Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jeśli pod Bydgoszczą spadł rosyjski Ch-55, trafi wojskowych i rządzących polityków

Niezidentyfikowany obiekt wojskowy w okolicach Bydgoszczy, 27 kwietnia 2023 r. Niezidentyfikowany obiekt wojskowy w okolicach Bydgoszczy, 27 kwietnia 2023 r. Kacper Pempel / Forum
Narzuca się sformułowanie, że „w każdym normalnym kraju” sprawa taka jak wtargnięcie pocisku należącego do kraju agresora w czasie trwającej wojny wywołałaby skandal, dymisje lub zawieszenie w obowiązkach osób potencjalne odpowiedzialnych. A także publiczne dochodzenie, przejrzyste dla obywateli.

To jeszcze nie oficjalna pewność, ale istotne uprawdopodobnienie faktu niepokojącego i niewygodnego – że przestrzeń powietrzna Polski i zarazem NATO została w czasie wojny naruszona przez rosyjskie uzbrojenie, którego długo nikt nie znalazł.

Czytaj też: Incydent w Przewodowie i co dalej? Cztery bolesne lekcje dla PiS

Jakim cudem w głębi Polski znalazł się Ch-55

Redakcja RMF FM, która ponad tydzień temu jako pierwsza poinformowała o znalezieniu wojskowego obiektu pod Bydgoszczą, uzyskała – na razie nieoficjalnie i anonimowo – wyniki ekspertyzy Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia, czyli podległej MON instytucji zajmującej się właśnie uzbrojeniem polskim i nie tylko. Zaangażowani w sprawdzanie szczątków eksperci nie mieli ponoć wątpliwości i potwierdzili wstępne podejrzenia, że jakimś cudem w głębi terytorium Polski znalazł się rosyjski lotniczy pocisk manewrujący Ch-55.

Broń to nie najnowsza, ale wciąż bardzo niebezpieczna, do niedawna stosowana nawet jako nosiciel głowic jądrowych. Dziś używana bywa przeciwko Ukrainie głównie w roli wabika dla systemów obrony powietrznej, który leci po to, by zmylić radary, ale nie przenosi ładunku wybuchowego. Specjaliści WITU mieli potwierdzić przyjętą jako najbardziej prawdopodobną hipotezę, że amunicja wleciała do Polski w grudniu, w czasie jednego ze zmasowanych uderzeń powietrznych Rosji przeciwko Ukrainie, najpewniej wskutek awarii. Doświadczeni reporterzy śledczy RMF (Krzysztof Zasada i Marek Balawajder) twierdzą, powołując się na własne źródła, że pocisk wystrzelił najprawdopodobniej rosyjski samolot Su-34 stacjonujący wówczas na Białorusi, był śledzony przez polskie i sojusznicze siły powietrzne, ale poszukiwania go zostały wstrzymane ze względu na złą pogodę. Dodają, że wówczas o sprawie nie poinformowano ani prokuratury, ani premiera Mateusza Morawieckiego. Śledztwo wszczęto dopiero, gdy pod koniec kwietnia pocisk znalazła przypadkowa osoba, media zrobiły szum, a politycy zostali zmuszeni do działania.

To zaledwie wstępne, szczątkowe rezultaty prac biegłych po tygodniu działań. Całość ekspertyzy będzie znacznie obszerniejsza, może dotyczyć nie tylko rodzaju i pochodzenia znalezionych szczątków, ale także tego, w jaki sposób znalazły się w lesie pod Bydgoszczą. Wszystko zależy od materiału wyjściowego, odszukanego na miejscu i dostarczonego przez wojsko, w tym sojuszników. Już wiadomo, że Polska zgłosiła się o pomoc do Stanów Zjednoczonych, bo powietrzne środki rozpoznania Amerykanów mogły wykryć, namierzyć i śledzić intruza z Rosji. Na pomoc w śledztwie samych Rosjan czy Białorusinów trudno liczyć, ale przynajmniej formalnie można by ich zapytać. Zwłaszcza że mimo trwającej wojny i politycznej wrogości wobec Zachodu kanały służące dekonfliktacji i wyjaśnianiu nieporozumień na szczeblu wojskowym między Rosją a NATO wciąż – przynajmniej teoretycznie – istnieją i kto wie, czy nie zostały użyte.

Pomimo największych od ponad 30 lat napięć obie strony deklarują, że nie dążą do wojny. Celowe skierowanie nad Polskę – kraj NATO – pocisku manewrującego byłoby eskalacją o potencjalnie katastrofalnych skutkach. Warto więc, by również Rosja jakoś się z tego incydentu wytłumaczyła. To już rzecz jasna nie zadanie dla ekspertów od wojskowej techniki, a dla prawników i dyplomatów. Jeśli śledztwo obejmie te zagadnienia, szybko się nie zakończy, co zresztą może być korzystne dla wielu zainteresowanych.

Czytaj też: To nie był atak na Polskę. Co to była za rakieta? Wyjaśniamy

Gdzie był Błaszczak

Bo jeśli potwierdzą się zebrane przez dziennikarzy RMF informacje, jakoby wojsko nie nadało sprawie formalnego biegu, by ją wyciszyć, a później nie było w stanie odnaleźć groźnego intruza, byłaby to sytuacja niezwykle obciążająca dla wizerunku sił zbrojnych i resortu obrony. Na spiżowej postaci Mariusza Błaszczaka mogłaby pojawić się rysa. Dziś nie wiemy, czy minister wiedział o zdarzeniu z rosyjskim pociskiem w czasie, gdy ono się rozgrywało. Przegląd publicznej aktywności wicepremiera pokazuje jednak coś zastanawiającego. W piątek 16 grudnia rano był w rodzinnym Legionowie na poświęceniu kaplicy szpitala budowanego przez służby medyczne MON. W południe miał być w Ostródzie na przysiędze uczestników kursu podoficerskiego. Jednak późniejszy komunikat 16. dywizji zmechanizowanej ani wpisy na resortowym profilu na Twitterze, ani fotograficzny dziennik Flickr, na którym resort starannie relacjonuje wyjazdy ministra, nie odnotowują jego pojawienia się w nowym garnizonie. Coś więc musiało mu przeszkodzić, że nie dojechał w region, o który ostatnio szczególnie dba i często w nim gości.

Dla opinii publicznej, a także dla oceny, kto i w jakim zakresie odpowiada za zdarzenie z pociskiem i jego następstwa, będzie niezwykle istotne, co i kiedy wiedział szef MON i co z tą wiedzą zrobił. Błaszczak zawsze uchodził za urzędnika i polityka przywiązanego do procedur, ostrożnego i dbającego o formalności. Przepływ informacji między wojskiem a nadzorującymi je cywilami będzie kluczowy. Kto jaką decyzję podjął? Kto i co wiedział? Czy zrobiono wszystko, by pocisk odnaleźć? Jak zachowali się politycy i urzędnicy odpowiedzialni za bezpieczeństwo państwa? Na tle takich pytań kwestie techniczne zdają się mieć znaczenie drugorzędne, ale od nich wszystko się zaczyna.

Czytaj też: NATO musi zacisnąć pięść, niekoniecznie atomową

Milczenie już nie wystarczy

Z dotychczasowych informacji wiemy, że prokuratura zakwalifikowała upadek pocisku jako spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób. Według RMF w grę wchodzi jednak sprawdzanie, czy doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych lub przekroczenia przez nich uprawnień. Cytowane przez radio świeże oświadczenia prokuratury i wojska nie komentują na razie dziennikarskich rewelacji i nie dodają żadnych nowych ocen sytuacji.

Na tle rutynowego braku komentarza śledczych i dowódców rozmownością o sprawie wykazuje się natomiast premier Morawiecki – potwierdzając, że nic o niej nie wiedział, zanim się nie dowiedział z mediów. „Ja się dowiedziałem o tym incydencie wtedy, kiedy poinformowałem o tym, czyli to było pod koniec kwietnia, kilka dni przed końcem kwietnia, w środku tygodnia. Mogę tylko powiedzieć, że w tym momencie, według mojej najlepszej wiedzy, biegli dokonują pełnych analiz zarówno miejsca i oględzin miejsca zdarzenia, jak i przedmiotu tego zdarzenia. Prokuratura prowadzi śledztwo i myślę, że minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak niebawem przedstawi raport w tej sprawie” – powiedział na konferencji prasowej.

Premier już raz wezwał ministra obrony do objęcia sprawy osobistym nadzorem, więc teraz, gdy ogłasza w imieniu Błaszczaka przedstawienie jakiegoś raportu, sprawa od razu nabiera politycznych rumieńców. Notabene Błaszczak przerwał swoje długie milczenie na temat incydentu w czasie pobytu w USA, gdzie mówił o sprawdzaniu procedur, konsultacjach z sojusznikami i odwoływał się do wypowiedzi dowódcy operacyjnego i samego premiera, którzy sugerowali rosyjskie pochodzenie znaleziska. Generalnie jednak unikał ocen i zasłaniał się właściwością prokuratury. Po powrocie, gdy wystąpił w Polskim Radiu, nie wypowiedział się w sprawie pocisku ani nawet nie został o nią zapytany. Ale teraz milczenie już nie wystarczy, gdy informacji żąda już nie tylko opozycja, ale nawet formalny zwierzchnik Błaszczaka – Morawiecki. Ten sygnał odnotować trzeba, choć nie warto sobie robić zbytniego apetytu na sam dokument, który – co można przewidywać – pozostanie prawdopodobnie niejawny i będzie najwyżej zaprezentowany posłom na zamkniętym posiedzeniu komisji obrony.

Błaszczak, Ziobro, Morawiecki

W takich sytuacjach narzuca się sformułowanie, że „w każdym normalnym kraju” sprawa taka jak wtargnięcie pocisku należącego do kraju agresora w czasie trwającej wojny wywołałaby skandal, dymisje lub zawieszenie w obowiązkach osób potencjalne odpowiedzialnych. A także publiczne dochodzenie, przejrzyste dla obywateli.

W Polsce nie ma jednak ostatnio tradycji niezależnych komisji śledczych, pracujących na rzecz interesu publicznego, niewielka jest też skuteczność organów kontroli państwowej czy parlamentarnej. Nadzieja, że tym razem będzie inaczej, jest niewielka, chociaż jeśli sprawa spod Bydgoszczy już stała się lub może się stać narzędziem wewnętrznej walki w obozie władzy, to – paradoksalnie – najwięcej możemy się o niej dowiedzieć od prokuratury, kierowanej przez lidera wewnętrznej opozycji Zjednoczonej Prawicy Zbigniewa Ziobrę. Na polityczny, przedwyborczy aspekt sprawy zwraca uwagę również RMF, pisząc, że „w rządzie trwa ostry konflikt między nadzorującymi służby i mundurowych Mariuszem Kamińskimi a ministrem sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro zresztą jako pierwszy z rządzących przekazał informację o znalezieniu pocisku pod Bydgoszczą i nie przez przypadek próbował ubiec w ten sposób ministra Kamińskiego”.

Dopowiedzieć można, że ubiegł również wojsko i nadzorujący je MON. Tyle że zdaniem znawców personalnych konfiguracji prawicy minister sprawiedliwości ma być bliżej ministra obrony i może nie chcieć go obciążać w dalszym toku śledztwa. Na pewno jednak zawartość zapowiedzianego „raportu MON” i ustalenia prokuratorów Ziobry warto będzie porównać. To, że do mediów wydostał się przeciek z ekspertyzy WITU, może świadczyć o chęci uchylenia choć części tajemnicy – niczego nie ujmując skuteczności i kontaktom reporterów RMF.

Czytaj też: Migi odlatują, F-35 nadlecą. Waży się lotnicza przyszłość Polski

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną