego tego gen. Kukuła nie był w stanie do WOT przenieść, tym bardziej nie będzie w stanie upowszechnić w całej rosnącej przecież armii. Ale żołnierzy WOT nie przez przypadek nazwał „terytorialsami” i zawsze dbał, by w miarę możliwości sprzęt mieli jak najlepszy. A więc kilku rzeczy oczekiwać należy.

Czytaj też: Na Bałtyku robi się groźnie. Czy Polska ma się czym bronić?

Wzorce z USA w polskim wojsku?

Po pierwsze, szerszej „amerykanizacji” w relacjach wewnętrznych, na linii przełożony–podwładny czy oficer–podoficer–szeregowy. Kukuła poznał ten styl dowodzenia, przywództwa i zarządzania kadrami i stał się jego wyznawcą. W małych i posługujących się odrębnym kodeksem siłach specjalnych liczy się przede wszystkim człowiek, który po przejściu morderczej procedury naboru i pełnej wyrzeczeń służby ma pełne prawo oczekiwać od dowódców, że będzie dobrze dowodzony. Taki żołnierz ma większą niż w innych rodzajach wojsk świadomość własnej wartości i – co tu dużo mówić – zdolności, by demonstrować własne zdanie także w bezpośredni sposób.

Kukuła poznał to wszystko nie tylko na kursach, ale i w praktyce. Przejście do WOT umożliwiło mu z kolei pogłębioną współpracę z amerykańską Gwardią Narodową, która jest – znowu – formacją specyficzną, korzystającą w znacznym stopniu z interakcji wojska ze światem cywilnym, w którym to nie wojsko, a biznes i uczelnie zapewniają najlepiej wykwalifikowane kadry. Dlatego amerykańskie siły zbrojne tak szeroko wykorzystują schemat kursów oficerskich i podoficerskich na uczelniach, w college’ach oraz skierowanych do wszelkiej maści profesjonalistów, dla których zajęć w wojsku nigdy dosyć. A w tym wypadku zarządzanie kadrami również musi być inne.

Cywilny specjalista nie przychodzi do wojska po pracę i byt – on chce, ale nie musi. Często przy tym dysponuje lepszymi kwalifikacjami i większą wiedzą od swojego dowódcy, co trzeba wykorzystać, ale też uszanować. Rozmowa jak z „kotem” z czasów fali nie wchodzi w grę. Do WOT często szli ludzie z karierą, pozycją, pieniędzmi, własnym zdaniem, a nie gotowi wykonywać idiotyczne czasem polecenia kogoś, kto ma gwiazdki na pagonach. Nie mamy wiarygodnych narzędzi, by ocenić, jak się to udało. Ale jeśli doświadczenie Kukuły stanie się częścią zmiany w wojsku, będzie to zmiana odpowiadająca wymogom nowych czasów.

Kukuła wie też, że musi być z żołnierzami. To było łatwe u specjalsów – jednostce wielkości batalionu – czy na początku formowania się WOT. Stawało się trudniejsze w miarę rozrostu nowego rodzaju wojsk, gdy liczyły kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, a struktura pionowa (dowódca–brygady–bataliony–kompanie) zaczęła przypominać pajęczynę. Będzie jeszcze trudniejsze, a w praktyce niewykonalne w armii złożonej z kilku dywizji, kilkudziesięciu brygad, skrzydeł, flotylli, batalionów, dywizjonów, eskadr, kilkuset kompanii. Fizycznie Kukuła nie da rady.

Gospodarskie wizyty źle się kojarzą, choć są i pod obecną władzą się nie skończą. Rozwiązaniem jest technologia. W WOT funkcjonuje coś w rodzaju wewnętrznej platformy społecznościowej, forum, w którym nawet dowódca jest dostępny dla żołnierzy. Wdrożenie takiego projektu w siłach zbrojnych na dużą skalę będzie trudne, ale nie jest niemożliwe. Poza tym Kukuła to jedyny znany mi generał tej rangi – a może jedyny w czynnej służbie – który prowadzi osobiste profile w popularnych mediach społecznościowych i do którego można się na nich odezwać. Wiem, że żołnierze z tego korzystają.

Czytaj też: Polska wyda ogromne pieniądze na zbrojenia. Czy da się mądrzej?

Generał gaduła, Błaszczak i trudne pytania

Internet pomógł Kukule odnieść sukces. WOT od początku postawił na autopromocję w social mediach. Wojsko regularne patrzyło na tę aktywność online z odrazą, ale po pewnym czasie samo zobaczyło, że to działa. W pewnym momencie pracy dla medialnej obsługi WOT było tyle, że rozpisano przetarg na profesjonalnych fotografów, z których usług armia i tak korzysta np. w lotnictwie.

Kukuła potrafi też opowiadać o wojsku z pasją, czasem nawet anegdotycznie. Szczególny to będzie kontrast z odchodzącym dowódcą generalnym i z bardzo wieloma innymi generałami, którzy mówić się chyba boją i nie bardzo potrafią.

Ale też zagadać wszystkiego się nie da. O ile tylko dostęp do niego uzyskają dociekliwe i wolne od sterowania politycznego media, będzie musiał odpowiadać na trudne pytania: o rekordowe odejścia doświadczonych żołnierzy, o sprzęt oddawany na rzecz Ukrainy i ten nowo pozyskiwany, o wypełnienie treścią haseł budowy nowych dywizji i stan ukompletowania istniejących, o rzeczywistą gotowość jednostek w różnych rodzajach wojsk, o współpracę z sojusznikami – tymi zza oceanu, ale i za zachodnią granicą. Czy „otwarty i gadatliwy” generał zmieni się w milkliwego i trudniej dostępnego?

Polityka MON nie pozostawia bowiem wątpliwości: pierwszym, najważniejszym i jedynym rzecznikiem działań resortu ma być sam minister, a jest on politykiem, który krytyki nie przyjmuje, trudno ją znosi i nie podejmuje dialogu, a oczekuje „podawania dalej” jedynie słusznego przekazu (oczywiście pozytywnego). Ostatnim tego przykładem są oficjalnie podane liczby dotyczące odejść z wojska, które tak ukazywały sytuację, by wyszło na plus, choć w rzeczywistości wojsko znalazło się na profesjonalnym minusie niewidzianym od lat. Nawet jeśli Wiesław Kukuła będzie bardzo chciał, jego możliwości opowiadania wojska po swojemu, a jednocześnie w zgodzie z prawdą, mogą być znacznie ograniczone. Zwłaszcza w wyborczym roku, gdy sprawy bezpieczeństwa stały się najważniejsze obiektywnie, ale trafiły też na sztandar w kampanii PiS.

Na wejściu w nową rolę Kukuła będzie się musiał zmierzyć z innym bagażem przeszłości – wizerunkiem generała sklejonego z rządzącym obozem politycznym. W czasie 20 lat służby w wojskach specjalnych dosłużył się stopnia pułkownika i stanowiska dowódcy największej jednostki tego typu. To już było coś. Ale windą do wielkiej kariery generalskiej i publicznej stała się jego nominacja na dowódcę – i w znacznym stopniu twórcę – Wojsk Obrony Terytorialnej.

W 2016 r. był to sztandarowy projekt wojskowy PiS, którego twórcą był Macierewicz, dziś symbol kontrowersji wszelkiego typu. Nie znam poglądów Kukuły i nie wiem, jaką odegrały rolę na tym etapie jego kariery. Z jednej strony na tym polega polityczna i demokratyczna kontrola nad siłami zbrojnymi, że decyzje kadrowe na najwyższych szczeblach należą do wybieranych polityków. Z drugiej strony każdy oficer ma ileś lat służby za sobą i jakieś ambicje przed sobą. Z trzeciej ma też wybór, który podejmuje w sumieniu.

Płk Kukuła, zauważony kilka lat wcześniej przez prawicę głównie dzięki aktywnemu wspieraniu środowisk akowskich i powstańczych, wszedł na ścieżkę wskazaną przez Macierewicza i podjął wyzwanie, które dziś doprowadziło go – przez nieprzypadkowe szybkie awanse – na szczyt generalicji. Za Mariusza Błaszczaka przyszedł test, który Kukuła i jego WOT zdali. Przypomnijmy, że Macierewicz wyznaczył raczej nierealny poziom 53 tys. na 2019 r., a teraz WOT liczą nieco ponad 36 tys. Jednak konkretna przydatność w zadaniach – przy powodziach, wichurach, pandemii i na granicy – przykryła spowolnione tempo przyrostu i bardzo liczyła się dla Błaszczaka.

Z drugiej strony przyszła pierwsza quasi-bojowa akcja na granicy, w czasie której cywilne formacje mundurowe i wojsko nie uniknęły zarzutów o okrucieństwo, bezprawie czy obojętność w traktowaniu migrantów oraz pomagających im polskich obywateli. O całościowy bilans dzisiaj jest bardzo trudno, zwłaszcza że zorganizowany przez wrogie reżimy przerzut uchodźców nie ustał.

Z tym że w samym wojsku wciąż są żywe żale i wyrzuty wobec WOT, które dostały relatywnie duży zastrzyk pieniędzy w czasach, gdy skokowy przyrost wydatków na armię był dopiero w planach. Lepsze wyposażenie osobiste, nowsze umundurowanie, pojazdy i broń – to wszystko kłuło w oczy żołnierzy wojsk operacyjnych. Gdy na czele armii stanie jedyny wciąż aktywny autor tych decyzji – bo Macierewicza w MON dawno nie ma – emocje mogą znowu pójść w górę. Również po stronie politycznej gen. Kukuła będzie miał pod górkę, bo w roku wyborczym wiele decyzji szefa MON i prezydenta będzie szczególnie krytykowanych. Jak sobie z tym poradzi? Jedynym wyjściem jest pokazanie na wszelkie sposoby, że jest oficerem Wojska Polskiego i dba o jego żołnierzy, że nie przysięgał żadnej partii, a Rzeczpospolitej, której wszystkich obywateli chroni i szanuje.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną