Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Sypialnia nr 4, czyli remont u Brudzińskiego. Zwykły śmiertelnik zapadłby się pod ziemię

Joachim Brudziński Joachim Brudziński Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Doszliśmy już do takiego etapu zdziczenia sfery publicznej, że osobom kradnącym „śmieszne kwoty” rzędu 100 czy 200 tys. zł chciałoby się dawać ordery za ofiarność i uczciwość.

Jak informuje na pierwszej stronie swego czwartkowego wydania „Gazeta Wyborcza”, państwowy Polski Holding Hotelowy, kierowany przez Gheorge Cristescu – przyjaciela i podopiecznego europosła Joachima Brudzińskiego, polityka z najbliższego otoczenia prezesa Jarosława Kaczyńskiego – wydatnie pomógł mu w remoncie mieszkania. Gazeta dotarła do maili z marca 2020 r., z których m.in. wynika, że osobiście sama pani dyrektor działu technicznego PHH Agnieszka Łabska fatygowała się do mieszkania Brudzińskiego na ul. Fabryczną w Warszawie, aby mierzyć ściany.

Korespondencja ma swoje smaczki i swój rozmach. Pani dyrektor pisze np. do swego prezesa tak: „sypialnia nr 4 musi wchodzić w salon więcej niż było zakładane”. Generalnie z wymiany maili wynika, że ekipa PHH robiła u Brudzińskiego remont. Jako że dziennikarzom nie udało się ustalić, kto i ile za to zapłacił, zachodzi domniemanie, że remont wykonano po bardzo korzystnej cenie. Gdyby tak nie było, zapewne chętnie udzielono by przynajmniej ogólnikowej informacji na ten temat, np. zapewniając, że zastosowano ceny porównywalne z rynkowymi. Zresztą nie chodzi tylko o cenę usług, lecz o sam fakt, że posiadająca 54 hoteli i innych obiektów korporacja generalnie nie świadczy detalicznych usług remontowych dla ludności. Świadczy je natomiast dla Joachima Brudzińskiego, patrona pana Cristescu.

Czy w hotelach PHH działają podsłuchy?

Niezależnie od tego, czy Brudziński zapłacił trzy czwarte czy może jedną czwartą rynkowej ceny remontu (szacowanej na kilkaset tysięcy złotych), mamy do czynienia z ewidentnym nadużyciem. Nadużyciem, dodajmy, nieznacznym w porównaniu ze skandalem, jakim było podsłuchiwanie gości hoteli PHH przez służby specjalne. Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, Cristescu poinformował Brudzińskiego o spotkaniu w warszawskim Marriotcie polityków opozycji ze Swiatłaną Cichanouską 10 września 2020 r., podając listę jego uczestników.

Liczne poszlaki i przecieki opisane w artykule Wojciecha Czuchnowskiego „Hotele na podsłuchu” („Gazeta Wyborcza”, 17 kwietnia 2023) bardzo uprawdopodobniają przypuszczenie, że w hotelach PHH działają podsłuchy. Za ten stan rzeczy odpowiadają oczywiście służby, lecz również prezes Cristescu, a pośrednio Joachim Brudziński, bo jak wynika z korespondencji między panami, europoseł jest faktycznym (choć nieformalnym) przełożonym pochodzącego z Rumunii menedżera.

Zwykły śmiertelnik ze wstydu by się pod ziemię zapadł, lecz nie „Jojo”. „Tak jak zapowiadałem, jeszcze dziś skieruję sprawę do sądu przeciwko Red. Czuchnowskiemu z #GW za naruszenie moich dóbr osobistych”, napisał europoseł w swoim oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych w związku z rewelacjami „Gazety Wyborczej”.

Joachim Brudziński idzie w zaparte

Zarówno Polski Holding Hotelowy, jak i sam Brudziński wszystkiemu stanowczo zaprzeczają. Dodatkowo Brudziński gwałtownie odrzuca przedstawione przez „Gazetę Wyborczą” wyliczenia wskazujące, że jego dochody, powiększone o zaciągnięte pożyczki, nie pozwalają na zakup wszystkich nieruchomości, które jako europoseł wykazał w swym oświadczeniu majątkowym.

Cóż, gdy przyłapią cię na jakimś nadużyciu, za które kara musi być surowa, adwokaci zwykle doradzają, aby iść w zaparte. Przyznanie się do czegokolwiek może mieć bowiem fatalne skutki. To tak jak zrobić wyłom, w który można potem wsadzić jakieś twarde narzędzie i wszystko pootwierać i porozwalać. Przyłapany na nadużyciach polityk nie może dać do tego sposobności. Musi być „czysty jak łza”. A jeśli jest winien, to zmuszony jest łgać w żywe oczy i bezczelnie odgryzać się tym, którzy ujawniają i piętnują jego nadużycia. Taka tu obowiązuje wilcza „strategia procesowa”.

Jednakże Brudziński chyba niedokładnie skonsultował sprawę ze swoim prawnikiem, bo w buńczucznym oświadczeniu potwierdził autentyczność i wiarygodność maili, których kopie dotarły do „Gazety Wyborczej”, chociaż jednocześnie usiłuje tę wiarygodność podważyć, wskazując, że publikuje je „ruski portal”. Cóż, ruska wódka miewa 40 proc. czystego alkoholu, a ruskie zhakowane pisowcom maile bywają autentyczne. Zważywszy na brak reklamacji, oba przypadki zachodzą bodajże dość często.

Pisze więc Brudziński tak (pisownia oryginalna): „Twierdzenie na podstawie maili publikowanych przez ruski portal, czy też wykradzionych przez byłego pracownika, że rozmowa i konsultacje w sprawie prywatnego remontu jest tożsama z korzystania z publicznych pieniędzy (państwowy remont mieszkania Brudzińskiego) jest niczym innym, jak brudną, wyssaną z chorej nienawiści manipulacją. Remont przeprowadziłem za własne środki i własnymi siłami. Kłamstwem i manipulacją jest również zarzut, że moje wydatki przekraczały moje dochody pochodzące z pensji i innych dodatków wynikających z pełnienia przeze mnie funkcji europosła oraz opodatkowanych w Urzędzie Skarbowym pożyczek. Udowodnię to w sądzie, a pan Czuchnowski będzie musiał za swoje kłamstwa podzielić się swoimi środkami z którąś z organizacji charytatywnych”.

Co na to prezes Kaczyński

Poetyka oświadczenia robi wrażenie. Zwłaszcza obraz ssania nienawiści. Czy chodzi o pierś, czy może palec tej nienawiści, widok ssącego redaktora Czuchnowskiego i uczy, i bawi. No ale żarty żartami. Brudziński wydaje się bardzo pewny swego. Jednakże ta pewność siebie wymuszona jest przez okoliczności. Jeśli chce całkowicie zablokować aferę, która mogłaby osłabić jego pozycję polityczną, musi zamrozić ją w sądzie. Dopóki sprawa jest w sądzie, dopóty jest „w zawieszeniu”. Media i opinia publiczna muszą czekać na wyrok, i to najlepiej prawomocny. A że takowy zapadnie w najlepszym razie za kilkanaście miesięcy, Brudziński może spać spokojnie. Nie tylko dlatego, że do tego czasu wszyscy zapomną o sprawie i nikogo nie będzie już ona specjalnie obchodziła, lecz po prostu dlatego, że Jarosław Kaczyński, od którego całkowicie zależy kariera Brudzińskiego, uzna, że sobie poradził jak należy.

Kaczyński wie, że wszyscy wokół niego kradną, i to, czy akurat Brudziński wyłudził jakieś „grosze”, czy nie, pewnie go mało obchodzi. Przekręty w rodzaju afery respiratorowej czy NRBR opiewają na kwoty sto razy większe niż koszty najbardziej nawet „wypasionego” remontu mieszkania. Również przyzwyczajona już do powszechnego i absolutnie bezkarnego złodziejstwa opinia publiczna (łącznie z wyborcami PiS) nie będzie się przejmować tym, czy jakaś ekipa pracowników rządzonej przez PiS spółki wpadła na Fabryczną coś tam pomalować „szefowi” i ile ten „szef” za to zapłacił. W opętańczym złodziejstwie „na rympał”, o którym codziennie czytamy w prasie, remont Brudzińskiego to blotka na poziomie rozliczeń kilometrówek europosła Ryszarda Czarneckiego.

Doszliśmy już do takiego etapu zdziczenia sfery publicznej, że osobom kradnącym „śmieszne kwoty” rzędu 100 czy 200 tys. zł chciałoby się dawać ordery za ofiarność i uczciwość. Moja wiara, że Joachim Brudziński może buty czyścić swoim kolegom, jest szczera i niezachwiana. Gdyby był profesjonalistą, nie bawiłby się w taką drobnicę. Albo wzorem klasyka zamówiłby usługi, a po ich wykonaniu zamiast zapłacić, zaproponowałby, żeby wykonawca poszedł sobie do sądu.

Swoją drogą ciekawe, co na to wszystko właściciele marek reprezentowanych przez hotele PHH. W końcu poważne firmy, takie jak Marriott czy Hilton, wołałyby nie być kojarzone z podsłuchiwaniem gości przez służby specjalne oraz remontami w luksusowych apartamentach europosłów.

Czytaj też: Afera w NCBiR. Najłatwiejsze pieniądze w Polsce

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną