Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Pamięci Mikołaja Filiksa. „Magdo, Twego syna Polska zapamięta jako ofiarę”

Magdalena Filiks opublikowała w mediach społecznościowych informację o śmierci jej syna Mikołaja. Magdalena Filiks opublikowała w mediach społecznościowych informację o śmierci jej syna Mikołaja. Facebook / Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl
Mikołaj na zawsze będzie już nastolatkiem, jasnym dzieckiem, o którym dobrzy i źli ludzie będą myśleć, ilekroć w naszym kraju ktoś ulegnie pokusie, by w walce politycznej przekroczyć czerwoną linię.

Nierzadko spuszczona ze smyczy sfora prasowych najmitów takiego czy innego reżimu rujnuje reputację niewinnego człowieka. Opluskwiony i zmieszany z błotem przez propagandę działacz opozycji może stracić pracę, a nawet trafić do więzienia. Bywa, że na lata traci dobre imię. A bywa i tak, że sam nie jest całkiem niewinny i częściowo podnosi odpowiedzialność za swoją klęskę.

Jest jednakże nieprzekraczalna granica, której zazwyczaj pilnują nawet cyniczni łajdacy. To granica oddzielająca zdrowych i silnych od chorych i słabych. Medialna nagonka i szczucie bardzo rzadko dosięgają osób w bardzo zaawansowanym wieku, ciężko chorych, a przede wszystkim dzieci. Tym razem stało się inaczej. Aparat propagandy, posługujący się usłużnymi pracownikami mediów, przekroczył czerwoną linię. Zaatakowano nastoletniego chłopca, bo stał na drodze pocisku, który miał ugodzić jego mamę. Ugodził, i to ze skutkiem niewątpliwie dalej idącym, niż przewidywano i planowano. Delikatne i ciężko doświadczone przez życie dziecko nie przeżyło ataku, a matka… straciła swoje dziecko. Stracił syna ojciec. Rodzeństwo straciło brata. Dziadkowie – wnuka. Rozmiar tragedii niezaplanowanej, lecz zawinionej przez cynicznych intrygantów, poraża. Stała się rzecz z rodzaju tych najstraszniejszych, gdy życie tracą osoby całkowicie niewinne, które zamiast wsparcia w opresji i krzywdzie otrzymują kolejny, śmiertelny cios. W przypadku Mikołaja cios zadała władza, a więc ci ludzie, których obowiązkiem było go chronić.

Czytaj też: Skąd się bierze zła władza?

Mechanika politycznego zła

Władza zawiodła już w tym momencie, gdy pomimo oczywistego w takich przypadkach utajnienia procesu mężczyzny, który dokonał pedofilskiej napaści na Mikołaja, dopuszczono do zaniedbań pozwalających dziennikarzowi podległej władzy radiostacji ustalić personalia osoby pokrzywdzonej. To w tym momencie narodziła się pokusa – której następnie uległ – pośredniego ujawnienia informacji o chłopcu. Ujawnienia, które jeśli nie w sposób wyłączny spowodowało śmierć dziecka, to mogło się walnie do niego przyczynić. Cierpienie dziecka – ofiary pedofila – jest niewyobrażalne. Jeśli do tej traumy dokłada się druga – związana z potwornym wstydem, jaki odczuwa niedorosła ofiara, gdy jej krzywda zostanie ujawniona – jest już tylko krok od najgorszego.

Winni „wycieku”, a następnie upublicznienia danych pozwalających bez trudu i niemal natychmiast zidentyfikować Mikołaja Filiksa jako ofiarę pedofila, muszą wiedzieć, że choć każde samobójstwo ma wiele złożonych przyczyn i prowadzi do niego najczęściej wieloletni, a co najmniej trwający wiele miesięcy proces psychiczny i społeczny, to jednak gdyby nie ich haniebne postępowanie, to dziecko by żyło.

Jednakże wina nie ogranicza się do instytucji związanych z wymiarem sprawiedliwości oraz mediów. Starannie przygotowana, z zaangażowaniem kluczowych redakcji (również w ogólnopolskich kanałach TVP), skoordynowana w czasie akcja zniesławiająca obciąża konto dysponentów mediów, czyli władze polityczne RP. A te władze to kierownictwo partii Jarosława Kaczyńskiego o prześmiewczej nazwie Prawo i Sprawiedliwość. To centrala partyjna wykorzystuje każdą sposobność i pretekst, aby deprecjonować i opluskwiać opozycję, na czele z Platformą Obywatelską. Napaść medialna, której ofiarą stał się Mikołaj Filiks, to tylko jedna z wielu akcji służących realizacji narzuconej przez partię strategii wyborczej.

Nikt nie chciał skrzywdzić Mikołaja. On tylko znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie na drodze brutalnych medialnych pałkarzy, gorliwie starających się przypodobać władzy. Nie chcę wymieniać żadnych nazwisk, bo nie chodzi mi dziś o napiętnowanie osób, lecz o upamiętnienie zmarłego poprzez opisanie mechaniki politycznego zła, która doprowadziła do jego śmierci. Nazwiska powtarzają się w innych materiałach medialnych na ten temat.

Przyczyna dramatu jest tragicznie banalna. Chciano uderzyć w Platformę Obywatelską – tę lokalną, szczecińską, i tę warszawską. Pedofil, który zaatakował Mikołaja, był urzędnikiem w Urzędzie Marszałkowskim i jednocześnie członkiem PO, a nawet jej lokalnym działaczem. Można się było dogrzebać zdjęcia, na którym występuje razem z samym Rafałem Trzaskowskim. Samo się prosiło, aby zasugerować opinii publicznej, że PO to partia pedofilów. A jako że proces sprawcy – jak zawsze w takich przypadkach – został utajniony ze względu na dobro małoletniego, specjalistom od kłamstwa i manipulacji od razu zabłysło w rękach „polityczne złoto”: można powiedzieć, że PO kryje pedofilów w swoich szeregach. Bo jakże to tak! Platforma oskarżająca Kościół o ukrywanie pedofilów sama nie krzyczy w niebogłosy, że jej człowiek jest pedofilem?!

Czytaj też: Kolejne dwa miliardy w błoto propagandy

Kłamliwa paralela najmitów

W tym miejscu podłość całej machinacji przechodzi na wyższy, wręcz diaboliczny poziom, gdyż z narzuconej przez sąd tajności czyni się w mediach związanych z PiS zarzut analogiczny do tego, który na co dzień dotyczy notorycznej praktyki Kościoła, polegającej na systemowym, instytucjonalnym ukrywaniu księży pedofilów przed wymiarem sprawiedliwości. Krzysztofa F., który zawodowo zajmował się przeciwdziałaniem uzależnieniom oraz prawami osób LGBT, a sam okazał się pedofilem, podającym dzieciom narkotyki, złapano, osądzono i wsadzono do więzienia. Ani Urząd Marszałkowski nie zwlekał ze zwolnieniem go z pracy, ani partia z usunięciem go z grona członków, ani prokuratura z oskarżeniem, ani sąd z wydaniem wyroku. Nikt niczego nie tuszował, a winnego nie próbowano przenieść „do innej parafii”, czyli na inne urzędnicze stanowisko w innym mieście. Wszystko było tak, jak być powinno – i w świecie świeckim, i w świecie kościelnym. Przestępca został w grudniu 2021 r. skazany na prawie pięć lat więzienia, którą to karę faktycznie odbywa. Sprawa jest stara i jeśli ktoś ją w grudniu zeszłego roku „odpalił”, to nie dlatego, żeby była jakimś odkryciem i sensacją, lecz dlatego, że dostrzeżono w niej tzw. polityczny potencjał. Nadarzyła się okazja, aby ugodzić w kilkoro działaczy PO w Szczecinie, łącznie z posłanką z klubu Komitetu Obywatelskiego, związaną z Komitetem Obrony Demokracji Magdaleną Filiks – mamą zmarłego chłopca.

Dyskrecja wokół sprawy Krzysztofa F. podyktowana była koniecznością ochrony pokrzywdzonego dziecka. W sprawach dotyczących pedofilii księży również bardzo się o to dba i dlatego ze szczegółami opisywane są w mediach tylko takie, których ofiary są już od dawna dorosłe i wyraziły zgodę na podanie jakichś szczegółów. W wilczym świecie polityki można by jeszcze wyobrazić sobie częściowe złamanie tej zasady. Media „rządowe” mogłyby np. napisać, że działacz PO został skazany za pedofilię. Byle bez żadnych wskazówek dotyczących ofiary. Czy można by wspomnieć i o tym, że sprawca przestępstwa działał na rzecz osób LGBT i przeciwdziałania uzależnieniom? Owszem, pod warunkiem zaznaczenia przy tym, że kojarzenie obrońców praw LGBT z przyzwoleniem na pedofilię nie ma oparcia w rzeczywistości. W tym przypadku postąpiono całkiem na odwrót. Do insynuacji o „ukrywaniu” sprawy dołączyła powielana na profilach mediów społecznościowych ludzi związanych z władzą podła sugestia, że pedofilia i LGBT mają ze sobą wiele wspólnego. Dziś, gdy Mikołaj nie żyje, wpisy są kasowane. Na szczęście w wielu przypadkach zachowały się ich kopie.

Jednakże sprawa śmierci Mikołaja Filiksa ma jeszcze jeden ważny aspekt. Częścią oszczerczej narracji ludzi władzy i ich medialnych najmitów jest kłamliwa paralela pomiędzy Platformą i Kościołem. Jako że opozycja przyłącza się do krytyki Kościoła, który przez długie dekady praktykował i do dziś praktykuje tuszowanie bardzo licznych w tym środowisku spraw pedofilskich, nadarzyła się sposobność, aby za jednym zamachem zdyskredytować partię Donalda Tuska jako dwulicową, bo rzekomo postępującą tak samo jak Kościół, oraz podważyć samą krytykę Kościoła, która wszak traci na wiarygodności, jeśli ma być zasłoną dymną dla pedofilii w szeregach PO.

Nie da się tej manipulacji określić inaczej niż mianem łajdactwa. Pedofile nie zdarzają się w PO częściej niż w ogólnej populacji męskiej, podczas gdy pośród kleru jest ich wielokrotnie więcej – wedle badań prowadzonych w wielu krajach, także z udziałem instytucji kościelnych, 4 do 5 proc. duchownych katolickich popełniło przestępstwo na tle seksualnym wobec dzieci lub młodocianych. W PO nie ukrywa się pedofilów, podczas gdy Kościół nie powiadamia policji o znanych sobie jej przypadkach, a księży pedofilów do niedawna rutynowo przenosił na inne stanowiska pracy, czyli do innej parafii. Jak dowiadujemy się m.in. z książki „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział” Ekke Overbeeka, jeszcze jako biskup krakowski Karol Wojtyła bardzo aktywnie chronił kilku księży pedofilów, w tym recydywistę, którego kilkakrotnie przenosił do kolejnych parafii. Uratowanie wizerunku Karola Wojtyły to misja całkowicie niemożliwa, lecz jako że los Kościoła w Polsce i PiS są od dawna ze sobą ściśle sprzężone, propaganda rządzącej partii chwyta się każdego sposobu, aby podtrzymać pośród swych wyborców kłamliwe przeświadczenia na temat rzekomej nagonki na Kościół, w którym jakoby pedofilia wcale nie była szczególnie częsta, oraz rzekomej nagonki na Jana Pawła II, który „nie wiedział”, a gdy tylko się „dowiedział”, to podjął należyte kroki.

Aby potrzymać te kłamstwa i tę wybielającą Kościół i Karola Wojtyłę narrację, poświęca się godność ofiar kościelnej pedofilii, których cierpienie umniejsza się i bagatelizuje. Taka postawa zaprowadziła polityków i pracowników mediów aż na skraj moralnej przepaści. Przepaści, w którą dziś właśnie skoczyli. Lekceważenie ofiar pedofilii w Kościele znieczuliło ich na ofiary pedofilii w ogólności, a za znieczulicę tę zapłacił życiem niespełna 16-letni Mikołaj Filiks.

Czytaj też: Odwracanie kota ogonem. TVP o Pawle Adamowiczu

Krzyczy sama śmierć Mikołaja

Ze względu na pamięć Mikołaja, ze względu na szacunek dla jego rodziny nikomu nie wolno wykorzystywać tej tragedii do najsłuszniejszych nawet celów politycznych. Z pewnością w gabinetach władzy i w reżimowych redakcjach trwają gorączkowe narady, jak by tu zminimalizować straty i zrelatywizować oraz umniejszyć własne winy. Pozostawmy ich w spokoju – niech knują, bo na knuciu polega całe ich życie. Jednak uważajmy na prowokatorów, którzy mogą dopuścić się czynów gwałtownych – niejako w imieniu ludzi dobrej woli oraz w imieniu środowisk politycznych opozycji. Nie dajmy się sprowokować i nie pozwólmy sobie na to, aby prowokatorom udało się przekonać opinię publiczną, że działają w porozumieniu i za przyzwoleniem polityków opozycji.

Opozycja nie powinna chcieć żadnego głosu wyborczego, który może jej przypaść w związku ze śmiercią Mikołaja. Nasza powinność jest dziś inna. Powinniśmy stanąć przy naszej koleżance Magdzie Filiks i przy rodzinie zmarłego Mikołaja, aby dać im wsparcie, zademonstrować przejęcie i wzburzenie. Nie będziemy jednak krzyczeć – nawet najsłuszniejszych rzeczy. Krzyczy sama śmierć Mikołaja. Tak jak zamordowany prezydent Gdańska Paweł Adamowicz Mikołaj Filiks pozostanie na zawsze symbolem i przestrogą dla wszystkich polityków i dziennikarzy, aby pamiętali, do czego może doprowadzić medialna nagonka. Śmierć Pawła Adamowicza najwyraźniej nie wystarczyła – niechaj śmierć Mikołaja Filiksa wreszcie będzie tą ostatnią.

Magdo, Twój ból jest dziś bezbrzeżny i nie ma nic, co mogłoby go ukoić, oprócz niemiłosiernego z natury, lecz w cierpieniu przecież miłosiernego czasu. Ale wiedz, że Mikołaja zna dziś cała Polska i pamiętać go będzie przez wiele, wiele lat jako ofiarę, która może zapobiec wielu innym śmierciom. Mikołaj na zawsze będzie już nastolatkiem, jasnym dzieckiem, o którym dobrzy i źli ludzie będą myśleć, ilekroć w naszym kraju ktoś ulegnie pokusie, by w walce politycznej przekroczyć czerwoną linię. Paweł sam nie wystarczył, aby być przestrogą. Może dopiero z pomocą Mikołaja, we dwóch, dadzą radę.

Czytaj też: Hejterzy znad Wisły

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną